niedziela, 27 maja 2018

Surrender of Divinity- Oriental Hell Rhythmics (Psychic Scream Entertainment 2001)

Jedno z tych Black Metalowych wydawnictw, które osobiście otaczam kultem od kiedy je poznałem, podobnie mam z samym Surrender of Divinity. Sentyment niezmierzony. Zespół jak i sam album poznałem mając 17 lat kiedy to stawiałem swoje pierwsze kroki w Black Metalowej sztuce. Starałem się jak to było możliwe nie bazować tylko na sugestiach kolegów siedzących wtedy w temacie, ale i sam wyszukiwać jakieś zespoły, eksplorować scenę. I tak oto przeglądając któregoś razu w Sopockim Empiku magazyn 7Gates (był to 2006 rok, akurat wtedy SoD wydali swój drugi, pełny album "Manifest Blasphemy") wpadłem na wywiad z tą tajlandzką hordą. Zaintrygowali mnie z marszu, raz, że z ekipa z Dalekiego Wschodu, dwa, że poruszająca się w odpowiedniej estetyce, a trzy te niesamowite grafiki na płytach. Nie zwlekając długo zakręciłem się za ich wydawnictwami  i jako pierwszy nabyłem debiut, czyli obiekt niniejszej recenzji- "Oriental Hell Rhytmics". Kopara opadała wtedy jak tego słuchałem i ilekroć gości w odtwarzaczu do tej pory reakcja jest ta sama. To jeden z najlepszych przykładów tego czysto undergroundowego Black Metalu, pełnego pasji (z każdego jednego dźwięku słychać jak Ci goście czują tą muzykę), bezkompromisowości i autentycznego chaosu, który napędza sam czart. Chyba, żadna inna płyta z podziemia nie wzięła mnie szturmem tak jak ten krążek. I co jest w taj płycie autentycznie zajebistego? A to, że idąc za najlepszymi wzorcami w ramach tego grania zespół potrafił przemycić w nim elementy tej cięższej, metalowej klasyki lat 80-tych, odpowiednio ją ulepić i wkomponować w ekstremalne, diabelskie wyziewy. To rzecz jasna nie wszystko. Na album składa się 6 utworów, i co także jest oryginalne w tym zakresie, są długie, rozbudowane- od 6, aż po 11 minut. Sporo tu zmian tempa i świetnych riffów. No i ten wrzaskliwy, opętańczy wokal... Poezja po prostu hehe. Jak na oldschool przystało, brzmienie jest surowe, wręcz garażowe, ale nadaje to temu tylko dodatkowego czaru rzutującego na niepowtarzalny klimat płyty. Prawdziwe piekło z odległego Orientu. Gdybym miał wskazać swoją ulubioną ekipę z Azji to bez zastanowienia padłoby na Sabbat i właśnie Surrender of Divinity.
Płyta oryginalnie wydana została w 2001 roku przez malezyjską Psychic Scream Entertainment oraz równolegle w Polsce przez nieistniejące już God is Dead Records. Na te wydania się niestety nie załapałem (płyta zamówiona z GiD nigdy do mnie nie dotarła), ale album był przez lata kilkukrotnie wznawiany w różnych limitowanych tłoczeniach. Mi przypadło wydanie japońskie z Deathrash Armageddon (2007) oraz wydane w 2016 min. przez sam zespół (InCoffin Productions) oraz sojusznika w postaci Thrashingfist Productions.

https://www.facebook.com/surrenderofdivinity/
https://www.incoffin666.com/



niedziela, 20 maja 2018

Rotting Kingdom- Rotting Kingdom (Godz Ov War 2018)

Kolejny autentycznie ciekawy, tegoroczny (a dokładnie to już ubiegłoroczny, ale nie na fizycznym nośniku) wyziew ze stajni Godz Ov War. Ten zespół ze Stanów ma szansę trochę na scenie powojować, a i nawet coś zawojować. Dawno nie słyszałem tak dobrej fuzji Death i Doom Metalu okraszonej niewielką dawką szwedzkiej melodyjności. Rotting Kingdom zajebiście łączy cechy "Dance of December Souls"/ "Brave Murder Day" Katatonii, wczesnego My Dying Bride, Paradise Lost z czasów "Gothic" mieszając to wszystko z Death Metalem skierowanym w jego melodyjne, szwedzkie oblicze (Unanimated, At the Gates itd.). Nawet nie wiem czy nie pokusił bym się o stwierdzenie, że i jakieś stosunkowo marginalne elementy bardzo wczesnego Amorphis można tu wyłowić. W każdym bądź razie dawno nie słyszałem czegoś równie dobrego w tych klimatach. Aż ciężko uwierzyć, że ta ekipa pochodzi z USA. Z początku może się to granie wydawać niepozorne, ale jak już poleci tych kilka dźwięków to momentalnej łepek kiwa się w przypływie aprobaty. Mamy tu niecałe 25 minut materiału, EPka póki co, ale zespół wykorzystuje ten czas na maksa i daje do zrozumienia, że sroce spod ogona nie wypadli. Jeżeli czymś takim przywalą na pełnym albumie i jeszcze podkręcą śrubę, to mają szansę daleko zajść. Polecam z całą stanowczością! Rokowania są bardziej niż dobre, syndrom ponownego odpalania jest, poziom wysoki, także nie mam więcej pytań. Z pewnością będę bacznie śledził ich poczynania. Zatem bierzcie i słuchajcie z tego wszyscy!

https://www.facebook.com/rottingkingdom/
http://godzovwar.com/


poniedziałek, 14 maja 2018

Graveland- Dawn of Iron Blades (No Colours Records 2004/ Hammer of Damnation 2018)

Kolejne wznowienie od Graveland i ponownie, kolejny odświeżony i przearanżowany materiał. Tym razem padło na "Dawn of the Iron Blades". Materiał może jednostajny, trochę przewidywalny, ale za to niesamowicie spójny i epicki w swym wyrazie, zwłaszcza w nowym obliczu. Nabrał jeszcze więcej patosu i mocy. Nie ma co ukrywać faktu, że Graveland ma swój misternie wypracowany styl którym podąża już od wielu lat, który buduje przekaz i tożsamość zespołu. Można być pewnym, że grupa nigdy nie zejdzie z obranej ścieżki. No, ale do rzeczy. "Dawn of the Iron Blades" został w tej wersji podrasowany, przede wszystkim partiami chóru (żeńskie w wykonaniu Olyi są po prostu niesamowite, bardzo subtelne, a jednocześnie podkreślające majestat towarzyszący kompozycjom), większą ilością klawiszowego tła i mocniejszą, wyrazistszą partią perkusji, którą nagrał Miro. Jednym słowem płyta stała się barwniejsza w stosunku do oryginału, bardziej urozmaicona. Jej brzmienie, uważam, również jest znacznie lepsze. Poprawiona i przeredagowana została również warstwa tekstowa. Jednym słowem album przeszedł gruntowną rewitalizację, przez co ma szansę zaprezentować drzemiący w nim potencjał w ramach epickiego, pogańskiego odcienia metalowej sztuki.
Co się tyczy samej formy wydania. Przyznać trzeba, że brazylijskie Hammer of Damnation się postarało. Szata graficzna wykonana jest z dbałością o szczegóły, jest rozbudowana, jednym słowem wyczerpuje temat jeżeli chodzi o tzw. radość dla oka. Dodatkowym bonusem jest świetny pomysł w kwestii formy zaczerpnięty z pierwszych kompaktowych wydań "Frost" Enslaved oraz "Blizzard Beasts" Immortal. Mianowicie wytłoczone na pudełku logo zespołu. Prezentuje się to kapitalnie i przywodzi na myśl właśnie te wspomniane wydania z lat 90-tych. Całość posiada jeszcze dodatkowych slipcase. Reasumując, mucha nie siada! Wydawnictwo wg. mnie bez zastrzeżeń. Dla fanów Graveland mus, a dla reszty dobry przykład na to aby posłuchać sobie jak zespół brzmi i komponuje obecnie.

http://www.graveland.org/
https://www.hodrecs.com/



sobota, 12 maja 2018

Dimmu Borgir- Eonian (Nuclear Blast 2018)

