sobota, 2 lipca 2016

Therion- Lemuria (Nuclear Blast 2004)

Przez długi czas ograniczałem swoją znajomość Therion do płyty "Theli" włączenie. Dlaczego? Swojego czasu z czystej ciekawości sięgnąłem po "Gothic Kabbalah" i płyta w ogóle do mnie nie trafiła, już od pierwszych dźwięków. Tak więc zostawiłem późniejszy dorobek Therion w spokoju na długo. Ostatnimi czasy pisząc recenzję "Theli" naszła mnie myśl żeby zrobić kolejne podejście, było kilka lat przerwy to może coś w moim odbiorze się zmieni. Wybrałem do tego eksperymentu album "Lemuria" z 2004 roku. Kiedyś znajomy polecał, więc tym się zasugerowałem. Zakupiłem niedrogo używaną kopię i zacząłem słuchać. Kopara mi opadła już od pierwszych dźwięków. Utwór "Typhon" ma w sobie sporo ze starego oblicza zespołu, porządny masywny riff, death metalowe wokale... Co prawda jest też symfonicznie/ operowo, jest i trochę żeńskich głosów, ale brzmi to bardzo fajnie. Dalej mamy kontynuujący zagadnienie "Uthark Runa". Teraz zaczyna się, w moim odbiorze słabsza strona płyty z za bardzo przesłodzoną warstwą melodyczną i balladką która kompletnie do mnie nie przemawia. Natomiast od siódmego kawałka "The Dreams of Swedenborg" mamy już czystą poezję. Aż po kończący płytę "Feuer Overture" każdy utwór nadźgany jest świetnymi riffami oraz zróżnicowaną warstwą wokalną. Jest gitarowo i symfonicznie jak to na Therion przystało. Jak by mi ktoś powiedział, że ten album tak mi podejdzie to bym nie uwierzył. Słuchało mi się tego bardzo dobrze praktycznie od początku do końca.
Warto wspomnieć, że "Lemuria" jest albumem oscylującym w znacznej mierze wokół legendy o krainie która zniknęła niegdyś w odmętach oceanu Indyjskiego (tytuł albumu) oraz opowieści z mitologi Indian Ameryki łacińskiej oraz starożytnych Greków. Po albumie widać, że tendencja zespołu do tworzenia z rozmachem i wizją nie jest przesadzona i widać, że osiągają swój cel. Warto się z tą płytą zapoznać.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz