środa, 22 czerwca 2016

Monument metalowej ekstremy

Mayhem, zespół o niezwykłej historii otoczony kultem i uwielbieniem, muzycznie i wizerunkowo inspiracja dla całej rzeszy black metalowych wyznawców, ich wpływ na scenę muzyki ekstremalnej jest nie do podważenia. Co tu dużo mówić- ikona i tyle!
Zdaję sobie sprawę, że dla wielu fanów to "De Mysteriis Dom Sathans" jest tą najważniejszą płytą w dorobku zespołu, dla mnie jednak jest to debiutancki mini album "Deathcrush". Powstał w czasie kiedy Mayhem dopiero kształtowało się jako zespół, żyli bardziej na reputacji i rozgłosie jakie zapewnił grupie Euronymous, niż na muzycznym dorobku. W Norwegii byli pierwszą grupą grającą tak ciężko i ekstremalnie. Jak słucha się tego krążka to czuć w nim autentyczną pasję, furię i chęć przekraczania barier. Jest to proste, surowe, bezkompromisowe, to nie ma się podobać, a ma niszczyć. Z drugiej strony zaprezentowali tu też pewną dawkę awangardy ("Silvester Anfang", "(Weird) Manheim") co wiązało się z zainteresowaniami Euronymousa na polu muzyki eksperymentalnej i elektronicznej. Płyta ma wszystkie te cechy i emocje którymi kierowała się scena black metalowa (wtedy jeszcze zespół określał swoją muzykę jako brutal metal) w swoich pierwszych dniach. Za wszystkim stała idea, nie chodziło tu o samą muzykę, ani tym bardziej o fakt szerszego zaistnienia.
"Deathcrush" trwa niespełna 18 minut, ale jest to czas wypełniony na maksa, każdy kawałek zapada w pamięć. Otwierający płytkę "Silvester Anfang" to kompozycja autorstwa Conrada Schnitzlera, niegdyś członka słynnego Tangerine Dream, którą przesłał zespołowi w celu użycia jej na płycie (został o to poproszony). Wiadomym jest, że Euronymous był wielkim fanem starej muzyki elektronicznej i użycie sprezentowanego przez Schnitzlera intra jest tego dowodem. Potem mamy tytułowy "Deathcrush", "Chainsaw Gutsfuck", zagrany jeszcze szybciej niż oryginał cover Venom "Witching Hour" (wokale tutaj w wykonaniu Bill'iego Messiah'a), następnie "Necrolust", niepokojący, klawiszowy, można rzec eksperymentalny "(Weird) Manheim" i zamykający wszystko, sztandarowy "Pure Fucking Armageddon". Pamiętam czas kiedy uczyłem się większości tych kawałków na gitarze, są bardzo proste, a za razem niesamowicie efektowne. Co się tyczy warstwy wokalnej otwarcie się przyznam, że wolę wokale Maniac'a niż Attilli. Nie jest to niczym specjalnym podyktowane, po prostu Maniac bardziej mnie przekonuje, i lepiej trafia w gust. Jest to też jeden z powodów dla których stawiam "Deathcrush" w swojej statystyce wyżej niż "De Mysteriis Dom Sathanas".
Okładka płyty jest swoistym manifestem zawartości. Mamy genialne, charakterystyczne logo z odwróconymi krzyżami stworzone przez Nell'ę, kumpla zespołu. Zdjęcie znajdujące się pod nim to obcięte ręce skazańca cyknięte przez bliżej nieznaną osobę podczas jakieś marokańskiej egzekucji. Czy zespół mógł bardziej dobitnie podkreślić materiał nagrany na płycie?
Płytkę wydało świeżono założone w tamtym czasie przez Euronymousa wydawnictwo Posercorpse Music, które później przekształciło się w dobrze wszystkim znane Deathlike Silence.
Określiłem ten mini album monumentem metalowej ekstremy. Dla mnie właśnie tym jest. Wiem, że są płyty które mogłyby spokojnie powalczyć o te miano, chociażby "Scum" Napalm Death, debiut Deicide czy piekielna groza autorstwa Abruptum, no ale wybieram właśnie "Deathcrush". Nie tylko za samą muzykę, ale też za postawę oraz całą tą otoczkę towarzyszącą zespołowi.
"Deathcrush" powinien być znany każdemu lubującemu się w tej bardziej ekstremalnej odsłonie metalu. To jest autentyczna ikona, coś więcej niż tylko płyta. Mamy tu Mayhem jeszcze bez Dead'a, jeszcze przed szumnymi wydarzeniami w Norwegii. Tak właśnie rodziła się legenda.
Fotografie Mayhem, które tu zawarłem pochodzą z przeogromnej, i chyba największej na globie, kolekcji związanej z zespołem, której posiadaczem jest mój znajomy Finn. Tutaj macie link do jego strony The True Mayhem Collection. Natomiast poniżej widnieje moja znękana czasem i wielokrotnym odsłuchiwaniem kopia kompaktowej wersji tej płyty. Jest to repress z początku ubiegłej dekady. Pragnę napomknąć, że jest to jedna z płyt metalowych, która doczekała się bardzo wielu wydań na każdym nośniku, jest ich przynajmniej ponad 20 nie licząc bootlegów.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz