czwartek, 31 stycznia 2019

Architect of Disease- The Eerie Glow of Darkness (The End of Time Records 2017)

Już od jakiegoś czasu nie słyszałem płyty z tak wyraźnymi inspiracjami Mayhem. Drugi pełny album Architect of Disease ma wiele wspólnych elementów z takim chociażby "De Mysteriis Dom Sathanas". Rzecz jasna nie takich mocno dosłownych, ale to słychać nie tylko w riffach, ale nawet i w wokalu. Przypomina momentami manierę Attili. Wypada mi potraktowąć to na duży plus, bo słucha się tego naprawdę dobrze. Płyta tworzy bardzo mroczny, niepokojący klimat zupełnie tak jak Norwegowie na swoim pierwszym długograju. Kolejnym ciekawym nawiązaniem, ale wyraźnym tylko w utworze tytułowym, jest odniesienie do trzeciego długograja Bathory- "Under the Sign of the Black Mark". Mowa tu o solówce pod koniec utworu. Zrobione to zostało tak misternie, że autentycznie przeniosłem się myślami do tego klasyka z dyskografii Quorthona (to już druga płyta w tym miesiącu na której słyszę wpływy tego albumu, z resztą trudno się dziwić). Druga połowa albumu to już bardziej estetyka towarzysząca obecnemu obliczu Black Metalu, momentami nawet Black/ Death Metalu, ale atmosfera nie spuszcza z tonu i do końca mamy do czynienia ze świetnym przepełnionym złowieszczością albumem. Diabelstwo sączy się z tych dźwięków z każdą minutą. Okładka jest tu swoistym odzwierciedleniem zawartości. Może album nie wnosi niczego odkrywczego, ale swoim urozmaiceniem i sporą dawką wycieczek do legend i wzorców gatunku tworzy tak wyśmienitą całość, że jestem niemal pewien, że nie raz do "The Eerie Glow of Darkness" wrócę. Czasem bywa tak, że płyta jest dobra, ale jakoś niespecjalnie cokolwiek się z niej zapamiętuje, jakoś to wszystko wietrzeje z głowy. W przypadku omawianego tu krążka Architect of Disease nie ma mowy o czymś takim. Już jeden odsłuch wystarcza aby ją zapamiętać i to, wydaje mi się, nie na chwilę. Polecam!

https://www.facebook.com/Architect-Of-Disease-425689324215174/
https://www.youtube.com/channel/UCbcT-1oWp0uz-9lwzRE6cvQ

poniedziałek, 28 stycznia 2019

Ancestor- Lords of Destiny (Awakening Records 2018)

Przyznam, że ostatnie poczynania Sodom, pierwszy długograj tajlandzkiego Nuclear Warfare oraz właśnie pierwszy, pełny krążek Ancestor, to trzy powody dla których ostatnio ze znacznie większą uwagą przyglądam się scenie Thrashowej, graniu, które do tej pory traktowałem raczej po macoszemu. I Ancestor jest tu na czele!
Ta młoda ekipa z Chin gra tak jak jakbyśmy chcieli aby wielu weteranów sceny grało. Czerpią garściami z teutońskiego Thrashu spod znaku Destruction, Kreator czy Sodom, dodając do tego co nieco ze starej sceny amerykańskiej, przemycając wpływy również takiego Death Angel i Dark Angel. Trzeba przyznać, że większość ze wspomnianych zespołów mogliby obecnie zawstydzić. Ponad 30-minutowy materiał "Lords of Destiny" to kopalnia wszystkiego tego co charakteryzuje wściekły, kipiący energią i agresją Thrash starej szkoły, to co w tym graniu najważniejsze. Wszystko to zamknięte w dziewięciu znakomitych kawałkach. Rozpływam się tu trochę w zachwytach, ale to naprawdę kawał solidnego materiału, wręcz porywającego. Słuchając go z marszu rodzi się w myślach stwierdzenie "I to jest to! Tak to należy robić!". Thrash nie jest jakąś skomplikowaną sztuką, raczej wszystko już w tej materii powiedziano, a wzorce dawno już zostały określone, w większości niedoścignione. Dlatego też wyzwaniem jest zagranie tego tak jak kiedyś, z pasją i świeżością, która przełamie narosłą w temacie przewidywalność. Trzeba wyczucia, trochę pomysłu i właściwie wykorzystanych inspiracji. Załodze Ancestor moim zdaniem się to udało, miała i ma tu miejsce każda z wymienionych wytycznych. Teraz powinni tylko kuć to żelazo na przynajmniej tym samym poziomie, chociaż powiem szczerze, że spodziewam się od nich w przyszłości czegoś więcej. To jeden z najbardziej obiecujących, nowych zespołów globalnej sceny undergroundowej, czołówka w Chinach i równie wysoko jeżeli chodzi o klasyczny Thrash.
Na Ancestor swojego czasu zwrócił moją uwagę Johannes Chan, mój dobry znajomy prowadzący Destruktion Records i redagujący zina Bestial Desecration. Dziękuję mu z tego miejsca ogromnie, bo się nie zawiodłem. Tak jak on polecał mi tę ekipę wtedy, tak teraz ja polecam ją wam! Daję gwarancję, że kto gustuje w przede wszystkim niemieckim Thrashu i sięgnie po "Lords of Destiny" nie dozna zawodu! Ten krążek można brać w ciemno!

https://www.facebook.com/AncestorCN/
https://ancestorcn.bandcamp.com/
http://www.destruktionshop.de/


niedziela, 27 stycznia 2019

Ignominia- Ars Moriendi/ Falsa Dinividad (Fallen Temple 2019)

Ostatnio Fallen Temple przyszło wydać dwa materiały (dwa na jednym cd) Ignominia, chilijskiej ekipy trudniącej się mieszanką Black, Thrash oraz Death Metalu. Na płytkę składa się EP "Falsa Dinividad" oraz pełny album "Ars Moriendi". Oba materiały oscylują u swych podstaw wokół twórczości kojarzonej z takimi grupami jak Angel Corpse, Incantation i Deicide. Do tego kotła zespół dorzuca naleciałości wściekłego Black oraz Thrash metalu ważąc dla nas całkiem przyjemną do wypicia miksturę. Proch nie zostaje tu odkryty na nowo, ale materiały zagrane są z wyczuciem, świadomością i stylem charakterystycznym dla Południowo Amerykańskiej sceny. Czyli jest diabelsko, z ogromem energii i siarczystym brzmieniem. Nie brak w tym też jakieś dozy szaleństwa. Cóż, chłopaki między wierszami nawiązują tu też trochę do starej Sepultury, Sarcofago, czy Vulcano, także dobrze wiecie czego może cie się tu spodziewać. Kult weteranów ich kontynentalnej sceny jest tu obecny. Z resztą jest to cechą większości zespołów z tego kontynentów jeżeli chodzi o oldschoolowe granie. Mnie oba materiały wciągnęły, słuchało się dobrze i z zaciekawieniem. Nie złapałem się na tym żebym chciał zatrzymać odsłuch bo wieje nudą. Powiem nawet, że za jakiś czas z chęcią sobie do "Ars Moriendi/ Falsa Dinividad" wrócę. Jak ktoś chce posłuchać sobie czegoś mniej znanego, obczaić co się w ichnim podziemiu wyrabia, to zachęcam do sięgnięcia po to wydawnictwo.

https://www.facebook.com/ignominiachile/
https://ignominia.bandcamp.com/
https://www.facebook.com/fallentemple666/


czwartek, 24 stycznia 2019

Cult Ov Black Blood- Abhorrence Ov God (Total War 2019)

"Abhorrence Ov God" to kompilacja trzech demówek jakie nagrał do tej pory Cult Ov Black Blood. Co tu znajdziecie? Ano proste, przesiąknięte diabłem i swądem siarki, Black/ Death Metalowe łojenie. Totalny kult i hołd dla grup takich jak Archgoat, Beherit (zwłaszcza tych dwóch) Blasphemy, Goat Semen czy Proclamation. Toporne surowe brzmienie bez upiększeń, bez skupiania się nad każdym detalem. Jedzie od tego zatęchłą piwnicą na dystans. Jest to poziom surowizny, który wciąż z chęcią łykam. Brudu od cholery, ale wciąż jest to czytelne i ma klimat, klimat wczesnych dokonań wszystkich wymienionych wyżej zespołów. Ta sama estetyka, typ riffów, wokalu. Co tu dużo mówić, jak ktoś lubi taką właśnie rogaciznę to trafił na niezawodny materiał (a, no i warto wspomnieć, że to nasi krajanie). Zawarte tu demówki na dobrą sprawę różnią się tylko brzmieniem, jego jakością, na pierwszym jest więcej tego piachu, jakość dźwięku nieco słabsza, ale z kolejnymi jest już tylko lepiej. Niemniej jednak nie wpływa to znacząco na odsłuch. Grańsko, rzecz jasna, cały czas w tym samym opętańczym, złowieszczym i typowym dla wczesnego Archgoat i Beherit stylu. Zmian nie ma, jest konsekwentnie, a tylko z lepszym warsztatem. Nie ma tu już zbytnio sensu więcej się rozwodzić i analizować, już po tym co napisałem zorientowani w temacie będą wiedzieli z czym to się je. Śmierć, bluźnierstwo i zniszczenie!
Jeżeli ktoś jest zainteresowany tym piekielnym wyziewem niech pisze na adres:
total_war_666@wp.pl


wtorek, 22 stycznia 2019

Nyctophilia- Ad Mortem et Tenebrae (Wolfspell Records 2018)

Nyctophilia to jeden z tych jednoosobowych projektów naszej podziemnej sceny Black Metalowej, który spora część w z was powinna kojarzyć. Pod koniec ubiegłego roku Grief wypuścił czwarty długograj pod wspomnianym szyldem i nie powiem, ten kawałek depresyjnej, posępnej, a niesamowicie atmosferycznej sztuki wziął mnie szturmem już od pierwszego kawałka. Nie można tu powiedzieć, że jest to jakaś nowość w temacie Black Metalu, ale Nyctophilia jest tworem niewątpliwie charakterystycznym w swojej niszy, w jakiś sposób rozpoznawalnym. Grief ma talent misternego łączenia agresywnego, surowego grania z klimatem tworząc dzieło z jednej strony zimne i tnące, a z drugiej melancholijne, miejscami wręcz majestatyczne. Taki jest właśnie "Ad Mortem et Tenebrae". Brakowało mi ostatnio jakieś płyty w takim właśnie stylu, z taką dawką emocji, takim brzmieniem z naszej sceny. I dostałem to wraz z tym albumem.
Na najnowszej płycie słychać inspiracje, echa takich zespołów jak Xasthur, Leviathan, Striborg, ale i w swojej atmosferze i wydźwięku również Vargrav czy Evilfeast. Mamy świetny skowyczący wokal, dobre, przestrzenne, acz surowe riffy, klawiszowe ozdobniki, wolniejsze fragmenty budujące nastrój (taki na przykład "When Stars Shine No More", notabene sztandarowa kompozycja z płyty) no czego chcieć więcej. Co ważne, podczas słuchania czuć w tym materiale jego autentyczność, emocje towarzyszące twórcy. Dostajemy tu pięć rozbudowanych kompozycji z których żadna minuta nie jest zbędna. Każdy kawałek prowadzi nas poprzez wypełnione chłodem i pustką przestrzenie, pejzaże czerni i bieli, zrujnowane ostępy w których dawno zgasło życie. Nad wszystkim czuwa tylko nieubłagany czas i poświata trupio białej tafli księżyca (już sama oprawa graficzna płyty sporo mówi o jej zawartości). Powiało trochę poetyzmem, ale to się właśnie widzi oczyma wyobraźni słuchając tych hymnów nocy. Jest to pierwszy tegoroczny album o którym z pewnością nie zapomnę robiąc podsumowanie.
Uważam, że każdy kto siedzi w Black Metalu, zwłaszcza tym spod znaku wymienionych przeze mnie wcześniej grup, MUSI "Ad Mortem et Tenebrae" posłuchać, nie ma zmiłuj!

https://www.facebook.com/Nyctophillia/
https://nyctophillia666.bandcamp.com/merch
https://wolfspell.pl/


poniedziałek, 21 stycznia 2019

Varathron- Patriarchs of Evil (Agonia Records 2018)

Jakiż to jest dobry album to się we łbie nie mieści! Po raz kolejny ubolewam, że znowu trafiam na płytkę, która znalazłby się w czołówce zestawienia 2018, gdybym się bardziej streszczał. No ale nie ma co stękać, a nadrabiać! "Patriarchs of Evil" zasługuje na największe laury. Varathron to już weterani Black Metalowej sceny, a zdają się nie tracić na sile, ani formie. Nowy krążek pokazuje, że do wypalenia twórczego to daleko im jak na Kamczatkę. Płyta ma kapitalną mroczną, i epicką atmosferę z domieszką rytualnej otoczki, mistycyzmu, który towarzyszył grupie od samego początku. Z resztą grecka scena ma to swoje charakterystyczne brzmienie. O wiele więcej nacisku postawione jest na klimat, a mniej na karkołomne kompozycje mające przede wszystkim urywać łby. Nie brak tu też konkretnej energii, ognia i świetnych wybrzmiewających niczym echo riffów, przestrzenności, głębi. Melodyjności też tu nie brakuje, podobnie z chwytliwością jaką wykazują się również ich koledzy po fachu- Rotting Christ. Klawiszowe elementy dopełniają całości dając nam spójne, skończone dzieło. Momentami przywodzi na myśl najlepsze motywy ze starego, dobrego Tiamat.
"Patriarchowie Zła" nikogo obojętnym zostawić nie powinni. To płyta tak magiczna i majestatyczna w swym wyrazie, że po jej wysłuchaniu długo się tego nie zapomni. Ona po prostu mami i czaruje swoją przesyconą czernią i zapachem świec aurą. Ta płyta jest niczym starożytny rytuał ku czci nieokiełznanych, złowieszczych mocy. Z jednej strony budzi niepokój, a z drugiej wciąga w swoją otchłań bezpowrotnie.
Śmiem twierdzić, że to najdojrzalsze i chyba obiektywnie najlepsze dzieło Varathron. Bogate w pomysły, świetne aranżacje i doskonałe brzmienie. Okultystyczne opus magnum i płyta, której każdy metalowy maniak powinien posłuchać.
Poniżej limitowana wersja w digipaku plus tzw. slipcase. Dostępna tylko wysyłkowo na Agonia Records. Przy okazji, jak widać również i oprawa graficzna albumu miażdży.

http://varathron.com
https://www.facebook.com/VarathronOfficial/
https://www.agoniarecords.com/




sobota, 19 stycznia 2019

Apatheia- Konstelacja Dziur (Godz ov war 2018)

Coś dla zwolenników takich ekip jak Arkona, Furia, Blaze of Perdition czy nawet obecne In Twilight Embrace. Apatheia uderza właśnie w te rejony Black Metalu. Obok agresywnych riffów przeplatanych dającymi się zapamiętać melodiami, perkusyjnych blastów i odpowiedniej dawki klimatu mamy przede wszystkim niebagatelne, posępne i tajemnicze teksty, które nadają "Konstelacji Dziur" charakteru i w jakimś stopniu odrobiny oryginalności. Kompozycje są odpowiednio długie, rozbudowane emocjonalnie, w pełni wyczerpując obraną formułę. Co prawda nie byłem podczas odsłuchów jakiś specjalnie zauroczony, bo jeżeli chodzi o ten konkretny typ Black Metalu, to mam jakąś tam swoją wąską grupę faworytów i nie wydaje mi się aby miała się za sprawą tego albumu powiększyć, ale dostrzegam w "Konstelacji Dziur" potencjał. Może nie do każdego ta nieco specyficzna forma dotrze i osoby lubiące przede wszystkim prostsze granie mogą od razu nie przebrnąć przez ten materiał. Wymaga trochę czasu i uwagi. Niemniej może nieźle sprawdzić się na żywo, bo kreuje niebagatelną atmosferę, przede wszystkim dzięki tekstom i wielowarstwowości samych kompozycji. W takich okolicznościach może stać się bardziej przystępny dla szerszego grona odbiorców. Zakładam się, że podczas odsłuchu na żywca sporo zyska i otworzy zupełnie inne rejony doznań. Weźmy kawałek "Boże Ciało". Ileż tam się dzieje, ileż jest tam przestrzeni, nawet melodyjnych miniatur. Swoją drogą, jest to moim zdaniem, najlepsza kompozycja na krążku. Gitary odwalają tu niesamowitą robotę, to trzeba przyznać.
Reasumując, jest to obiektywnie rzecz biorąc bardzo dobry materiał. Jak na debiut to klasa. Nie przeciera możne nowych szlaków, ale też nie odstaje poziomem. Są dobre pomysły, jest klimat oraz dające się zapamiętać momenty. Mimo to, teraz już czysto subiektywnie, nie zawojowała mnie, niestety. Może i nie będę jakoś specjalnie szukał tej płyty, ale solidnej roboty odmówić tu nie mogę, a co za tym idzie z czystym sumieniem mogę ją polecić. Posłuchać jak najbardziej warto, a fanom konkretnie tego typu grania na pewno podejdzie.

https://apatheia.bandcamp.com/
http://godzovwar.com/


Forest Whispers- Arkany Zniewolenia (Fallen Temple 2019)

Trzeci długograj ekipy z Forest Whispers i pierwszy materiał z nowego 2019 roku jaki do mnie trafił. Muszę powiedzieć, że chłopaki trochę mnie zaskoczyli, bo odeszli na tej płycie od klimatów bliskich Ulver, Immortal, czy starego Behemoth, na rzecz nieco intensywniejszych brzmień. Bardzo dużo tu nawiązań do nieco starszych płyt Gorgoroth, Enslaved, a z drugiej strony jest to zbalansowane melodyjnymi solówkami i odrobiną przestrzennych riffów jakie można usłyszeć chociażby u Czechów z Cult of Fire. Co jakiś czas możemy tu usłyszeć również jakieś nostalgiczne akustyki w stylu tych z poprzednich materiałów, czy elementy charakterystyczne dla tzw. Pagan Metalu- mowa tu o wolniejszych riffach o charakterystycznym dla tego stylu zabarwieniu. Jeżeli kojarzycie ostatnie dokonania Graveland, czy stare płyty Venedae lub Nów to wiecie w o czym mowa. Wszystkie te elementy przeplatają się, przenikają wzajemnie co sprawia, że płyta jest dynamiczna i nieszablonowa. Nie nudzi słuchacza ani przez minutę.
Podoba mi się fakt, że Forest Whispers się nie powtarzają i z każdą płytą serwują jakieś nowe elementy, nowe inspiracje w ramach wybranej formuły, zespół się rozwija i nie daje się wrzucić do jednego konkretnego worka w ramach Black Metalowej stylistyki. ewidentnie jest tu czego posłuchać i myślę, że płytka zbierze spore grono usatysfakcjonowanych odbiorców.
Oddzielna bajka to grafika. Po raz kolejny autorem jest Aleksander Kowalczyk (notabene drugie wiosło w zespole) i po raz kolejny efekt bdb, tyle, że już z drobną zmianą estetyki. Już nie mamy na okładce dzieła Forest Whispers kolejnej interpretacji jakiś lasów, czy innych chaszczy, a działa bluźniercze i obrazoburcze. Podoba mi się zwłaszcza tylna okładka, która zdobiła singiel "Likantropia". Tutaj chylę czoła i brawa biję!
Tak na koniec jeszcze, trzeci długograj Forest Whispers to również ich dwa pierwsze koncerty. Zajrzyjcie na ich stronę, tam znajdziecie wszelkie szczegóły. Tymczasem zgarniajcie płytkę od zespołu lub z Fallen Temple i słuchajcie!

https://www.facebook.com/ForestWhispers/
https://forestwhispers.bandcamp.com/music
https://www.facebook.com/fallentemple666/


poniedziałek, 14 stycznia 2019

Haunted Cenotaph- Nightmares from Beyond (Fallen Temple 2018)

Czapki z głów proszę Państwa! Chyba nie ma na naszej scenie innej grupy która oddawałby hołd Doom/ Death Metalowej mieszance sięgając po najbardziej tradycyjną tego formę. Na demie "Nightmares from Beyond" nie ma udziwnień, ani zabiegów mających za zadanie mnożyć wątki prezentowanej muzyki czy zaszczepiać szerokie spektrum inspiracji. Jest konkretnie i na temat, czysty oldschool. Ze strony Death Metalu ładują w nas starym, dobrym Asphyx i Cianide, natomiast od strony wiodącego tu prym Doom Metalu mamy wszechobecne echa Hellhammer, Celtic Frost, wczesnego Samael, no i najczystsze twory z tego gatunku takie jak Pentagram, Reverend Bizarre czy Saint Vitus. Wielu z was może powiedzieć, że jak nie u nas to zagranicą nie wiadomo ile razy słyszało się takie granie, że to nic nowego. Owszem. Ale co z tego skoro Haunted Cenotaph odwala swoją robotę tak dobrze, tak zaskakująco dobrze? Ciężka, duszna, posępna atmosfera, surowe brzmienie to domena tego materiału. I wcale nie boli fakt, że nie ma tu zbytnio jakiś szybszych momentów, bo to właśnie ta swoista smoła, złowieszczość robi tu największą robotę, buduje te kompozycje. Osobiście wróżę chłopakom całkiem owocną przyszłość pod tym szyldem, bo wbili się klinem w niszę w której niespecjalnie mają jakąś znaczną konkurencję. Skoro już cztery kawałki z dema miażdżą niczym walec i zostawiają słuchacza z otwartą japą, to jestem ciekaw jakiegoś pełnego materiału. Słuchy chodzą, że już za rogiem czai się Epka. Zatem czekam mocno, zacieram łapy i z chęcią będę pierwszym, który pochwali kolejne ich dzieło. Zgarniajcie tę płytkę i delektujcie się klasycznym Death/ Doom Metalem w najlepszym wydaniu!



niedziela, 13 stycznia 2019

Dalkhu- Lamentation and Ardent Fire (Godz ov War 2018)

Ciekawy i całkiem niezły album. Może nie jest to nic odkrywczego, ale w ramach bardziej melodyjnej syntezy Black i Death metalu jest to niezaprzeczalnie dobra robota. U swoich podstaw Dalkhu hołduje protoplastom stylu takim jak Dissection czy Necrophobic, ale w rozwinięciu zapisuje się do ligi w jakiej obecnie obracają się takie ekipy jak Uada, Misanthropic Rage lub Blut Aus Nord. Jest zarówno melodyjnie, kompleksowo jeżeli chodzi o struktury kompozycji, ale również agresywnie i z jadem. Surowy klimat, pewną dostojność, nawet epickość co jakiś czas przecinają pełne furii przyspieszenia. Dzięki takiemu balansowi album nie jest monotonny i się nie nudzi. Zespół potrafi zrobić atmosferę, pozytywnie zaskoczyć to swoją charakterystyczną ścianą dźwięku, która  miejscami jest autentycznie chwytliwa i daje się zapamiętać. A jak daje się zapamiętać to i jest szansa, że będzie się chciało do tego grania wrócić, a nie odstawić na półkę aby płyta zbierała kurz. Zespół nie stworzył, przynajmniej w moim odbiorze, dzieła które jakoś znacząco wystawało by przed szereg zespołów tworzących w pokrewnym stylu, ale z pewnością i bez naciągania można wymienić "Lamantation and Ardent Fire" pośród tych konsekwentnych oraz najsolidniejszych materiałów jakie ukazały się w 2018 roku. Wysoka jakość kompozycji i solidne brzmienie są gwarantowane, także osoby gustujące w takim właśnie graniu mogą śmiało sięgać po najnowszy album Dalkhu. Czas spędzony przy tym krążku nie będzie czasem zmarnowanym. Polecam!

https://www.facebook.com/DalkhuOfficial/
https://dalkhuofficial.bandcamp.com/
http://godzovwar.com/


sobota, 12 stycznia 2019

My Infinite Kingdom- Ecstasies Over Dreaming Lady (No Colours Records 1995)

Dziś o nieco zapomnianej już płycie i projekcie naszej sceny BM lat 90-tych. Początków My Infinite Kingdom należy szukać jakoś koło 1993-94 roku kiedy to na próbach North Sirkis oraz Thorn zaczęli nieco dłubać przy klawiszowych brzmieniach, na które nie specjalnie było miejsce w ich macierzystej grupie. Nie chodziło tu już o typową, Black Metalową surowiznę, przede wszystkim o klimat, atmosferę, pewną dozę melancholii. Tak właśnie zrodziła się płyta "Ecstasies Over Dreaming Lady". Album ten łączy w sobie to co w owym czasie reprezentował Mortiis z naleciałościami North oraz takich grup jak chociażby norweskie Helheim czy In the Woods (rzecz jasna chodzi tu o "Heart of the Ages" oraz "Isle of Men") . Dominujące klawiszowe pasaże i melodie podparte były Black Metalową zaprawą i wokalami od chrapliwych skrzeków począwszy za wręcz obłędnym skowycie kończąc. Może daleko temu albumowi do doskonałości i dobrego brzmienia, ale ma niesamowity urok, klimat niosący ze sobą znamię tamtych czasów. W tym właśnie tkwi jego siła i wyjątkowość, i pod takim kątem należy go rozpatrywać. O wyjątkowości "Ecstasies..." świadczy również to, że był to jeden z pierwszych materiałów wydanych przez debiutującą wtedy No Colours Records. My Infinite Kingdom znalazł się w doborowym towarzystwie. W tamtym czasie niemiecka wytwórnia wydała płyty nie tylko naszych Graveland czy Veles, ale również te najbardziej kultowe materiały Dimmu Borgir, Forgotten Woods oraz Falkenbach. Steffen wiedział co dobre.
Reasumując, niniejsza płyta to przede wszystkim ogrom nostalgii i jak przy paru klasykach już wspominałem, kapitalna wycieczka w przeszłość, kiedy nie liczyła się nie wiadomo jaka technika i umiejętności. Chodziło o oddanie muzie, zaangażowanie, tworzenie z pasji, kiedy chęć działania rodziła płyty przepełnione klimatem i autentycznymi emocjami.


piątek, 11 stycznia 2019

Eternal Rot- Cadaverine (Godz ov War 2018)

"Cadaverine" można śmiało i bez obaw określić jako odzwierciedlenie tego czym jest smolistość oraz tzw. gruz w Death Metalu. I taki materiał powstaje na naszym podwórku! Jest powód do dumy! Na początku dosłownie ugiąłem się pod ciężarem tego materiału i nie wiedziałem co o nim myśleć, zrobił wrażenie, ale jeszcze nie do końca wiedziałem jakie, czy pozytywne, czy to może raczej nie moja bajka. Nigdy wcześniej nie słyszałem takiego buldożera naładowanego truchłem. Dzięki kumplowi i jego napomknięciu, przy okazji jakieś płytowej dyskusji, o tym materiale zacząłem go słuchać ponownie i częściej, aż go dla siebie odkryłem. To bez dwóch zdań esencja Death Metalu. Od tych walcowatych, miarowych kompozycji dosłownie wali trupem, cmentarzem i wszelką zgnilizną. Istny muzyczny odór czającej się kostuchy i rozkładu! W dodatku domieszka Doom Metalowych naleciałości uczyniła ten 30-minutową symfonię śmierci tak gęstą i mocarną. Co ważne, Eternal Rot wytoczyli tak oryginalne, acz wciąż oldschoolowe działa, że ciężko porównać ich dokładnie do jakiegoś innego zespołu. Powiem tak, jeżeli przepadacie za japońskim Coffins, fińskim Hooded Menace, czy też Amerykanami z Cianide i dobrze znanego Autopsy, to Eternal Rot, przynajmniej teoretycznie, nie ma prawa się wam nie spodobać. Niby cztery kawałki, a jest to zrobione z takim czujem i pasją grania, że zrodził się z marszu materiał o światowym wręcz poziomie. Tu wszytko chodzi ze sobą w parze, nie ma zbędnego pitolenia, czegoś co można byłoby sobie darować. Kawał świetnej muzy od początku do końca. W kwestii oprawy graficznej to mówi sama za siebie, mistrzostwo świata i nie ma tu o czym dyskutować. Szacun dla Marka Riddicka!
Szkoda trochę, że chłopaki nie mają zamiaru koncertować, no ale o kolejną płytkę możemy być spokojni. Z tego co słyszałem, i czego zespołowi z marszu gratuluję, to odzew na "Cadaverine" był bardziej niż dobry, także życzę grupie, wam oraz sobie aby parli dalej ze swoją muzą i niebawem uraczyli nas kolejną perfekcyjnie zagraną dawką Death/Doom metalu. Na koniec dodam, też w ramach rekomendacji, że gdybym ogarnął się z tym krążkiem wcześniej, to wypchnąłby z pewnością coś z mojej pierwszej piątki Metalowych wydawnictw 2018 i usadowił się wygodnie na zdobytym miejscu.

https://www.facebook.com/EternalRot/
https://eternalrot.bandcamp.com/
http://godzovwar.com/


czwartek, 10 stycznia 2019

Truchło Strzygi- Pora Umierać (Godz ov War 2018)

Czas na płytę, którą mówiąc szczerze, świadomie odkładałem sobie na bliżej nieokreślone "potem". Niedługo po ukazaniu się krążka czegoś tam sobie z niego posłuchałem i jakoś niespecjalnie zaskoczyło, ot ok i tyle, przez co stwierdziłem, że na razie sobie "Pora Umierać" odpuszczę. Jak się potem okazało płyta narobiła nie lada zamieszania w naszym podziemiu. Znajomi blogerzy coś tam o niej pisali, pojawiała się wysoko w zestawieniach płyt z 2018, generalnie recek było sporo i wszystkie mniej lub bardziej pozytywne. Stwierdziłem więc, że już nie wypada być obojętnym w temacie, sięgnąć po płytę, dać jej szansę, no a potem coś o niej naskrobać. Zatem do dzieła.
To co proponuje nam na swoim debiucie Truchło Strzygi to mieszanka Black, Thrash, może i miejscami nawet odrobiny Death Metalu okraszonej sporą ilością Punkowej estetyki i flow'u. Pierwszym moim skojarzeniem było "Bestial Raids spotyka się z Midnight". Na Midnight jest to trochę za surowe w swej strukturze, odrobinę mniej chwytliwe. W porównaniu do Bestial Raids to nie ten poziom diabelstwa, no i inny tor ekstremy. Także spotyka się to gdzieś w połowie drogi. Nawet wizerunkowo Truchło Strzygi łączy elementy obu grup, ale to już tak na marginesie. Co wyróżnia ten album i czyni go... autentycznie oryginalnym i skupiającym uwagę? Polskie wokale, odrobina czarnego humoru i kompozycyjny chaos, rozstrzał. Płytka nie jest do końca spójna, ale właśnie ten fakt działa w pewnym sensie na plus, zwraca na siebie uwagę słuchacza. Mamy tu takie killery, swoiste pierdolnięcia jak "Sadystyczny Masowy Mord" czy "Jestem (Żyję, Gniję, Umieram)", a z drugiej strony lekko bujający (zbliżony właśnie do tych łagodniejszych kompozycji Midnight) i dobry do śpiewania na koncertach z publiką "Busola do Nikąd" (błąd w pisowni był raczej świadomy). Kolejna sprawa to niesamowita energia. Tego Truchłu Strzygi nie można odmówić. Istotnie widać jak zespół bawi się tą muzyką, z jaką łatwością przychodzi im to granie. Coś takiego od razu uruchamia uczucie, że poruszają się w temacie który najbardziej im leży. Coś takiego równa się autentyczności. Na końcu oprawa graficzna płyty. Mamy tu swoisty komiksowy koncept co jest nietuzinkowym posunięciem, a kreska jaką wykonane są grafiki doskonale koresponduje z muzycznym brudem i chaosem albumu.
Truchło Strzygi jest niewątpliwie czymś przynajmniej odrobinę nowym na scenie, a muzyka grupy niewątpliwie sprawdza się grana na żywo, bo to przede wszystkim żywioł i siła ekspresji. Kapitalne granie do piwska i machania banią. Po głębszym wsiąknięciu w ten materiał mogę to z czystym sumieniem stwierdzić. Generalnie album mi się podoba, choć daleki jestem od jakiś mega entuzjastycznych opinii z jakimi tu i ówdzie się spotkałem. W 2018 było sporo materiałów które podeszły mi bardziej. Jedno natomiast mogę stwierdzić na pewno. Początek jest solidny, przemyślany i obiecujący, z konkretnym, oryginalnym pomysłem, także nadstawiam uszu i czekam co Panowie zaproponują wraz z kolejnym krążkiem.