Po 8 latach przerwy powraca z kolejnym albumem Dimmu Borgir. Czy to powrót warty uwagi, czy warto było nań czekać aż tyle lat? Myślę, że tak. Ekstremalnych zachwytów uskuteczniać nie będę, ale album z pewnością pozytywnie mnie zaskoczył. Uważam, że jest na prawdę bardzo dobry i reprezentuje z pewnością coś więcej niż tylko trzymanie poziomu. Dimmu Borgir już od wielu lat robi swoje i nie ogląda się na boki. Wypracowali swój własny charakterystyczny styl i nadal się go trzymają, nie pomyli się ich z nikim innym. "Eonian" jest płytą urozmaiconą, ambitną, uważam, że nieszablonową, pełną ciekawych rozwiązań, a jednocześnie wciąż podążającą tą samą ścieżką którą wytyczyły poprzednie produkcje. Jak na Dimmu Borgir przystało napakowany jest symfoniką, melodyjnością, pewną dozą przebojowości ("Interdimensional Summit"), ale i fajnie balansuje ze sobą wolniejsze i szybsze tematy, a nawet koresponduje co nieco ze stylistyką znaną już poniekąd z płyt Satyricon ("Aetheric"), czy elementami o rytualno, szamańskim zabarwieniu ("Council of Wolves and Snakes"). Jest także puszczone oko do nieco, nazwijmy to umownie i na wyrost, odrobinę bardziej tradycyjnych brzmień gatunku ("The Empyrean Phoenix") oraz dawka podpartej melodią epickości i patosu ("Lightbringer"), nawet gdzieś mi w tym estetyka Ghost śmignęła. Także jednym słowem sporo się tu dzieje i w moim własnym odbiorze jest czego posłuchać, nudy się nie doświadczy. Nie ukrywajmy jednak pewnego znaczącego faktu. Metalowym ortodoksom, purystom ten album nie przypadnie do gustu i to jest raczej pewne. Natomiast tym którzy lubią symfonikę, chóry, eksperymentowanie płyta powinna jak najbardziej podpasować. I żeby było jasne, Black Metal sam w sobie nie jest tu na pierwszym planie, to jedynie podstawa pod całą resztę. Przytaczając ponownie ocenę z początku recki, uważam "Eonian" za płytę solidną i nieprzeciętną, jednym słowem bardzo dobrą, mającą sobą coś do zaoferowania. Jak to się mówi, może dupy jakoś specjalnie nie urwała, ale zostawiła sporo pozytywnych wrażeń, dzięki którym prawdopodobnie nie raz sobie do tego krążka wrócę, po prostu jest do czego.
A, byłbym zapomniał, szacun za okładkę albumu (ukłony dla Zbyszka Bielaka!). Z wyjątkiem "In Sorte Diaboli", najlepsza od czasów "Stormblast"!


czwartek, 10 maja 2018

Dagorath- Evil is the Spirit (Under the Sign of Garazel/ Nigredo Records 2018)

Kolejny rok i kolejny materiał od Dagorath. Był pełen album, teraz czas na kolejną epkę, epkę która na dobrą sprawę mogłaby być kolejnym długograjem (trwa prawie równo 40 minut, i swoją drogą nie wiadomo kiedy ten czas zlatuje). Czy zespół spoczął na laurach? W żadnym wypadku, trzymają poziom i serwują sztukę nie gorszą od poprzedniej, a nawet lepszą, powiedziałbym dojrzalszą, o jeszcze bardziej powiedziałbym misterialnym charakterze. To 40 minut sztuki bardzo przestrzennej dźwiękowo, wyrazistej i złowieszczej, osadzonej w tradycyjnych brzmieniach gatunku, ale i z obecnością świeższego spojrzenia na temat. Bardzo podoba mi się pewien pogłos i struktura partii gitar na których opiera się ta epka. Moim pierwszym skojarzeniem był album "Filosofem" Burzum. U Varga było surowsze brzmienie, dużo surowsze. Tutaj to zupełnie inna bajka, temat jest dopracowany pod tym względem, a riffy wychodzą bardzo esencjonalnie, są uwydatnione budując swoją melodyką klimat całego materiału. Jest w tym też coś z Mgły, swoisty mrok, posępność, chłód. Atmosfera jest bardzo podobna. A i odrobina nostalgii, tajemniczości i epickości chociażby Batushki także przemyka przez kompozycje. Dobry i wciągający kawał Black Metalu. Czasami przypominający ścieżkę dźwiękową jakieś upiornej ceremonii, miejscami transowy, ale zagrany z niezwykłym wyczuciem, no i te obłąkane wokale. Jednym słowem nie zawiedli, także mocno "Evil is the Spirit" polecam. Może nie będzie się szczególnie wyróżniał, ale ma coś w sobie. Warto go docenić i pochylić się nad płytą na trochę dłużej, zasługuje na to. Została tu wykonana naprawdę solidna praca. Mocny, konkrety cios!
EP wydany jest zarówno na cd, jak i na taśmie.

https://www.facebook.com/dagorathpl/
https://www.facebook.com/utsogp/
https://www.utsogp.pl/


sobota, 5 maja 2018

Hell's Coronation- Unholy Blades of the Devil (Under the Sign of Garazel/ Black Death Production 2018)

Tradycja i kult, prostota formy i bezkompromisowość. Jak to się mówi, czysty oldschool! Czy można lepiej oddać w kilku słowach sedno Hell's Coronation? Ciężko by było, bo o to właśnie w tej sztuce chodzi. Równie trudno jest się w przypadku tego materiału rozpisywać, żeby najzwyczajniej w świecie nie lać wody, z marszu słychać co to jest i o co tu biega. "Unholy Blades of the Devil" to dźwięki zaklęte w brzmieniach eksploatowanych na samym początku przez Samael, Hellhammer/ Celtic Frost czy bardzo wczesny Graveland (a tak się zastanawiałem, gdzie ja już słyszałem tak łudząco podobne wokale). Cały materiał to wolne, posępne, ociekające mrokiem i rytualną aurą kawałki. Prosta budowa riffów, mocarna, miarowa perkusja i ogromne pokłady klimatu (nienachalne klawiszowe tła czy majaczące w tle odgłosy nocy tworzące mistyczną otoczkę, coś na wzór ceremonii). Na tym opiera się tych pięć hymnów ciemności. To jest esencja Hell's Coronation. Tylko tyle i aż tyle! Nie znajdzie się tu niczego odkrywczego, zapuszczania się w nowe rejony muzycznej ekspresji. Tutaj ścieżkę wyznacza surowość, wspomniana prostota i chęć oddawania czci starej szkole grania. Granie od fanów pochłoniętych tą sztuką dedykowane im podobnym maniakom. Myślę, że te kilka słów w pełni obrazuje czego po "Unholy Blades of the Devil" można się spodziewać, a okładka płyty (mamy do czynienia z MCD, nie jest to jeszcze pełny album) dopowie resztę. W swojej niszy załoga Hell's Coronation to ścisła czołówka. To nie tyle słychać, co po prostu czuć między tymi obłąkanymi dźwiękami. Obok genialnych debiutów Sacrificulus oraz Czort, to najciekawszy materiał z naszego podziemia jaki słyszałem w tym roku. Warto po niego sięgnąć.

https://www.facebook.com/hellscoronation/
https://www.utsogp.pl/


czwartek, 3 maja 2018

Apostasy- Fraud in the Name of God/ Sunset of the End (Sullen Producciones 1992/ Fallen Temple 2018)

Ponownie Apostasy z odległego Chile. Tym razem Fallen Temple pokusiło się o wydawniczy powrót do pierwszych wydawnictw tej stosunkowo mało znanej grupy. Na płytę składa się demo "Fraud in the Name of God" z 89' oraz pierwszy pełny album "Sunset of the End" z 92'. Osobiście niezbyt wiele znalazłem dla siebie na tej płycie. Nigdy nie było mi jakoś specjalnie po drodze z Thrashem, a ostatnio, przyznam się, ta odległość między nami robi się coraz odleglejsza. Mam tu od lat swoich faworytów i ich się już trzymam. No ale wracając do tematu, mimo wszystko mogę wyszczególnić dwie cechy tych materiałów, które zasługują tu na uwagę, które mogą przyciągnąć. Pierwszy z nich to ciekawy, mroczny jak na klasyczny Thrash klimat, o czym z resztą wspomniałem już przy recenzji "The Blade of Hell", oraz znakomite solówki- to chyba najsilniejszy punkt materiału. Jest to cecha, którą z niniejszego repertuaru Apostasy zapamiętuje się najszybciej, która jest w stanie zatrzymać słuchacza na trochę dłużej niż tylko chwilę. Są naprawdę na wysokim poziomie. Niemniej jednak nie zmienia to faktu, że jest to materiał dla zajadłych eksploratorów metalowego podziemia i entuzjastów Thrashu. Całokształt kompozycji jest tu raczej przeciętny i tylko wprawne ucho osoby mocno siedzącej w tych klimatach będzie w stanie wychwycić tu coś więcej ponad to co mi rzuciło się na uszy podczas słuchania.  Dla innych nie jest to coś co koniecznie trzeba sobie sprawdzić. Standardowy, dobry w swoim gatunku materiał i to chyba tyle. Mnie niestety specjalnie nie oczarował.

https://www.facebook.com/apostasych/
https://www.facebook.com/fallentemple666/


wtorek, 1 maja 2018

Satanic Warmaster- Fimbulwinter (Werewolf Records/ Hells Headbangers 2014)

Nie od dziś uważam, że Satanic Warmaster jest jedną z tych grup która od początku swojego istnienia konsekwentnie kultywuje w swej sztuce to co najlepsze w skandynawskim Black Metalu, a zwłaszcza te cechy i pierwiastki które zbudowały jego charakterystyczne brzmienie i klimat w latach 90-tych. Płytę "Fimbulwinter" można, obok znamienitych "Strength and Honour" czy " Carelian Satanist Madness", uznać za perłę w koronie tej grupy, jaki i jeden z lepszych (a może i najlepszych) przykładów wspomnianego stylu. Jest w tym sporo z Darkthrone, Dimmu Borgir z czasów ich dwóch pierwszych płyt (a także tej jedynej pod szyldem Fimbulwinter), wczesnego Gorgoroth, nie brakuje starej, dobrej Horny (nie ma tutaj zdziwienia), są i przemykające po kątach wpływy Burzum, odrobina folkowego/ akustycznego pierwiastku Ulver, czy nawet BM-u spoza mroźnej północy jak na przykład Nokturnal Mortum. Wieńczący płytę, instrumentalny "Silent Call of Moon's Temple" wydaje się również pozdrowieniem dla jednocześnie aż trzech hord: wspomnianego przed chwilą Nokturnal  Mortum (intro do płyty "Goat Horns"), Graveland (wstęp do "Carpathian Wolves), a i kolejnych weteranów norweskiej sceny- Immortal (motyw nieco podobny do tego z "Beyond the North Waves"). Jednym słowem na "Fimbulwinter" przeplatają się trzy charakterystyczne cechy: czyste przesiąknięte furią i chłodem łojenie, to wolniejsze, atmosferyczne, podparte odrobiną nostalgicznych melodii i klawiszowym tłem oraz śladowe, zaczerpnięte z folku elementy. Jak dla mnie mieszanka wręcz perfekcyjna. Płyta jakby zespalająca wszystkie odcienie muzyki Satanic Warmaster w jeden album. Już jej poprzednik "Nachzehrer" był temu bliski, ale na "Fimbulwinter" znacznie dopracowano aspekt brzmieniowy, co sprawiło, że powstał album jeszcze bardziej esencjonalny i wciągający. Dla mnie osobiście jedna z najbardziej udanych płyt w ramach Black Metalu jakie ukazały się w ostatnich latach. Naprawdę jest czego posłuchać, a i do takich albumów ma się ochotę wielokrotnie powracać (stąd też min. niniejsza recenzja), także ode mnie najwyższa nota. Polecam!

https://www.facebook.com/satanic.war.terror/
https://satanicwarmaster.bandcamp.com/
https://www.facebook.com/werewolf.rex/
https://werewolfrecords.bandcamp.com/