Jak do tej pory z zespołów hołdujących staremu brzmieniu szwedzkiego death metalu uznawałem tylko Repugnant, jakoś nic innego specjalnie mi nie podpasowało. Aż do niedawna kiedy to postanowiłem dać szansę białostockiemu The Dead Goats. Na początku się nie zachwyciłem (nie wiem dlaczego, może jakiś kacuś, zmęczenie czy inna cholera), ale po kolejnym podejściu byłem już na tyle zauroczony i przekonany, że postanowiłem sobie sprawić ich najnowszy album oraz demo "Ferox".
I cóż nam Martwe Kozły serwują? Ano precyzyjnie podany death metal w starym, dobrym, szwedzkim stylu, który osobiście gloryfikuję i stawiam ponad każdy inny. Dismember leje się tu strumieniami, a w echu odbijają się ciche głosy Entombed, Unleashed czy At the Gates w latach swojej świetności. Repugnant macie konkurencję!
"All of the Witches" to bardzo równy i spójny materiał, nic specjalnie nie wychodzi tu przed szereg. Utwory tną równo i precyzyjnie aż od klimatycznego intra po koniec płyty. Brzmienie jest gęste, treściwe i mocarne, wszystko wg. szlachetnego wzorca. Najbardziej zapadły mi w pamięć utwory "Of Darkness and Decay" oraz "Conquering the Worm".
Co się tyczy dema Ferox (2014), (choroba, to nawet nie brzmi jak demo, a jak regularna epka) to nie odbiega ono w żaden sposób od pełnych wydawnictw, to to samo solidne łojenie. Zwłaszcza kawałek "Into the Haven", no klasa po prostu, równie dobrze mogło to nagrać Dismember. No i specjalnie wyróżnienie ode mnie za okładkę, mistrzostwo!
Dużo tych pochlebstw tu serwuję pod ich adresem, ale uważam, że się należy, po prostu jest za co. Grupa zasługuje na spore uznanie i solidne miejsce na scenie, i to nie tylko naszej. Ich muzyka to świetny przykład czerpania ogromu inspiracji z przeszłości i robienia z nich należytego użytku nie będąc posądzanym o zrzynanie. Polecam ich muzyczny dorobek wszystkim i każdemu z osobna! Ja na pewno zostanę przy ich płytach na bardzo długo.
wtorek, 30 sierpnia 2016
poniedziałek, 29 sierpnia 2016
The Hellacopters- Toys and Flavors (Polar 2000, singiel)
Dziś dla od miany coś niemetalowego, ale z metalem powiązanego. Jakiś czas temu postanowiłem uśmiechnąć się do twórczości Nicke'go Anderssona nie związanej z Entombed. Na pierwszy ogień poszło The Hellacopters. Cóż to za genialna mieszanka hard rocka i r'n'r! Jak usłyszałem ich po raz pierwszy to szczękę zbierałem z podłogi przez dłuższą chwilę. Nie dość, że jest to niesamowicie chwytliwe i nośne to jeszcze Nicke udowadnia, że nie samym death metalem człowiek żyje i, że potrafi się odnaleźć także w innej muzyce. Ponad to udowadnia tu swój multi-instumentalny kunszt, w The Hellacopters poza komponowaniem odpowiada za wokal i gitarę. Jest moc i nie ma co do tego wątpliwości.
Ostatnimi czasy znalazłem na aukcji za grosze ich singiel z 2000 roku, który promował album "High Visibility". Płytka trwa niespełna 7 minut i serwuje nam dwa utwory, "Toys and Flavors" oraz "Cross for Cain". Pierwszy to urodzony hicior ze znakomitymi partiami gitar i fajnymi solówkami, a partie pianina nadają całości oldschoolowego sznytu. Utwór bez wątpienia daje się zapamiętać na o wiele dłużej niż chwilę. Kolejny to doskonały back-up dla swojego poprzednika. Dynamiczny i szarżujący "Cross for Cain" to doskonałe dopełnienie na tzw. stronę B. Z singla aż kipi frajda z grania, a przecież w tej muzyce o to chodzi. Czuć tutaj autentyczną pasję i czerpanie graściami z najlepszych wzorców z lat 70-tych. Nic tylko polecać ten zespół, to naprawdę solidne rock 'n' rollowe granie z potężną dawką energii. Ogromna szkoda, że parę lat temu postanowili zawiesić działalność. Cóż, przynajmniej zostawili po sobie zacny płytowy dorobek do zapoznania się z którym szczerze zachęcam.
Ostatnimi czasy znalazłem na aukcji za grosze ich singiel z 2000 roku, który promował album "High Visibility". Płytka trwa niespełna 7 minut i serwuje nam dwa utwory, "Toys and Flavors" oraz "Cross for Cain". Pierwszy to urodzony hicior ze znakomitymi partiami gitar i fajnymi solówkami, a partie pianina nadają całości oldschoolowego sznytu. Utwór bez wątpienia daje się zapamiętać na o wiele dłużej niż chwilę. Kolejny to doskonały back-up dla swojego poprzednika. Dynamiczny i szarżujący "Cross for Cain" to doskonałe dopełnienie na tzw. stronę B. Z singla aż kipi frajda z grania, a przecież w tej muzyce o to chodzi. Czuć tutaj autentyczną pasję i czerpanie graściami z najlepszych wzorców z lat 70-tych. Nic tylko polecać ten zespół, to naprawdę solidne rock 'n' rollowe granie z potężną dawką energii. Ogromna szkoda, że parę lat temu postanowili zawiesić działalność. Cóż, przynajmniej zostawili po sobie zacny płytowy dorobek do zapoznania się z którym szczerze zachęcam.
sobota, 27 sierpnia 2016
North- Demo'ns of Fire 93/94 (Werewolf Promotion 2015)
Na tapecie znowu Black Metal. Tym razem będzie to podróż w czasie do okresu świetności polskiej sceny. Rok temu Werewolf Promotion uraczyło nas wznowieniem demówek North. Na cd znajdują się demo rehersal z 93' "Entering the Dark Kingdom", demko "As my Kingdom Rises" oraz materiał promo z 94'. Na duży plus idzie tu fakt, że wydawca przelał na płytkę utwory w ich pierwotnej, niezmienionej wersji, zero remasteru czy jakiś innych poprawek. Brzmi to surowo, jakość pozostawia wiele do życzenia, dźwięk czasem faluje, tu coś trzeszczy, tam coś brzęczy. No, ale za to jaki klimat! Miazga po prostu! Te materiały przenoszą słuchacza do czasu kiedy najważniejsza była postawa, oddanie sprawie i sam fakt tworzenia mrocznej sztuk na pohybel wszystkiemu. Warsztat muzyczny nie był porywający, produkcja kulała, czasem nie istniała w ogóle. Była w tym natomiast autentyczna pasja, świeżość i wola twórcza. Kompletnie inny wymiar, kompletnie inne priorytety. Tej muzyki nie należy słuchać typowym uchem krytyka, tu trzeba wczuć się w atmosferę i zrozumieć fenomen powstałej w tamtym czasie black metalowej sztuki.
North emanuje na tych demach tym wszystkim co wtedy za tą muzyką stało. Demo "As my Kingdom Rises" to czysta esencja mroku i obok dem takich hord jak Graveland, Behemoth czy Xantotol to świadectwo tamtych czasów, część muzycznej księgi o polskiej scenie black metalowej lat 90-tych.
Co się tyczy samej formy wydawniczej to trudno oczekiwać tu czegoś więcej. Płomienna grafika okalająca całość, w książeczce wszelkie dane odnośnie dem zawartych na krążku, sporo archiwalnych fotografii. Jest naprawdę ok. Swoją kopię otrzymałem od Sirkisa, który pokusił się o bardzo fajny, krótki wpis przez co płytka nabrała sentymentalno- pamiątkowej wartości. Podobny sentyment mam do "Thorns on the Black Rose", której pierwsze wydanie dostałem jakiś czas temu od Thorna. Debiut North to jedna z tych płyt, które na zawsze skradły me serce w dziedzinie black metalu, no ale to już historia na oddzielny post. Z resztą coś już kiedyś o tym pisałem.
Do zakupu tego wydawnictwa nie trzeba specjalnie namawiać, myślę, że każdy zainteresowany już to u siebie ma, czy to na oryginalnych taśmach, czy też właśnie w niniejszej formie. Jak dla mnie mus jeżeli chodzi o naszą rodzimą scenę.
North emanuje na tych demach tym wszystkim co wtedy za tą muzyką stało. Demo "As my Kingdom Rises" to czysta esencja mroku i obok dem takich hord jak Graveland, Behemoth czy Xantotol to świadectwo tamtych czasów, część muzycznej księgi o polskiej scenie black metalowej lat 90-tych.
Co się tyczy samej formy wydawniczej to trudno oczekiwać tu czegoś więcej. Płomienna grafika okalająca całość, w książeczce wszelkie dane odnośnie dem zawartych na krążku, sporo archiwalnych fotografii. Jest naprawdę ok. Swoją kopię otrzymałem od Sirkisa, który pokusił się o bardzo fajny, krótki wpis przez co płytka nabrała sentymentalno- pamiątkowej wartości. Podobny sentyment mam do "Thorns on the Black Rose", której pierwsze wydanie dostałem jakiś czas temu od Thorna. Debiut North to jedna z tych płyt, które na zawsze skradły me serce w dziedzinie black metalu, no ale to już historia na oddzielny post. Z resztą coś już kiedyś o tym pisałem.
Do zakupu tego wydawnictwa nie trzeba specjalnie namawiać, myślę, że każdy zainteresowany już to u siebie ma, czy to na oryginalnych taśmach, czy też właśnie w niniejszej formie. Jak dla mnie mus jeżeli chodzi o naszą rodzimą scenę.
wtorek, 23 sierpnia 2016
Buio- Promo '14 (wydanie własne)
Buio to jednoosobowy projekt z Włoch w pełni inspirowany i poświęcony twórczości Burzum z okresu pierwszych 2 płyt. Posiadana przeze mnie promówka w 2014 roku to po prostu odzwierciedlenie wspomnianego zespołu tyle, że z jeszcze surowszym, demówkowym brzmieniem. Wokalnie Varg jest tu odwzorowany perfekcyjnie. Nie brak tu nawiązań do takich utworów jak "Dungeons of Darkness", "Key to the Gate" czy "A Lost Forgotten Sad Spirit". Jak pierwszy raz usłyszałem ten materiał to myślałem, że to jakieś materiały Burzum, które do tej pory nie ujrzały światła dziennego. Jak mi się tego słuchało? Hmm, mam mieszane uczucia. Z jednej strony nie lubię klonowania bo mamy tego na scenie aż nadto, ale z drugiej strony zagrane jest to tak wiernie wobec wzorca, że staje się to autentycznie interesujące.
Widać, że Count Morgul dołożył wielu starań i pracy żeby faktycznie brzmiało to jak stare Burzum. Słaba jakoś nagrań zabiera nieco przyjemności z odsłuchu i po pewnym czasie męczy, no ale co ma być słyszalne to słychać. Intryguje mnie mocno co dalej wyjdzie z tego projektu, szału nie ma ale coś w tym jest. Do tej pory Buio wypuściło 4 materiały demo i rzeczone promo. Z tego co mi wiadomo na ten rok planowany jest debiutancki album. Wydany będzie niestety w ścisłym limicie 200 kopii. Jeżeli ktoś zainteresował się tym tworem i chciałby sobie nabyć poniższe promo to chyba jeszcze jest ku temu szansa, najlepiej jest kontaktować się z Morgulem przez fb. Być może zostały jeszcze jakieś kopie. Myślę, że zagorzałym fanom starego black metalu można by ten projekt polecić. Jakbyście chcieli sobie odsłuchać co nieco to powinno być na yt, jeżeli nie to projekt ma swój profil na soundcloud Buio (One Man Band)
poniedziałek, 22 sierpnia 2016
Candlemass- Ancient Dreams (Active Records 1988/ Peaceville 2001)

Ciężko jest mi wybrać jakiś sztandarowy album tego zespołu bo debiut oraz wszystkie z Marcolinem w składzie są świetne. Pozornie wybór powinien paść na "Epicus Doomicus Metalicus", jako obecnie najsłynniejszy krążek grupy, ale ja jednak nie skłonię się ku takiemu rozwiązaniu. Postanowiłem wyszczególnić trzeci w kolejności "Ancient Dreams" wydany w 1988 przez Active Records. W tamtym czasie Candlemass było u szczytu swej popularności.
Jest to album nieco mniej mroczny ale i nieco mniej wygładzony niż "Nightfall". Zawiera drobną dawkę nieco żywszych utworów reprezentowanych tu przez "Mirror Mirror" (tutaj Marcolin dał niesamowity popis swoich możliwości wokalnych) oraz "The Bells of Acheron", nadal są to raczej średnie tempa, ale wprowadzają trochę urozmaicenia w ogólnie majestatyczną, wolną oraz epicką stylistykę. Bardzo fajnie wyszedł także medley kawałków Black Sabbath wrzucony na koniec płyty. Klasyczne utwory Toniego i spółki wyszły tu jakby były autorstwa Candlemass. Z utworów w typowej dla grupy stylistyce wyróżniłbym tu tytułowy "Ancient Dreams" oraz "Darkness in Paradise" (Leif Edling wielkim kompozytorem jest!). Płytę zdobi znakomita, oddająca klimat muzyki okładka zapożyczona z twórczości Thomasa Cole'a, konkretnie z dzieła "Journey of Life: Youth".
Podobno zespół nie był zadowolony z miksów, będąc pod presją ograniczeń czasowych nałożonych przez wytwórnię (w związku z amerykańską trasą) zabrakło nieco więcej przestrzeni nad pracę przy produkcji albumu. Ciężko jest w tej kwestii wystawić jakąś ocenę, mi podoba się to co zrobili. Ciekaw jestem jakby było to brzmiało po tych poprawkach, których album rzekomo wymagał.
Poniżej moja dwupłytowa reedycja "Ancient Dreams" wydana w 2001 przez Peaceville. Zawiera dodatkowy dysk z nagraniami live, wywiadem i video. Fajna i solidna reedycja.
niedziela, 21 sierpnia 2016
Przebudzenie- Krótka historia Merciless
Korzeni szwedzkiego death metalu należy doszukiwać się w takich grupach jak Obscurity, Mefisto i własnie Merciless. Żadna z nich nie wykonywała death metalu, ale brzmieniem oraz dążeniem do bardziej ekstremalnych dźwięków zbliżyła się do tego co później zapoczątkowały Nihilist oraz Morbid. Ze wspomnianej na początku trójki najbardziej wyróżnia się Merciless. To ich death/ thrashowa mieszanka zainspirowana przez takie grupy jak Slayer, Bathory, Destruction czy Sodom wykrzesała iskrę z której już niedługo miał rozpętać się ogień.
Merciless powstał w 1986 roku z inicjatywy trzech entuzjastów ciężkich brzmień: Fredrika Karlena, Stefana Karlssona oraz Erika Wallina. Niedługo potem, jako wokalista, dołączył do nich Kalle. W tym składzie nagrali w 1987 swoje pierwsze demo "Behind the Black Door". Jak na tamte czasy materiał był dosyć brutalny, a to co zaprezentował wokalnie Kalle było w tamtym czasie pionierskie na szwedzkiej scenie, mocno zbliżył się do spopularyzowanego później growlu. Demówka zbierała bardzo pochlebne recki w lokalnych zinach i o grupie zaczęło robić się głośno. Jej jakość przewyższała wtedy wszystkie inne dema. Kolejny rok przyniósł zmiany personalne, odszedł Kalle, a na jego miejsce wskoczył Rogga Pettersson, który jest w zespole po dziś dzień. Wokalnie przerósł swojego poprzednika, zespół wspomina, że miał i ma najlepszy thrashowy wokal jaki tylko można sobie wyobrazić. W tym samym roku Merciless nagrali swój przełomowy materiał, demo "Realm of the Dark". Materiał na nim zawarty był naturalnym progresem w stosunku do "Behind the Black Door". Utwory były szybsze, cięższe, bardziej rozbudowane, ze zmianami tempa. Wokale Roggi także zrobiły swoje. Powstał materiał bez skazy. Demo bardzo szybko rozeszło się wśród fanów ekstremalnych dźwięków na całym świecie, zwłaszcza w Szwecji. To demko miał każdy, i każdy się nim zachwycał. Zespół zdobył renomę i rozpoznawalność, listy od zinów i fanów napływały do zespołu tonami, nie było mocy przerobowych żeby na nie wszystkie odpowiadać.
Niebawem Merciless wzbudziło zainteresowanie młodej wytwórni z Norwegii Deathlike Silence kierowanej przez Euronymousa we własnej osobie. Zespół spodobał mu się na tyle, że postanowił podpisać z nimi umowę na wydanie pełnej płyty, która miała być pierwszą w katalogu wytwórni. "The Awakening" to pierwszy pełny album w historii szwedzkiego death metalu. Zespół zarejestrował go w studiu Tuna (tym samym w którym nagrano demo "Realm of the Dark") latem 1989. Podczas nagrywania obecny był cały skład Mayhem (bez Hellhammera), którzy przyjechali specjalnie żeby towarzyszyć Merciless podczas sesji, a przy tym dobrze się bawić. Po tygodniu pracy w studio płyta była gotowa. Mayhem wróciło do Norwegii wioząc ze sobą taśmę matkę "The Awakening". Wydany w marcu 1990 roku album powtórzył sukces dem i najbardziej z owych trzech nagrań zbliżył się do czysto death metalowych struktur. Wtedy Merciless rządził podziemiem.
Niestety bardzo szybko zostali odstawieni na boczny tor przez takie grupy jak Entombed, Dismember, Grave czy Unleashed, które serwowały słuchaczom czysty death metal, który zdetronizował wtedy thrash. Brzmiały soczyściej i mniej obskurnie niż Merciless, które pozostało wierne swojemu oryginalnemu, surowemu brzmieniu i thrash/ death metalowej hybrydzie. Niemniej jednak na stałe zapisali się do kanonu klasyki.
W roku 1992 nagrali świetny "The Treasures Within", a w 1994 mój absolutny faworyt "Unbound", na którym zaprezentowali, fajne dopracowane, mocarne brzmienie i nieco większą różnorodność kompozycji. Ostatnim, albumem Merciless jest jak dotąd "Merciless" z 2004 roku. Po tym materiale zespół zawiesił działalność. Niedawno jednak zeszli się znowu, w oryginalnym składzie i 27 oraz 28 października mają zagrać w Sztokholmie u boku min. Grave, Unleashed, Necrophobic oraz reaktywowanego niedawno Entombed. Liczę, że na tym się nie skończy i niebawem uraczą nas nowym albumem. Niech na nowo Przebudzi się Królestwo Ciemności!
piątek, 19 sierpnia 2016
Thy Serpent- Forests of Witchery (Kvlt 2015)
W kwestii black metalu Finlandia sroce spod ogona nie wypadła, wystarczy wspomnieć takie grupy jak chociażby Beherit, Satanic Warmaster czy Archgoat. Thy Serpent to kolejny przykład. Grupa wykonuje black metal w stylu zbliżonym do wczesnego Dimmu Borgir. Są klawisze idące w parze z gitarami, fajna atmosfera i klimat. Charczące wokale Samiego idealnie się w to wszystko wpasowują (przypominają mi trochę te Nergala z dem Behemoth). Nie powiem, ucieszyłem się mocno kiedy zobaczyłem, że Kvlt wypuścił reedycje debiutu Thy Serpent "Forests of Witchery" za przystępną cenę. Jakoś do tej pory nie złożyło się na zakup 1 wydania, więc pomyślałem, że skorzystam, tym bardziej, że lubię tego typu black metalowe granie. Pamiętam, że jako oddanemu fanowi Mortiis bardzo spodobał mi się utwór zamykający tą płytę "Wine from Tears". Genialny, ambientowy smaczek ze średniowiecznym sznytem. Może się także kojarzyć ze starszą twórczością Summoning.
Po rozpakowaniu paczki przeżyłem drobne rozczarowanie. Nie tak się wydaje wznowienia. Sytuację ratuje tu sama muzyka i jej jakość oraz to że przynajmniej nie użyto do wykonania szaty graficznej słabego papieru i druku. Projekt został moim zdaniem zrobiony na odpierdol i po najmniejszej linii oporu. Zmieniono oryginalną okładkę. Jedne ujęcie lasu zastąpiono drugim. Pytam się, po co?! Kolejna sprawa to wkładka. Mamy 6 utworów, teksty są tylko do dwóch. Nie wiem, może zapis reszty zaginął, może nie chciało się więcej drukować w ramach cięć kosztów, może co innego, nie wiem. Wiem tylko, że albo daje się wszystko albo nic, inaczej mamy skopaną kompozycję. Kolejna sprawa. Jak można dać do wznowienia starego albumu obecne fotografie lidera grupy? Pasuje to jak pięść do nosa. Jeżeli tak jak ja lubicie różne archiwalne smaczki to tego tu nie dostaniecie. Trzecia sprawa do zagospodarowanie tego graficznego "projektu". Motyw z okładki mamy pod płytą oraz na dwóch środkowych stronach książeczki. Nie wiesz jak zagospodarować miejsce? Walnij kilka razy ten sam motyw, a na dwóch środkowych kartkach dodaj do niego logo zespołu. Pomysł iście genialny, na pewno wszystkim się spodoba!
Tak jak wspomniałem wydawnictwo to ma wartość jedynie muzyczną bo materiał jest przedni i jeżeli chce się nim zasilić kolekcję za niewielkie pieniądze to jest ku temu okazja. Jeżeli natomiast szuka się wydawnictwa, które poza samą muzyką niosło będzie walory kolekcjonerskie, które będzie cieszyło nie tylko ucho, ale i oko to szkoda zachodu. Odsyłam do oryginalnego wydania Spinefarm z 1996, to będzie znacznie lepszy wybór.
Subskrybuj:
Posty (Atom)