http://godzovwar.com/
https://truchlostrzygi.bandcamp.com/releases





poniedziałek, 7 stycznia 2019

Malokarpatan- Nordkarpatenland (Invictus Productions/ The Ajna Offensive 2017)

Przyssałem się do tej płyty ostatnio jak rzep do psiego ogona i nie mogę się od niej oderwać. Pewnie sporo z was pamięta ile szumu narobił debiut Słowaków. Dwójka bije "Stridzie Dni" na głowę. Pozornie zdawać by się mogło, że poprzeczka została postawiona z marszu wysoko, ale Malokarpatan przeskoczyli ją bez problemu generując nową i to jeszcze wyżej. Z płytą zapoznałem się nie tak dawno po premierze, jakoś na początku 2018, ale natłok innych tytułów wciąż przepychał mi temat w czasie, co chwila było coś do ogarnięcia na bieżąco. No ale wreszcie z niepohamowaną radością zasiadam do odrobiny refleksji na jej temat.
Pierwsza sprawa to to, że zespół poszedł na tej płycie w Heavy Metalowy (ten surowy i nieco przybrudzony) oldschool niemal po całości. Dlaczego niemal? Bo jest sowicie wypełniony czarną polewką, która uwydatnia się przede wszystkich przez pewną dozę złowieszczości w riffach, swoisty klimat Pierwszej Fali oraz wokale. Tak, Temnohor brzmi jak połączenie Nocturno Culto, Cronosa i Frantiseka Storma w jednym, także jak ktoś nie słyszał, to perfekcyjnie może to sobie wyobrazić. Wracając do samej muzyki spotyka się tu klasyczny, siarczysty Heavy Metal lat 80-tych z tzw. Pierwszą Falą Black Metalu. Z jednej strony słyszymy elementy Iron Maiden, Pokolgep, Saxon, może trochę Motorhead, a z drugiej... Ha! I teraz pomyślicie, że pojadę cytatem "Venom, Bathory, Celtic Frost" jak to najczęściej bywa w tym przypadku, a otóż nie! Moim zdaniem, z tej "mrocznej" strony kłania się przede tu przede wszystkim Mercyful Fate, Master's Hammer i nasz rodzimy Kat (album "666"). To ich wpływy można usłyszeć tu najwyraźniej. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze jeden zespół. Mianowicie Darkthrone, i nie chodzi mi tu o wokale. Duet Fenriz- Nocturno Culto bardzo podobnie poczynali sobie jeżeli chodzi o strukturę niektórych riffów czy brzmienie na takich płytach jak "Sardonic Wrath" czy "F.O.A.D". Niewykluczone, że Malokarpatan mogli odrobinę się Norwegami zainspirować lub jest to po prostu spore podobieństwo i tyle. Tak na marginesie, powiem wam, że w chwili obecnej wolę to oldschoolowe granie właśnie w wydaniu Słowaków niż Darkthrone. Nie przypuszczałem, że coś takiego kiedykolwiek powiem, ale cóż, to jest fakt. W zestawieniu "Nordkarpatenland" vs "Arctic Thunder" jest 1:0 dla naszych południowych sąsiadów. Kontynuując, poza tym, że mamy tu riffowy róg obfitości, bańka sama do tego chodzi, to jeszcze dostajemy w tekstach słowacki folklor w jego ciemniejszej odsłonie oraz ponurą, wisielczą dawkę humoru. Dodatkowo utwory poprzedzielane są oryginalnymi wstawkami pochodzącymi głównie ze starych słowackich filmów. Zabieg, trzeba przyznać, oryginalny i robi swoje. Płyta ma swoją własną niepowtarzalną atmosferę na którą składa się zarówno świetna muzyka, teksty, jak i grafiki zdobiące album. Na koniec powiem szczerze, że to jeden z najlepszych metalowych wyziewów jakie słyszałem w ciągu ostatnich 3 lat. Uważam, że "Nordkarpatenland" powinien znaleźć się na półce każdego zwolennika starego, metalowego grania. Mus i szlus!
Poniżej wersja kompaktowa oraz winylowa rzeczonego albumu. Warto mieć obie ;)

https://www.facebook.com/malokarpatan
https://malokarpatan.bandcamp.com/

English version:

Lately I jus can't get enough of this album! Probably many of you remember That their debut made a siginificant impact on the underground. "Nordkarpatenland" is even better than "Stridzie Dni", they beat their debut without a doubt. Seemingly, it would seem that the bar was set high, but Malokarpatan jumped over it without a problem generating a new one and even higher. I got acquainted with the record not so long ago after the premiere, somehow at the beginning of 2018, but the flood of other titles kept pushing the subject through the time, and every now and then there was something to grasp on a regular basis. Well, but with unrestrained joy, I sat to write down a bit of reflections on it.
The first thing is that the band moved towards Heavy Metal (this raw and slightly mucky one) oldschool almost all over the album. Why almost? Because it is lavishly filled with a dark stuff, which is accentuated above all by a certain dose of ominousness in riffs, the peculiar atmosphere of the First Wave BM and vocals. Yes, Temnohor sounds like a combination of Nocturno Culto, Cronos and Frantisek Storm in one, also if someone has not heard his voice so far, he can perfectly imagine how he sounds like. Returning to the music itself, it's the mixture of the classic Heavy Metal of the 80's with the so-called First Wave of BM (mentioned already). On the one hand, we hear elements of Iron Maiden, Pokolgep, Saxon, maybe a bit of Motorhead, and on the other ... Ha! And now you will think that I will go with the quote "Venom, Bathory, Celtic Frost" as it usually happens in this case, but no! In my opinion, Mercyful Fate, Master's Hammer and our Polish Kat (album "666") represents this "dark" side. Their influence can be heard here apparently. There is one more band to add here. Namely, Darkthrone, and I do not mean only vocals here. The duo Fenriz-Nocturno Culto similarly made themselves when it comes to the structure of some riffs or the sound on such records as "Sardonic Wrath" or "F.O.A.D". It is possible that Norwegians could have inspired Malokarpatan a little or it is simply a similarity and that's it. By the way, I will tell you that at the moment I prefer oldschool stuff played by Slovaks than Darkthrone. I did not think I would say anything like that, but, well, that's a fact to be honest. In the contest "Nordkarpatenland" vs "Arctic Thunder" it is 1: 0 for our southern neighbors. Continuing, apart from the fact that we have the riff cornucopia here, a pure headbanging thing, we still get the Slovak folklore in its darker version and the grim dose of humor. In addition, the songs are separated by original samples mainly from old Slovak films. Nice idea, I must admit, original and does its job. The album has its own unique atmosphere which consists of both great music, lyrics and graphics put on the album. Finally, and honestly, it's one of the best metal releases I've heard in the last 3 years. I think that "Nordkarpatenland" should be on the shelf of every supporter of old metal art. Buy or die!
Below you have the compact and vinyl version of the album. It is worth having both;)





niedziela, 6 stycznia 2019

GraveCoven- Coughing Blood (Godz ov War 2018)

Epka, cztery kawałki, a zawstydziłyby nie jeden długograj. "Coughing Blood" to pierwsze konkretniejsze uderzenie wydawnicze tej załogi ze Stanów. To co nam serwują na niniejszym krążku to oryginalna synteza Death, Doom oraz Black Metalu znakomicie balansująca między konkretną, ciężką szuflą gruzu, a generowaniem posępnego, mrocznego klimatu. Mamy tu przekładaniec szarżujących, mocarnych, miejscami wręcz dusznych riffów, które za moment przechodzą, a to w marszowe, a to w smoliste, wolne pasaże. No i wokal, z jednej strony niskie pomruki na granicy growlu, a z drugiej maniakalny skowyt/ zawodzenie (najwięcej dzieje się pod tym względem w "Furious Fires", dla mnie to sztandarowy kawałek z tej Epki). Żeby tego było mało, GraveCoven potrafią również zabrzmieć epicko. Zaraz po otwieraczu w "Spiritual Violence" mamy piękny tego przykład. Dźwięki niby agresywne, a tak dostojne w swoim wydźwięku. Jednym słowem dostajemy prezent w postaci 20 minut czystej muzycznej i emocjonalnej esencji. Ten materiał z pewnością przypadnie do gustu tym co bacznie przysłuchują się takim zespołom jak Bolzer, Misanthropic Rage czy Grave Miasma. Jeżeli tak nieszablonowy i autentycznie dobry materiał zespół prezentuje już na Epce, to czym dowalą wraz z długograjem? Ja już ostrzę sobie zęby, a wam radzę szorować do Grega i łapać "Coughing Blood" póki jest. Bezwzględnie warto!

https://www.facebook.com/GraveCoven
https://gravecoven.bandcamp.com
http://godzovwar.com


sobota, 5 stycznia 2019

Nekron- Worshipers (Putrid Cult 2018)

Surowość, prostota i... Burzum jaki możecie usłyszeć mniej lub bardziej na albumie "Filosofem" (wykluczając rzecz jasna warstwę liryczną, bo u Nekron króluje śmierć i wszechobecna ciemność). Podobnie przesterowany wokal, drobne elementy elektroniczne, rzężąca posępnie gitara i miarowa perkusja ze specyficznym pogłosem. Inspiracja konkretna, ale muza zrobiona, ukształtowana tak dobrze, że autentycznie może się podobać i się podoba, przynajmniej mi. Ci którzy pamiętają Burzum z lat 90-tych, zwłaszcza z czasów wspomnianego albumu, popadną w nie lada nostalgię. Może zaczyna się niepozornie bo od intra, które jest niczym innym jak szumem wiatru i biciem dzwonów, ale potem wszystko staje się jasne. Pierwszy kawałek na Epce, "Diadre", jest takim hołdem i odniesieniem do "Dunkelheit", że trudno tu o coś równie jednoznacznego. Materiał utrzymany jest w kroczącym, wolnym tempie, w zamykającym "Lunatic" w porywach do średniego, i riffach podpartych miarową perkusją i snującym się, klawiszowym tłem. Klimacik jest i wręcz hipnotyczna atmosfera. Wszystko dzięki swoistym repetycjom, które bynajmniej nie nużą, kto wie o co chodzi, ten zdaje sobie sprawę, że tak to po prostu w tym graniu być musi, taki jego charakter. W każdym bądź razie nowa Epka od Nekron cofa nas w czasie do świetności Burzum i kapitalnie przenosi tamte struktury i brzmienia w obecny czas. Efekt znakomity, także czapki z głów. Jako, że materiał jest stosunkowo krótki, jakieś 20 minut jak dobrze pamiętam, to jest na tyle esencjonalny i satysfakcjonujący, że kusi do ponownego odpalenia, a to chyba wystarczająca rekomendacja.

https://www.putridcult.pl/


piątek, 4 stycznia 2019

Misanthropic Rage - Igne Natura Renovatur Integra (Godz Ov War 2018)

Przyznaję bez bicia, dwójkę Misanthropic Rage trochę olałem jak wyszła. "Gates no Longer Shut" mi się podobał, ale nie na tyle mocno abym nerwowo rozglądał się za kolejnym materiałem. Może dlatego potraktowałem płytę po łebkach i nie wróciłem do dokładnego, wielokrotnego odsłuchu. Skupiłem się na innych wydawnictwach. No i klnę teraz na czym świat stoi, bo "Igne Natura Renovatur Integra" niewątpliwie znalazłaby się w moim osobistym zestawieniu 2018 roku, kto wie, może i w pierwszej piątce. Misanthropic Rage spłodził mroczną, pełną furii płytę, która... aż roi się od pomysłów ubogacających tę formułę. I nie ma tu nic na siłę! Wszystko jest przemyślane spójne, na właściwym miejscu. Te 52 minuty mijają niczym z bicza strzelił, bo płyta wciąga w swą otchłań niemal z marszu. Pozornie ten album może zdać się trudnym w odbiorze, nie jest z gatunku tych totalnie bezpośrednich, ale kurde, chłopaki tak sprawnie poruszają się w swoim wypracowanym wraz z tą płytą stylu, że łyka się to bez popity i dochodzi do wniosku, że można nagrywać strzelające prosto w pysk materiały, a jednocześnie nadać im kompleksowości i niespodziewanych, nadających klimatu elementów. U podstaw mamy oczywiście Black Metal, do którego zespół dorzuca różne składniki. Weźmy dla przykładu drugi i trzeci kawałek z płyty czyli "Bliźni Mój" (tak, mamy tu trochę tekstów również po polsku) oraz "Become a God-Man". Mamy w obu niesamowite przecinające agresję, lekko melodyjne, podniosłe riffy. Z dodanym do nich pogłosem kapitalnie wybrzmiewają. Okalają je łagodniejsze wokale. Przypomina mi to trochę elementy tak charakterystyczne dla starych Paradise Lost czy Katatonii. Po czymś takim dostajemy pełen złości i z jakby bardziej Death Metalowymi riffami "Abstrakt". Świetny zabieg urozmaicający odsłuch i tworzący swoisty balans. Potem kawał niezłej nostalgii i przestrzenności dostarcza nam chociażby "The Hammer and the Nails", w którym, dla kontrastu, nie brak również miejsca na agresywniejszą kanonadę. Mówiąc krótko, sporo się tu dzieje, a jest to tylko taki przykład na szybko. Płyta ma do zaoferowania naprawdę sporo i warto po nią sięgnąć bez zwłoki.
Najnowszy krążek Misanthropic Rage śmiało można zaliczyć do jaśniejszych punktów wydawniczych naszej sceny jeżeli chodzi o 2018, jest czego słuchać, jest co doceniać i do czego wracać. Jak się ma do debiutu? Progress jest, rozwój i wyrobienie stylu również, także do przodu. Mam wrażenie, że zespół okrzepł i kolejnym materiałem powinien przynajmniej sprostać próbie jaką rzuca "Igne Natura Renovatur Integra".

https://www.facebook.com/misanthropicrage/
http://godzovwar.com/



środa, 2 stycznia 2019

Xarzebaal- I (Under the Sign of Garazel/ Putrid Cult 2018)

Dwóch muzyków Dagorath, Warped Blasphemer oraz Witchslaughter, wyszli z projektem, którego trzonem jest Black Metalowy prymitywizm, obskurność oraz surowość przesunięta niemal do granic słuchalności, coś jak Beherit tyle, że z jeszcze większym syfem w warstwie brzmieniowej, bo o produkcji jakiejkolwiek nie można tu mówić. Materiał, jak słyszałem, został zarejestrowany na setkę w jakieś piwnicy, pełno w nim niedoskonałości, ale takie było założenie, diabeł, brud i zło. Perkusja jak kartony, rzężąca gitara i obłąkańczy wokal. Jest w tym całym szaleństwie metoda, ale ja chyba tego nie kupuję. Moim zdaniem jest to już jakby przegięte w jedną stronę i osobiście po 15 minutach mam już nieco dość, a materiał trwa 30. Brakuje mi jakiegoś balansu, klarowności. Oczywiście jak ktoś lubi tak przesadnie zatęchłą BM-ową piwnicę to będzie w piekło wzięty, ja osobiście aż tak daleko posuniętej surówki już nie szukam. Na szacun zasługuje pomysł na taki materiał i odwaga w wydaniu go, ekstremalne granie na poziomie co najmniej brazylijskiego Nercobutcher (tylko w stosunku do nich jest tu znacznie wolniej i smoliściej) czy właśnie wspomnianego już wcześniej Beherit. Krótko i zwięźle, "I" Xarzebaal skierowana jest tylko dla zatwardziałych zwolenników tego typu brzmieniowej estetyki, bardzo starej, zajechanej taśmy demo i totalnego odlania się na jakąkolwiek "poprawność" jakości dźwięku. Reszta może zareagować podobnie jak ja- na początku będzie znośnie, będzie jakiś zaskok, ale po paru minutach mogą zacząć się strome schody. Płyta dla wytrwałych i nakręconych na wspomniane smaczki. Ja zostaję przy Dagorath.

wtorek, 1 stycznia 2019

Devilpriest- Devil Inspired Chants (Pagan Records 2017)


Pierwsza recka w nowym roku. Nie będę ukrywał, że styczeń minie przede wszystkim na nadrabianiu materiałów o których chciałem napisać, głównie tych z 2018/17 roku, a do tej pory nie zdążyłem lub z różnych powodów odkładałem na potem.
Zatem do rzeczy. Devilpriest. No tutaj mocno żałuję, że recka nie pojawiła się przynajmniej rok temu, no ale najzwyczajniej w świecie zakup płytki odwlekł się w czasie. Debiut ekipy z Gliwic to najczystszy, przesiąknięty Diabłem Death Metal jaki tylko można sobie wyobrazić, no i rzecz jasna stara szkoła pełną gębą. Z resztą, czy cokolwiek innego mogło wyjść spod rąk muzyków takich grup jak Embrional, Witchmaster czy Anima Damnata? Nie sądzę. Zajebiste granie już na wstępie wisiało w powietrzu i takowe dostaliśmy. Słuchając takich materiałów człowiek napawa się dumą, że w naszym kraju nagrywane są takie płyty, że łeb w podziemiu podnoszą takie debiuty. Śmiało możemy zaliczać naszą scenę jak nie do światowej, to przynajmniej do europejskiej czołówki, nie będzie tu ani grama przesady, a "Devil Inspired Chants" to namacalny tego dowód. Mamy tutaj nie tylko bezpośrednią, Death Metalową nawałnicę, ale również sporo złożoności w warstwie riffów, także materiał jest bogaty w ciekawe struktury i "zwroty akcji" podkreślone smolistym, mocnym brzmieniem, a nad całokształtem unosi się swoista płynność, którą oznacza tylko właściwych ludzi na właściwym miejscu, totalne oddanie i wyczucie granej muzyki. Klimat płyty jest mroczny, złowieszczy, naładowany agresją, a każdy dźwięk rozcina powietrze niczym najostrzejsza brzytwa. Poważny, szczery i misternie zagrany Metal Śmierci w którym niewątpliwe sam Czart maczał paluchy hehe. Jeńcy nie zostali wzięci! Szacun Panowie! I szacun dla Tomka i Pagan Records za nosa w temacie i wydanie tak świetnego materiału!

https://www.facebook.com/devilpriestofficial/
https://pagan-records.com/