czwartek, 27 stycznia 2022

Bladestorm - Storm of Blades (Thrashing Madness Productions 2021)

To jest to! Wreszcie! Tego szukam w klasycznym heavy metalu, takie granie jest jeszcze w stanie w tym gatunku i estetyce zaskarbić sobie moją uwagę. Niestety, heavy metal ostatnimi czasy mocno mnie sobą zanudził, nie byłem w stanie znaleźć żadnego zespołu, który przywróciłby we mnie chęć dalszego eksplorowania tego grania, wyłączając stare klasyki. Wszystko było wtórne, płytkie, pozbawione energii lub oryginalności, lub po prostu tych dobrych, chwytliwych riffów, które nuci się potem pod nosem. Tym przecież mocno stary dobry heavy metal stoi. Bladestorm swoim EP "Storm of Blades" przywrócili mi wiarę w to granie! Słychać w tym pasję, energię i pomysł na swoje granie. I bynajmniej w składzie nie ma młodzików, a są to Panowie już z konkretnym stażem na scenie i oblataniem w metalowej muzie. Połowa składu to niegdysiejsi muzycy wrocławskiego, death/thrashowego Leviathana. Zespół częstuje nas trzema autorskimi numerami, które kopią dupsko, że aż potem siedzieć ciężko! Jest w tym stary Judas Priest, Accept z czasów świetności, Pretty Maids z okresu debiutanckiego "Red, Hot & Heavy" czy szczypta Running Wild. Czyste złoto! A nad tym wszystkim wisi ta wyjątkowa energia, która nadaje materiałowi "tego czegoś", tej swoistej magii. Całość materiału zwieńczona jest coverem Priestów "Jawbreaker" i autentycznie zostajemy z połamanymi szczenami. Niech Bladestorm nagrywa w te pędy pełny album i do ataku! Jeńców nie będzie!



English translation:

This is it! At last! This is what I am looking for in classic heavy metal, such music is still able to attract my attention in this genre and aesthetics. Unfortunately, heavy metal has bored me a lot lately, I was not able to find any band that would restore in me the desire to explore this music further, excluding the old classics. Everything was secondary, shallow, without energy or originality, or just those good, catchy riffs that you are later humming. This is what good old heavy metal stands for, right? Bladestorm with their EP "Storm of Blades" restored my faith in this kind of metal! You can hear the passion, energy and idea for the performed stuff. And there are no youngsters in the line-up, these are gentlemen with a specific experience on stage and knowledge in metal music. Half of the line-up are former musicians of Wrocław's (Poland) death/thrash Leviathan. The band gives us three compositions that kicks ass so much that is is hard to sit after it! There is old Judas Priest in it, Accept from their gold days, Pretty Maids from their debut "Red, Hot & Heavy" and a pinch of Running Wild. Pure gold! And above it all hangs this unique energy that gives the material "that something", this kind of magic. The whole material is crowned with the Priests "Jawbreaker" cover and we genuinely stay with broken jaws. Let Bladestorm record a full-length album withut hesitation and storm the scene! There will be no prisoners!



środa, 26 stycznia 2022

"Zawsze kochałem obrazy Beksińskiego" - wywiad z Pawłem Snarskim (Frightful, Pandemic Outbreak)

1. Cześć, Pawle! Co dzieje się w obozie Frightful po wydaniu debiutanckiej płyty? Jaki jest odzew na album i czy jesteście zadowoleni z wydawnictwa?

Witam! W obozie wszystko gra jak powinno. Zebraliśmy masę pozytywnych recenzji i sprzedaliśmy już 1/3 nakładu płyty, więc możemy powiedzieć że jesteśmy w pełni zadowoleni z wydawnictwa. Jedyne na co mogę ponarzekać to że mamy tylko jeden zaplanowany koncert na tę chwilę, ale nigdy nie będzie idealnie.

2. Waszą płytę wydało chińskie Awakening Records. Sądząc po tym, że musieliście zawitać ze swoją płytą w kwestii wydania aż do Azji wnioskuję, że zdobycie wydawcy na naszym polskim podwórku było drogą przez mękę?

Szczerze nie staraliśmy się szukać u nas wydawców na ten album. Wystarczyło nam to, że poza kasetą „Astral Freeze”, wydaną w bardzo małym nakładzie, nikt nie był nami zainteresowany. Przez te lata parę wytwórni nas zbyło lub w ogóle się nie odezwało. Kiedy Li Meng z Awakening do nas napisał i zobaczyliśmy na jakim poziomie wydaje kapele spod swojego banneru, stwierdziliśmy że nie ma sensu nawet zaczynać polemiki z polskimi labelami. I na dobre nam to wyszło.

3. Jak długo pracowaliście nad albumem? Od ostatniego dema minęło sporo czasu. Co spowodowało, że na pełny album przyszło tyle poczekać?

Nad albumem spędziliśmy niestety około 2,5 roku, ponieważ kiedy przyszedł Covid i jedyne co można było robić, to siedzieć na próbach, trochę opadliśmy z zapału. Wiadomo, nie zawsze jest tak, że siedzisz dzień w dzień i katujesz nowe riffy, na tym etapie to nie jest praca, a bardziej zajawka. Kiedy materiał był w pewien sposób gotowy, stwierdziliśmy, że jeszcze go dopracujemy, więc kolejne parę miesięcy minęło zanim pozmienialiśmy lub dodaliśmy to i owo. Potem był kolejny problem ponieważ połowa z nas (włączając realizatora) zaczęła chorować w połowie nagrań, okładkę też długo wybieraliśmy. Cały sęk w tym, że woleliśmy wydać to pół roku później, niż potem żałować, że czegoś nie dopięliśmy w 100%.

4. Na „Spectral Creator” wasz zespół totalnie się przeobraził. Wasza muzyka dojrzała, przeszła niezłą drogę do momentu, który słyszymy na krążku. Zaczynaliście chyba od klimatów ocierających się o grindcore, a kończycie, jako oldschoolowy death/thrash metal. Co sprawiło, że wasz styl przechodziła aż tak znaczące zmiany?

Gdy zakładaliśmy Frightful, nie liczyliśmy na wiele. Graliśmy jako trójka 16 latków w starym pomieszczeniu po mieszkaniu, tak naprawdę dzień w dzień paląc czy pijąc. Tak w sumie powstała pierwsza EP „Bornafter Burial”. Wtedy każdy z nas był zajarany szybkimi i prostymi Death Metalowymi kawałkami, ale z tym punkowym zacięciem. Głównie skupiało się to na Terrorizerze, ale ja wtrącałem zawsze coś od Carcass czy Cannibal Corpse. Później stwierdziliśmy, że jednak nie jest to granie na dłuższą metę i zaczęliśmy grać, to czego się od zawsze słuchało czyli Death/Thrashu lub nawet Blacku. "Cannibalistic Rites" był efektem miłości do Deathu z tym zacięciem Sepultury/Demolition Hammer. Ale prawda była taka, że od jakiegoś czasu ciągnęło nas do tych mroźniejszych, północnych klimatów i bardziej wyszukanych okładek. Wszystko to było efektem czego najbardziej słuchaliśmy w danym czasie.

5. Na waszej płycie słychać wyraźne inspiracje Dissection, Possessed, Morbid Angel czy starym Kreatorem. Czy jeszcze jakieś inne zespoły płyty miały wpływ na waszą twórczość? Co było muzycznie najważniejsze w procesie tworzenia „Spectral Creator”?

Przede wszystkim Death. Poza Dissection ta kapela miała największy wpływ na tę płytę. Dzięki tej kapeli tak naprawdę nauczyłem się grać Death Metal. Z oczywistych jeszcze inspiracji mogę wymienić Dismember, Entombed czy nawet Cancer, z mniej oczywistych i słyszalnych Blood Incantation czy Vektor.

6. Intryguje mnie okładka albumu stworzona przez Mariusza Lewandowskiego. Kto był pomysłodawcą i czemu akurat taki obraz? Jest na nim sporo elementów, które można interpretować różnorako, szukać odniesień. Śmierć z obrazu automatycznie przyniosła mi na myśl konną kostuchę z okładki „Storm of the Light’s Bane”. Wnętrze bookletu, jego design natomiast skojarzył mi się bardzo z płytą Morbid Angel – „Covenant”. Czy faktycznie design całości warstwy wizualnej miał być takim puszczeniem oka do muzyki, która was inspiruje?

Pomysłodawcą byłem ja. Zawsze kochałem obrazy Beksińskiego (jak dziś już każdy haha). Pomyślałem, że chciałbym mieć obraz a nie grafikę, która najlepiej aby była w podobnym stylu. Kiedy natrafiłem na profil Mariusza stwierdziłem „oho chyba jestem w dobrym miejscu”. Parę naszych tekstów odwołuję się stricte do śmierci, tylko w tym bardziej realnym znaczeniu, nie bajkowym. Kiedy zobaczyłem niniejszy obraz - „Ostatnia Batalia” pomyślałem - „o kurwa, to jest to”, szczególnie, że nasz tytułowy kawałek miał się już wcześniej nazywać „Spectral Creator”. Szczerze nie nawiązywałem akurat okładką do Dissection, ale co do designu bookletu, jestem pewien że zleceniobiorca Li Menga po przesłuchaniu płytki specjalnie to dla nas tak zaprojektował. W każdym razie trafił w 10, ponieważ wykonanie jest pierwsza klasa.

7. Słyszałem, że jesteś wielkim fanem Dissection, co w sumie słychać również na waszej płycie. Możesz mi opowiedzieć, kiedy pierwszy raz zetknąłeś się z twórczością Jona i dlaczego akurat jego muzyka była i jest dla Ciebie tak ważna?

Pierwszy raz zetknąłem się z tą kapelą na przełomie 2016/2017. Puściłem sobie „Storm of the Light’s Bane” i stwierdziłem, że to jest po prostu idealna mieszanka tego, co w metalu najlepsze, czyli tego mroku i melancholii. Wszystko to w Death Metalowym, szybkim, technicznym i (czego brakuje w Blacku najczęściej) dobrze brzmiącym wydaniu. Kiedy zacząłem się zagłębiać w postać Jona uznałem, że to chyba ten koleś który w to wszystko w 100% wierzył i stąd płynęła inspiracja. „The Somberlain” został wydany kiedy miał 18 lat, więc on to sobie wszystko zaplanował w czasie, kiedy wszyscy zaczepiali dziewczyny i pierwszy raz leżeli najebani w krzakach. Po prostu poruszyło mnie to, że koleś miał taką wizję i tak wszystkiego dopilnował do samego końca. Uważam go za prawdziwego wizjonera, zasłużył na pełen szacunek.

8. Poza grą w Frightful jesteś również gitarzystą Pandemic Outbreak, którego pierwszy pełny album pojawia się w niemal tym samym czasie, co „Spectral Creator”. Czy Ty i Mateusz, który notabene gra również we Frightful, nie czuliście jakieś wzajemnej presji względem swoich płyt, jakiegoś współzawodnictwa, że musicie się wzajemnie przeskoczyć, że jedna płyta musi być lepsza od drugiej? Czy może traktujecie obie grupy jako bratnie twory, które idą ramię w ramię?

Powiem Ci szczerze, bałem się na początku o to, ale nic z tego. Oboje gramy w tych kapelach i cieszymy się z obu sukcesów. Płyty są na równym poziomie, więc tym bardziej nie ma strachu. Cieszę się bardzo, że obaj z Mateuszem mamy swoje projekty, na których się głównie skupiamy, równocześnie się w nich wspierając. Tak to powinno działać.

9. Chyba nikogo jeszcze nie pytałem w swoich wywiadach o zapatrywania na kwestie wizerunkowe zespołu, jak ważna jest pewna otoczka wokół wykonywanej muzyki, ten aspekt dopełniający ją na scenie i w prezencji grupy. Niekiedy słyszę, że sama muzyka starcza, że jeżeli jest dobra, to się obroni i nic więcej nie trzeba od siebie dać. Nie mówię tu o jakiejś wizerunkowej pozie, która ma na celu tylko zwrócenie uwagi lub przekonania o swojej autentyczności, ale o zaszczepieniu pewnego klimatu, zdefiniowaniu siebie w tej muzyce, swojego ja. Co zatem sądzisz o istocie posiadania przez zespoły swojego własnego image’u?

Powiem tak, jeśli grasz taką muzę i chcesz się dobrze prezentować, musisz się odziać w specyficzne ciuchy. Często widzę kapele, które grają dobrze, ale wszyscy w kapeli mają zwykłe krótkie włosy, koszulki Metalliki (maksymalnie Deathu), dżinsy i trampki. Według mnie to odstrasza, a czasem nawet śmieszy. Wychodzisz przed publikę grać taką muzykę, nawet zachowujesz się jak dziki na scenie, ale Twoje ciuchy w połączeniu z tym dają po prostu, niekiedy, żałosny klimat. Kiedy każdy element jest dopasowany, widać że tym żyjesz. Widać, że nie jesteś taki tylko na scenie, ale nawet jak idziesz po jebane bułki do sklepu (haha).

10. Jak wyglądają plany Frightful na najbliższą przyszłość? Czy będzie winylowe wydanie „Spectral Creator” i czy zostajecie w Awakening na dłużej?

Na razie cieszymy się naszym debiutem. Następny plan to pewnie kolejny długograj, ale z tym to jeszcze spokojnie. Winylowe wydanie będzie najprawdopodobniej  za  sprawą oczywiście Awakening Records, poza tym za chwilę będą kasety i mamy w planach koszulki oraz naszywki. Nie powiedziano żebyśmy wydawali coś ponownie w Awakening, bo tak jak pisałem, na razie wszyscy się cieszą debiutem.

11. Poza metalem, konkretnymi zespołami mającymi wpływ na waszą twórczość słuchasz też czegoś innego? Jakiegoś black metalu, ambientu, elektorniki? Może masz coś godnego polecenia?

Jedyne co z Blacku mógłbym podać to myślę że Urgehal czy „In the Nightside Eclipse” Emperora.  Szczerze nic innego mi do głowy nie przychodzi. Nic na pewno poza metalem nie miało wpływu na tą płytę, część z nas kocha synth czy starego Rock’n’Rolla, ale poza tą oldschoolową ekstremą nic się tutaj nie udzielało.

12. Dzięki za ten krótki wywiad! Mam nadzieję, że Frightful będzie rósł w siłę i niebawem usłyszy się o was znowu!

Również dziękuję! Mam nadzieję, że ta płyta to dopiero początek. Do usłyszenia!


Autor wywiadu: Przemysław Bukowski

poniedziałek, 24 stycznia 2022

Vaino - Metsanpeitto (Wolfspell Records 2022)

Wreszcie pierwsza tegoroczna nowość! I jest to debiut młodej black metalowej hordy z Finalandii - Vaino. Grupa porusza się po rejonach surowego, agresywnego, acz lekko melodyjnego black metalu, który ma w sobie coś również z brzmień rodem z Norwegii. Oczywiście czasów debiutów i wszelkiej maści demówek. Wraz z pierwszym odsłuchem skojarzyło mi się momentalnie ze starym Burzum z czasów dwóch pierwszych płyt, trochę pierwszym EP i debiutem Kampfar. Sporo jest też w tym estetyki, którą posiadają ich koledzy po fachu z Kalmankantaja, I Myrkri, Hermodr itd. Nie jest to oczywiście aż tak toporne jak dema z lat 90., ale widać inspiracje riffami i klimatem tamtych nagrań. Chęcią utrzymania pewnej relacji z charakterem tamtych materiałów. "Metsanpeitto" to kolejny przykład na to, że inspiracje dawną sceną i starym przepisem na skandynawski black metal rosną stale w siłę i coraz więcej grup z podziemia chce tamte brzmienia kultywować, a nie podążać ścieżką taniego przepisu na tę muzykę, o wymuskanym brzmieniu ukierunkowanym na sukces komercyjny. Ta muzyka rządzi się swoimi prawami i jest wynikiem pasji i chęci tworzenia, musi towarzyszyć jej ponadmuzyczna aura i odpowiedni klimat. Panowie z Vaino zmierzają w tym kierunku wraz ze swoim debiutem. Jest tu wszystko, czego trzeba w temacie, a okładka albumu mówi niemal wszystko na temat jego zawartości - leśne ostępy, posępność, chłód, nostalgia. To black metal dla starych wyjadaczy. Tu się koła nie wynajduje, a tworzy kolejny ciekawy jego egzemplarz.





English translation:

Finally, this year's first premiere stuff! And this is the debut of the young black metal horde from Finland - Vaino. The group moves through the regions of raw, aggressive, but slightly melodic black metal, which also has some Norwegian sounds in itself. Of course, from the times of debuts and all kinds of demos. With the first listening, I immediately associated what I have heard with the old Burzum from the period of the first two albums, a bit of the first EP and the debut of Kampfar. There is also a lot of aesthetics in it, which their colleagues from Kalmankantaja, I Myrkri, Hermodr, etc. represent. Of course, it is not as raw, obscure as demos from the 90s, but you can see inspiration from riffs and the atmosphere of those recordings. There is a desire to maintain a certain relationship with the nature of those materials. "Metsanpeitto" is another example that the inspirations from the old scene and the old recipe for Scandinavian black metal that are constantly growing in strength and more and more underground groups want to cultivate those sounds, and not follow the path of a cheap recipe for this music, with a polished sound aimed at commercial success. This music has its own rules and is the result of passion and willingness to create, it must be accompanied by an above-musical aura and an appropriate atmosphere. The gentlemen from Vaino are heading in this direction with their debut. There is everything you need in the subject here, and the cover of the album says almost everything about its content - grim forest, gloom, coldness, nostalgia. It's black metal for oldschool enthusiasts. The wheel is not invented here, but you can see a creation of another interesting one.




środa, 19 stycznia 2022

I Myrkri - Bag Skyggernes Slor (Wolfspell Records 2021)

Black metalu siłą rzeczy najlepiej słucha się zimą, gdy za oknem tnie lodowaty wiatr, którego ostatnio nie brakuje. I Myrkri uderza z kolejną płytą zostawiającą swoje dwa poprzednie pełne wydawnictwa daleko w tyle pod względem kompozycji i klimatu. Utwory na "Bag Skyggernes Slor" są surowe, przesiąknięte chłodem (nawet są sample jakby żywcem z burzy śnieżnej), a jednocześnie mają w sobie sporo nostalgicznych, posępnych melodii. Brzmienie materiału, poza otwierającym go intrem, wszelkiej maści klawiszowymi wstawkami, instrumentalnym, wręcz dungeon synthowym "Nattehvaelv", jakie na nim znajdziemy, jest jakby przytłumione, trochę swą estetyką trąci taśmą demo, ale ten zabieg ma swój urok i pasuje do tej płyty. Nowy album I Myrkri ma coś w sobie z norweskiego zimna w brzmieniu (coś ala Darkthrone z czasów "Under a Funeral Moon"), estetyki fińskiej sceny spod znaku wczesnego Warmoon Lord, Satanic Warmaster oraz tego, czego możemy posłuchać u chociażby Paysage d'Hiver. Bardzo fajna mieszanka, która trafia w mój gust. Płytę można śmiało zaliczyć do tych najbardziej udanych, które pojawiły się w ubiegłym roku. Ma wszystko to, co powinien posiadać klimatyczny black metal. Płyta zostanie już ze mną na dobre - to chyba idealna rekomendacja, a i dzięki niej bardzo chętnie rozejrzę się za 7'', którą zespół wydał wcześniej, a której jeszcze nie słuchałem.



English translation:

Naturally, black metal is best listened to in winter, when the icy wind blows outside the window, which is quite common recently. And Myrkri hits with another album that leaves its two previous full releases far behind in terms of composition and atmosphere. The songs on "Bag Skyggernes Slor" are raw, saturated with cold (they are even samples like taken alive from a snowstorm), and at the same time have a lot of nostalgic, gloomy melodies. The sound of the material, apart from the intro that opens it, all kinds of keyboard inserts, instrumental, even dungeon synth "Nattehvaelv" that we can find on it, is somewhat muffled, a bit of a demo tape with its aesthetics, but this procedure has its charm and suits this album. The new album by I Myrkri has something of the Norwegian cold sound (something like Darkthrone from the times of "Under a Funeral Moon"), the aesthetics of the Finnish scene represented by Warmoon Lord, Satanic Warmaster and something that connects them with Paysage d'Hiver . A very nice mix that fits my taste. The album can be safely classified as the most successful among last year's releases. It has everything that an atmospheric black metal should have. The album will stay with me for good - this is probably a perfect recommendation, and thanks to it I will be happy to look around for the 7 '' that the band released earlier, and which I haven't listened to yet.




poniedziałek, 17 stycznia 2022

War - Ex Tenebris Nasceris Ut Deleas (Under the Sign of Garazel 2004/2021)

Mało już kto pamięta, że War byli jednymi z prekursorów black metalu w Polsce. Zespół powstał w 1993 roku. Miał na koncie dwa dema i cztery pełne płyty. Swój pierwszy długograj nagrali osiem lat po drugim demie "The War Horde" z 1994. "Ex Tenebris Nasceris Ut Deleas" to ich drugi album wydany pierwotnie w 2004. W ubiegłym roku wznowiło to dzieło Under the Sign of Garazel. wydanie jest skromne, ale muzyka zawarta na krążku to znakomity, surowy black metal nawiązujący do stylu grania z połowy lat 90. Tak właśnie brzmi ta płyta, jakby nagrano ją co najmniej dziesięć lat wcześniej w stosunku do wydania pierwszego. I nie chodzi tu o jakość brzmienia, które jest bardzo dobre, mimo surowości materiału, a o jego walory estetyczne. War prezentuje tu sztukę nie przebierającą w środkach. Płyta uderza w samo sedno tej sztuki i ma głęboko w życi trendy, jakie już po 2000 roku potrafiły brać górę nad szczerością i autentycznością wykonywanej muzyki. War wypiął się na to wszystko i robił swoje. Dzięki temu nagrali znakomity materiał, który wznowiony siedemnaście lat po jego wydaniu wcale się nie zestarzał i nie stracił na swojej mocy. Jest tu trochę echa sceny norweskiej, zwłaszcza w brzmieniu i budowanie riffów, niemniej War brzmi po swojemu, wykorzystując zaledwie namiastkę inspiracji do tworzenia własnej mrocznej sztuki. Cóż, nie powiem, takie reedycje cieszą i oby było ich więcej. Wciąż jest cała masa zapomnianych materiałów z naszej sceny, które nie doczekały się wznowień lub pojawiały się w bardzo małych nakładach i tylko na kasecie. Szacun dla UtSoG za to wydawnictwo!



English translation:

Hardly anyone remembers that War were one of the precursors of black metal in Poland. The band was founded in 1993. They released two demos and four full-length albums. They recorded their first full-length eight years after their second demo, "The War Horde" in 1994. "Ex Tenebris Nasceris Ut Deleas" is their second record originally released in 2004. Last year, Under the Sign of Garazel re-released it. The release is modest, but the music contained on the disc is excellent, raw black metal referring to the style of playing from the mid-90s. This is what the album sounds like, as if it was recorded at least ten years earlier according to its original release date. And it is not about the quality of the sound, which is very good, despite the rawness of the material, but about its aesthetic qualities. Here, War presents an art that does not disguise itself in any way. The album hits the point of this art and doesn't give a shit about trends that after 2000 sometimes dominated over honesty and authenticity of the music performed. War diftn't care about it and did their job. Thanks to this, they recorded excellent material, which, re-released seventeen years after its release, hasn't aged at all and has not lost its power. There is some echo of the Norwegian scene here, especially in the sound and construction of the riffs, but War sounds on its own, using only a bit of inspiration to create their own dark art. Well, I will not say, such reissues are enjoyable and hopefully there would be more of them. There is still a lot of forgotten materials from Polish scene that has't been re-issued or appeared in very little circulation and only on tape. Respect to UtSoG for this release!




środa, 12 stycznia 2022

Nyctophilia - Weltschmerz (Wolfspell Records 2021)

Nyctophilię zaliczam już do tej samej ligi i rodziny black metalowych wykonawców, do jakich należy Evilfeast, Vargrav czy Warmoon Lord. Podobnie jak wymienieni koledzy po fachu, zespół prowadzony przez Griefa tworzy solidny, zakorzeniony w latach 90. black metal z gatunku tych, w których nie brakło zarówno złowieszczych riffów, wampirycznych wokali, ale również melodii i klawiszy. "Weltschmerz" oceniam jako najlepszy jak do tej pory materiał, jaki wyszedł sygnowany nazwą Nyctophilia. Zawarto na nim pokaźną dawkę klimatu, nostalgicznej, wręcz refleksyjnej atmosfery. Black metalowe motywy, tutaj zdają się przeważać średnie tempa, przeplatają się ze zwolnieniami, w których muzyka cichnie, snuje się w tle jak mgła, towarzyszą jej sample z odgłosami natury, jak ma to miejsce w chociażby w "Zatracony w Księżycowym Blasku", by zaraz przejść w energiczny, podniosły motyw. W "Na Zapomnianym Szlaku" też mamy taki zabieg, ale tutaj fragment przeradza się w kawałek naprawdę solidnego dungeon synthu spod znaku starego Mortiisa. Aż autentycznie przypomniała mi się utwór "Reisene til Grotter og Odemarker" i video do niego. Ech, to były czasy. Zauważalna jest również przestrzenność materiału, który ma pewną dawkę echa, bardzo fajnie to wybrzmiewa. Brzmienie płyty też zdaje się być bardziej wyraziste, klarowne, niż w przypadku poprzednich wydawnictw. Muzyka na "Weltschmerz" płynie niczym nocny bezkres uruchamiając tryby wyobraźni słuchacza. Tym, dla których w black metalu najistotniejszy jest klimat, atmosfera bezkresnych przestrzeni skąpanych w mroku nocy, ten album jest na liście absolutnych musów do sprawdzenia. Piękny materiał!



English translation:

I already include Nyctophilia in the same league and family of black metal artists, which include Evilfeast, Vargrav or Warmoon Lord. Like the aforementioned colleagues, the band led by Grief creates solid black metal, rooted in the 90s, in which there were both ominous riffs, vampiric vocals, but also melodies and keyboards. I rate "Weltschmerz" as the best material that came out under the name Nyctophilia so far. It contains a large dose of climate, nostalgic emotions, even reflective atmosphere. Black metal guitars, here seem to prevail medium tempo, intertwined with slowdowns, in which the music fades away, wanders in the background like a mist, accompanied by samples with sounds of nature, as is the case in, for example, "Zatracony w Księżycowym Blasku", to you are about to go into an energetic, sublime theme. In "Na Zapomnianym Szlaku" we also have such a composition, but here the fragment turns into a piece of a really solid dungeon synth under the sign of the old Mortiis. It reminds on "Reisene til Grotter og Odemarker" and the video to it. Those were the days. The spaciousness of the material is also noticeable, with a certain dose of echo, it sounds very nice. The sound of the album also seems to be more expressive and clear than in the case of previous releases. Music on "Weltschmerz" flowing like the endless night, activating the modes of the listener's imagination. For those for whom the most important thing in black metal is the atmosphere, the climate of endless spaces bathed in the darkness of the night, this album is on the list of absolute must-have's. Beautiful material!



piątek, 7 stycznia 2022

The Devil's Sermon - Czarna Jaźń (Putrid Cult 2021)

Żałuję, że nie wystarczyło mi czasu, aby napisać o tej płycie jeszcze w 2021 roku. Jest szansa, że pojawiłby się w moim TOP 5 za ubiegły rok. Drugi pełny album The Devil's Sermon miał swoją premierę się w tym samym czasie co nowe Demonic Temple, także konkurencję miał srogą. Mimo mojej bardzo pochlebnej opinii o konkurentach, kolejny krążek The Devil's Sermon oceniam bardzo wysoko i okazuje się być ich najlepszym materiałem nagranym do tej pory. Zespół już w pełni rozwinął swój styl i zaserwował kawał znakomitego, mistycznego black metalu. Intensywne, soczyste brzmienie, znakomita atmosfera to bez wątpienia atuty sztuki The Devil's Sermon. Ilekroć obcuję z ich muzyką, to mam wrażenie brania udziału w jakimś obrzędzie, diabelskim konwencie, który poza agresją, ma do przekazania również jakiś pierwiastek duchowy, coś ponad samą muzykę. To rytuał mroku, pełen emocji, furii, ale i swoistej refleksyjności. Płyta to lekko ponad pół godziny materiału i, wraz z intrem, cztery pełne, długie kompozycje. Najbardziej czarują tu utwory "Poskręcany w Fałdy" (mój absolutny faworyt z płyty) oraz "Diabelski Orszak". Są pełne oryginalnego klimatu, partii mocnych, agresywnych, które przeplatają się z budującymi atmosferę instrumentalnymi pasażami. Coś naprawdę znakomitego! "Czarna Jaźń" bez wątpienia wciągnie każdego entuzjastę black metalu i już nie wypuści ze swych okowów. Kto nie zna jeszcze twórczości The Devil's Sermon, a pójdzie za moją radę i posłucha nowej ich płyty, to z całą pewnością sięgnie również po debiut oraz Epkę. Gwarantuję!



English translation:

I wish I had enough time to write about this album in 2021. There is a chance that it would have appeared in my TOP 5 for the last year. The second full album by The Devil's Sermon was released at the same time as the new Demonic Temple, so the competition was fierce. Despite my very flattering opinion about competitors, I rate the next record of The Devil's Sermon very highly and it turns out to be their best material recorded so far. The band has already fully developed their style and served a piece of excellent, mystical black metal. Intense, solid sound, great atmosphere are undoubtedly the strengths of The Devil's Sermon. Whenever I interact with their music, I have the impression of taking part in some rite, a devil's convention, which, apart from aggression, also has a spiritual element to convey, something beyond the music itself. It is a ritual of darkness, full of emotions, fury, but also a kind of reflection. The album is slightly over half an hour of material and, together with the intro, consists of four full, long compositions. The most charming here are the songs "Poskręcany w Fałdy" (my absolute favorite from the album) and "Diabelski Orszak". They are full of original atmosphere, strong, aggressive parts that are intertwined with instrumental passages that build the atmosphere. Something really great! "Czarna Jaźń" will undoubtedly attract every black metal enthusiast and will not let go of its shackles anymore. Those who do not know the works of The Devil's Sermon yet, and will follow my advice and listen to their new album, will certainly reach for their debut and EP as well. I guarantee!




wtorek, 4 stycznia 2022

Gravety - Bow Down (Metal on Metal Records 2021)

Szersze recenzje w tym roku rozpoczynam od nadrabiania pewnych materiałów, o których nie zdążyłem napisać w 2021. Niektóre już pojawiły się w cyklu "Słuchowisko" na stronie bloga na facebooku, a niektóre pojawią się tu. Pierwszą recenzją w 2022 będzie "Bow Down" Gravety. Od jakiegoś czasu planowałem wrócić na moment do epickiego heavy metalu, aby zobaczyć czy jest szansa, że ten styl grania jest jeszcze w stanie mnie zaskoczyć i ponownie zainteresować. W końcu słuchało się swojego czasu takich zespołów jak Manowar (do tej pory lubię i to chyba wyjątek od reguły), Manilla Road, Visigoth, Eternal Champion czy Brocas Helm. Niemniej, okazało się, że to chyba nie pyknie i Gravety tutaj nie pomogło. Aczkolwiek muszę płytę polecić chociażby fanom wspomnianych Eternal Champion i Visigoth, bo Panowie idą we właśnie takie klimaty. Mamy tu klasyczny heavy metal z dużą dawką epickości i patosu, który wynika przede wszystkim z tematyki utworów. Teksty na niej zawarte opowiadają historie z "Conana Barbarzyńcy", "Władcy Pierścieni", "Hobbita", "Gry o Tron" oraz "Koła Czasu". Najciekawszymi momentami płyty jest utwór otwierający, czyli "Tower of Ghenjei" oraz "Unleash the Flame", który kończy się samplem z "Drużyny Pierścienia" - słowami Gandalfa zanim runał w przepaść Khazad-Dum - "Fly, you fools". Nie powiem, bardzo fajny pomysł i chwyta, zwłaszcza jeżeli jest ktoś entuzjastą tematu. Muzycznie jest bardzo poprawnie, z dobrym brzmieniem, sporą dawką melodyjności i całkiem chwytliwymi refrenami. A i jakieś akustyki się tu znalazły. Nie byłoby błędem zapisanie Gravety do zespołów charakteryzujących epickie granie wywodzące się z USA, bo jest tu wszystko, co się na to granie składa, tyle że zespół pochodzi z Niemiec. Także Panowie totalnie inspirują się grupami zza oceanu. Mnie niestety nie chwyciło to na tyle mocno, żeby zostać z tym materiałem na dłużej i dać sobie powód, aby do słuchania takiego grania wrócić. Chyba nie tym razem, o ile w ogóle. Fajna odskocznia i to tyle. Niemniej podkreślam - dla zwolenników stylu wykonywanego przez Gravety, ta płyta to warte sprawdzenia wydawnictwo, na pewno się nie zawiedziecie.



English translation:

I start my broader reviews this year with catching up on some materials that I didn't have time to write about in 2021. Some of them have already appeared in the "Press paly" series on the blog's Facebook page, and some will appear here. The first review in 2022 will be "Bow Down" by Gravety. For some time now, I have been planning to return to epic heavy metal for a moment to see if there is a chance that this style of playing will still surprise me and interest me again. All in all, I hve listened to such bands as Manowar (I still like them and this is probably the exception to the rule), Manilla Road, Visigoth or Brocas Helm. However, it didn't seem like it would work, and Gravety didn't help here. However, I have to recommend the album to the fans of the already mentioned Visigoth and Eternal Champion, because the gentlemen go into such a climate. We have classic heavy metal here with a large dose of epicness and pathos, which results mainly from the subject of the song themes. The lyrics on it tell stories from "Conan the Barbarian", "Lord of the Rings", "The Hobbit", "Game of Thrones" and "The Wheel of Time". The most interesting moments of the album are the opening track, "Tower of Ghenjei" and "Unleash the Flame", which ends with a sample from "The Fellowship of the Ring" - in the words of Gandalf before he fell into the Khazad-Dum abyss - "Fly, you fools". I will not say, a very nice idea and it is catchy, especially if someone is enthusiastic about the topic. Musically it is very correct, with good sound, a lot of melody and quite catchy choruses. And some acoustics are here as well. It would not be a mistake to add Gravety to the bands that characterize epic music originating from the USA, because here is everything that characterise this stuff, but the band is from Germany. So, the gentlemen are totally inspired by groups from overseas. Unfortunately, I didn't get hold of it enough to stay with this material for longer and give myself a reason to come back to listening to this kind of music. Probably not this time, if at all. It was nice to check something different, all in all. Nevertheless, I would like to emphasize - for fans of the style performed by Gravety, this album is a worth checking release, you will not be disappointed.