niedziela, 17 lipca 2016

Behemoth- Grom (Solistitium 1996/ Metal Mind 2002)

Wczesne dokonania Behemoth kwalifikują się do mojej ścisłej czołówki naszego rodzimego Black Metalu obok płyt takich grup jak Graveland, Thirst czy North. "Grom" jest jednym z tych albumów, które darzę szczególnym sentymentem. Dlaczego? Choroba, sam nawet nie wiem dlaczego. Ta płyta ma w sobie coś wyjątkowego. To chyba jedyny album pomorskiej hordy, który tak mocno wyróżnia się na tle ich dyskografii. Jedyny w całości inspirowany pogańską tematyką, jedyny zawierający partie gitar akustycznych (w sumie na "Sventevith" też odrobina ich była, ale ilość dosłownie śladowa), jedyny zawierający teksty napisane w całości po polsku ("Lasy Pomorza" oraz "Grom"), nie licząc oczywiście utworu "Chwała Mordercom Wojciecha" z kolejnej płyty, i jedyny na którym użyto żeńskich wokali nagranych przez Celinę, ówczesną dziewczynę Nergala ("The Dark Forest...", "Grom").
Zespół przeżywał wtedy fascynację wierzeniami dawnych Słowian (zwłaszcza Nergal) i płyta bez wątpienia to potwierdza. Kompozycje, w przeciwieństwie do dem i debiutu, to nieco inna bajka. To cały czas kawał dobrego black metalu, ale słyszalne są tu echa thrashu oraz fascynacji zespołami pokroju Enslaved. Jest tutaj pewna folkowa domieszka ukryta między wierszami. Brzmienie jest bardziej intensywne, nieco więcej w nim przejrzystości, ale wciąż bardzo surowe, mieszczące się w kanonach Black Metalowej estetyki tamtych lat. Album jest także czymś naznaczającym przełom w działalności Behemoth. Wydanie "Grom" zaowocowało pierwszymi sztukami, dwoma na terenie naszego kraju oraz kilkoma w Niemczech u boku min. Helheim oraz Christ Agony. Nie muszę wspominać, że już wtedy zespół był na celowniku wielu grup z podziemia dla których stał się zdrajcą ideałów i zbieraniną pozerów. Cóż, niegdysiejsze niesnaski na naszej podziemnej scenie BM to temat już na ogół dobrze znany i na tyle rozległy, że można by napisać o tym oddzielną książkę.
Wróćmy jednak do płyty. Jej najjaśniejsze punkty to otwierający "The Dark Forest (cast me your spell)" ze zwolnieniem i partią akustyków, szarżujący "Spellcraft and Hathendom", charakteryzujący się podniosłym klawiszowym intrem "Dragon's Lair (cosmic flames and four barbaric seasons)" oraz tytułowy, bardzo klimatyczny "Grom". Za kultowymi "Lasami Pomorza" jakoś nigdy specjalnie nie przepadałem, ale ostatnio ten kawałek coraz bardziej w moich oczach zyskuje, ma w sobie coś co przyciąga, mimo odrobinę naiwnego tekstu.
Od wydania "Grom" minęło już ponad 20 lat. Myślę, że pomimo upływu czasu ta płyta się nie starzeje i jest doskonałym świadectwem tego jak świetne albumy rodziła w latach 90-tych nasza scena. Pozycja bezapelacyjnie nietuzinkowa, która świetnie się broni po dziś dzień, no i oczywiście solidny kawał historii polskiego black metalu.
Poniżej pierwsze wydanie "Grom" z niemieckiej Solistitum (wreszcie po latach dorwałem!) oraz teoretycznie nieautoryzowana reedycja Metal Mind z 2002 roku, Jak widać obie wersje mało czym się różnią, jedynym zauważalnym szczegółem, poza lablem itd. jest soczystsza kolorystyka poligrafii pierwszego wydania.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz