Do przybliżenia grupy wybrałem ich drugi krążek "Ill Innocence". Na tym albumie zdefiniował się ich oryginalny styl i objawiły wszystkie aspekty ich twórczości. Sporo w tym nieszablonowych pomysłów, a wszystko okrasza brudne, undergroundowe brzmienie. Tak jak już wspomniałem, motywem przewodnim całości jest mikstura black i doom metalu ("Speed of Blood", "At the Onset of the Age of Despair" czy "Killed by the Queen", w tym ostatnim to już konkretnie jedzie Hellhammerem), ale dochodzą do tego jeszcze naleciałości crust punkowe ("Ripper in the Gloom", brawa za niesamowite akustyczne intro) czy nawet sludge'owe ("SLOG"). Zróżnicowanie jest dosyć spore, ale zespolone jednym klimatem. Osobną kwestią są tu jeszcze wokale, też totalny miszmasz. Mamy to growle, ryki, wrzaski, co tylko, totalny odjazd proszę Państwa!Materiał jakby nie było trendom się nie kłania, jest absolutnie spontaniczny i szczery. Nie ma tu wirtuozerki, nie ma jakiejś specjalnej złożoności, jest prosto i konkretnie. Nad całością wisi jednak jakiś nienazwany pierwiastek, który mimo tej swoistej prostoty czyni muzykę Gallhammer niesamowicie oryginalną. Jest coś na rzeczy skoro za mastering materiału tych Pań wziął się sam Nocturno Culto z Darkthrone. Przypadek? Nie sądzę. Szkoda, że w 2013 grupa zawiesiła działalność, nie tak długo po wydaniu swojego trzeciego albumu "The End" (2011). Panie ewidentnie miały potencjał i chętnie posłuchałbym ich kolejnych płyt. No ale cóż, trzeba się cieszyć tymi, które są. Krótko i zwięźle- polecam!

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz