piątek, 10 czerwca 2016

Ochrzczony w Ogniu i Lodzie

Na 3 czerwca przypadła 12 rocznica dnia w którym Ace Thomas Forsberg (Quorthon) opuścił ziemski padół aby ucztować w Valhalli. Przyznam się bez bicia, że nigdy nie byłem jakimś wielkim fanem Bathory, owszem bardzo lubię muzykę którą tworzył Quorthon, ale nigdy nie było to moja absolutna czołówka. Cenię Bathory za przeogromny i nieoceniony wkład w historię metalu oraz formowanie się szwedzkiej sceny. Bathory dał podwaliny pod black metal, inspirację z muzyki zespołu czerpały także szwedzkie grupy death metalowe, zapoczątkował zjawisko nazwane viking metalem. Ponadto podziwiam Quorthona za nietuzinkowy talent kompozytorski, w ramach Bathory tworzył rzeczy wielkie. Takie albumy jak"Under the Sign of the Black Mark" czy "Hammerheart" to dzieła przełomowe w swojej stylistyce. W pewnych aspektach niedoścignione. Czy jest inny black metalowy album o takiej unikalnej atmosferze jak "Under the Sign..."? Czy viking metal wspiął się kiedykolwiek wyżej niż podniosły i nostalgiczny "Hammerheart"? Nie sądzę. Podoba mi się w Bathory ta różnorodność muzyczna, unikanie powtarzania i brnięcia w utarte schematy. W latach 80-tych tworzył muzykę mroczną, królowały pierwiastki black i death metalowe. Później na początku lat 90-tych mamy narodziny viking metalu, potem eksperymentowanie z thrashem w postaci "Requiem" i "Octagon", aby u końca kariery zaserwować nam powrót do nordyckich inspiracji w postaci dwu-częściowego "Nordland".


Przez wszystkie lata swojej działalności na metalowej scenie Bathory wyrobił sobie kultowy status, myślę że zasłużenie. Chyba nie ma wśród osób zainteresowanych tematem nikogo kto by o Bathory nie słyszał, nie ma nikogo kto nie znałby "One Road to Asa Bay" z albumu "Hammerheart". Do tego utworu nakręcony został jedyny teledysk w historii zespołu, ale za to jaki wymowny w formie i treści.



Na koniec wypadałoby wyszczególnić jakąś płytę. Jedną z płyt Bathory, którą darzę znacznym sentymentem jest "Nordland I". Dlaczego? Dostrzegam w niej niesamowity kunszt kompozytorski, a także oddziaływanie jakie niesie ze sobą ten album. Są tu kompozycje nie tylko czysto metalowe, ale także z wyraźną folkową nutą, patosem, epickim sznytem. Gdy słucha się tej płyty to autentycznie przenosi się człowiek do krainy wikingów. Widzi oczami wyobraźni skute lodem fiordy i leśne ostępy spowite mgłą, widzi skalne wybrzeża o które rozbijają się spienione fale. Magia! Talent aby tworzyć tak bogatą w emocje muzykę jest dany nielicznym, a Quorthon był bez wątpienia jednym z ludzi których takowym obdarzono.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz