czwartek, 30 czerwca 2016

Iron Maiden- Fear of the Dark (EMI 1992)

Jako, że niebawem Maideni zagoszczą na naszej ziemi wypada coś apropo tego napisać. Chyba wszyscy wiedzą czym jest Iron Maiden dla heavy metalu. Nawet babcia wie, czasem zapomina, ale wie! Zespół który inspirował dziesiątki innych grup, który wniósł do metalowej muzyki nową jakość, wyznaczył nowe ścieżki i zapisał się w historii. Kolejne pokolenia młodych adeptów ciężkich brzmień zasłuchują się w ich dokonaniach z tą samą pasją co ich rówieśnicy kiedy zespół był u szczytu kariery. Nie ma się co dziwić bo Iron Maiden to coś więcej niż sama muzyka.
W 1992 roku nastąpił dla zespołu przełom, wydając album "Fear of the Dark" zakończyła się pewna epoka w ich działalności. Był to ostatni album, którego producentem był Martin Birtch. Pracował z zespołem od 1982 roku, po "Fear of the Dark" przeszedł na zasłużoną emeryturę. Kolejną zmianą była warstwa graficzna. Po raz pierwszy okładki nie wykonał Derek Riggs. Tym razem zadanie to przypadło Melvyn'owi Grant'owi. Album był też ostatnim, na jakiś czas, z Bruce'm Dickinson'em na wokalu. który postanowił opuścić zespół aby poświęcić się solowej karierze.


Muzycznie, przed "Fear of the Dark" stało spore wyzwanie. Musiał nieco naprawić sytuację po raczej przeciętnym "No Prayer for the Dying". Praca został odrobiona w 110%. Album jest wyśmienity i zawiera masę naprawdę znakomitych, zróżnicowanych kompozycji. Singlowe "Be Quick or Be Dead" oraz "From Here to Eternity" otwierające płytę to istne petardy, które na stałe zagościły w setlistach zespołu, majestatyczny "Afraid to Shoot Strangers" z genialnym przyspieszeniem w środku, ballada autorstwa Gers'a i Dickinson'a "Wasting Love" i wreszcie epicki i uwielbiany przez fanów, tytułowy "Fear of the Dark". Są to oczywiście tylko najważniejsze, najjaśniejsze punkty płyty i nie znaczy to, że pozostałe są słabe, cała płyta jest naprawdę bardzo dobra (taki "Childchood's End", cóż za melodia wiodąca!"). Pojawiają się opinie, że album zawiera nieco wypełniaczy, nie podzielam tego zdania. Może mogli sobie darować "Chains of Misery" bo niczym specjalnie nie absorbuje, ale to takie szukanie dziury w całym niż konkretny zarzut.
Jak na zakończenie pewnego etapu w działalności Maidenów płyta wypadła genialnie i nadrobiła poprzednią z nawiązką. Po wydaniu "Fear of the Dark" zespół wystartował z trasą "Real Live Tour" z której powstały dwie płytki live wydane już po odejściu Bruce'a, "Real Live One" oraz "Real Dead One", notabene bardzo udane.
Poniżej moja reedycja albumu z 1998 roku. Drobny sentymencik stoi za tą konkretną kopią. Była to jedna z moich pierwszych płyt Maidenów zakupiona dla mnie przez tatę w jakieś budzie muzycznej w Zakopanem ok. 11 lat temu. Pamiętam z jaką dezaprobatą wypowiadał się o okładce haha ("zespół ok, ale co to za szkaradztwo na okładce, szatany jakieś!").


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz