piątek, 17 czerwca 2016

Kat- Metal and Hell (Ambush Records 1986/ Metal Mind 2016)

No i przyszła kolej na "Metal and Hell". Album jest dla polskiej sceny metalowej lat 80-tych bardzo istotny, taki zapalnik dla przyszłych jeszcze cięższych brzmień. Przed Katem królowało TSA, i rosnące w siłę Turbo. Po "Metal and Hell/ 666" poprzeczka została podniesiona. Scena przeszła w kolejne stadium rozwoju.
"Metal and Hell" czyli anglojęzyczna wersja "666" została wydana w tym samym roku co jej polska odpowiedniczka, w 1986. Wersję po angielsku wypuściło belgijskie Ambush Records (producentem był nie kto inny jak Jos Kloek odpowiedzialny min. za zachodnie wydanie "Heavy Metal World" TSA), a po polsku, w limitowanym nakładzie (sprzedawane prosto z naczepy) Klub Płytowy Razem. "Metal and Hell" odwiedził polskie sklepy dopiero rok później nakładem Pronit.
Album ma bardzo surowe, tnące brzmienie (jest to jeszcze wybuchowa mieszanka speed, black i heavy metalu tak charakterystyczna dla chociażby Venom czy Mercyful Fate), produkcyjnie nie ma tu achów i ochów, ale to akurat dobrze, bez tego nie miałby takiego wydźwięku i siły rażenia. Słyszalne, dosyć specyficzne brzmienie gitar płyta zawdzięcza stosunkowo przypadkowemu zabiegowi- rezonansowi pudła fortepianu, który stał w studiu krakowskiego Teatru STU podczas nagrywania płyty. Teksty polskie przetłumaczył na potrzeby "Metal and Hell" Tomasz Dziubiński. Roman Kostrzewski nie znając angielskiego uczył się ich z zapisu fonetycznego, co z resztą słychać. Płytka w swojej estetyce była pierwszą na polskiej scenie. Co prawda Turbo na swojej "Kawalerii Szatana" poruszało tematy biblijnej apokalipsy, ale nie weszło w tematykę okultyzmu, satanizmu czy innych piekielnych mocy co zrobił Kat na swoim debiucie. Ich koncerty to też był wtedy fenomen. Sporo pirotechniki, dymy, rytualny charakter. "Metal and Hell/ 666" był to także pierwszy i ostatni materiał z Wojciechem Mrowcem w składzie, opuścił on zespół niebawem po nagraniu albumu. Tak oto przez parę kolejnych lat Kat działał jako kwartet.
Tegoroczna reedycja "Metal and Hell" jest mocno wzorowana na wydaniu kompaktowym, które Metal Mind wypuścił w 1993 (poniżej zdjęcie obecnego wznowienia, oraz reedycji z ramienia Mystic Production sprzed paru ładnych lat). Różni się nieco innym designem bookletu i brakiem dodanych w tamtym czasie bonusów w postaci "Ostatniego Taboru" i "Nocy Szatana". Wydanko jest proste (booklet ogranicza się do liryków i trzech 3 fotografii grup, z czego dwie służą jako tło pod teksty utworów), ale jak dla mnie zadowalające. Drobny minus za błąd w pisowni utworu na tylnej wkładce.
Tak na marginesie, warto wspomnieć, że na anglojęzycznym "Metal and Hell" ciąży pewne brzmię. Jako, że płyta w tej wersji skierowana jest przede wszystkim do zagranicznych fanów, na naszym podwórku spychana jest na ubocze przez jej polskojęzyczną bliźniaczkę "666". Co się dziwić, w rodzimym języku album ma zupełnie inny wydźwięk. Może gdyby "Metal and Hell" różnił się nie tylko wokalem, a np. odrobinę brzmieniem czy aranżacją to miałby nieco łatwiej, a tak w kwestii sprzedaży ma dosyć ciężki żywot.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz