niedziela, 30 października 2016

Merciless- The Awakening (Deathlike Silence 1990/ Osmose Productions 2017)

Można powiedzieć, że "The Awakening" to jeden z pierwszych (jeżeli nie pierwszy), pełnych death metalowych (no może nie do końca) albumów jakie zrodziła szwedzka scena. Merciless będący brutalną mieszanką starych thrashowych patentów z rodzącym się death metalem był niewątpliwie tym zespołem od którego już na całego rozpętała się death metalowa burza na skandynawskim niebie (dema "Behind the Black Door" oraz "Realm of the Dark" zrobiły swoje).
Merciless byli w swojej robocie na tyle dobrzy, że zainteresowali sobą Euronymousa, który postanowił, iż będą pierwszą grupą której wyda album pod szyldem swojej Deathlike Silence Productions. W lipcu 1989 roku gro składu Mayhem zawitało do Szwecji aby towarzyszyć zespołowi w nagrywaniu płyty w studiu Tuna. Płyta ukazała się w barwach DSP w marcu 1990 i niosła ze sobą niecałe 27 minut death/ thrash metalowego zniszczenia inspirowanego takimi grupami jak chociażby Sodom czy Destruction. Brzmieniowo nie odbiegało to mocno od jakości poprzedniego dema jednak w tym tkwi całe piękno tego wydawnictwa. Surowe, tnące brzmienie jeszcze bardziej podkreśla charakter płyty. Do najbardziej rozpoznawalnych, wyróżniających się utworów zaliczam bez wątpienia otwierający album "Pure Hate", "Dreadful Fate" oraz "Dying World". W tych trzech kawałkach najbardziej wyeksponowane są obie części składowe muzyki Merciless. Wielkim atutem całości są tu niesamowite wokale Roggi, coś pomiędzy wściekłym wrzaskiem, a typowym growlem, mieszanka pasująca tutaj jak ulał. W tamtym czasie Mercielss rządzili podziemiem!
Zespół swoim ordynarnym, bezkomporomisowym i pełnym energii graniem zyskał sobie sporą rzeszę fanów (fanklub grupy miał swoją siedzibę w Polsce!) jednak niebawem usunięty został w cień przez rosnących w siłę gigantów takich jak Entombed, Dismember czy Unleashed. Ich death/ thrashowa hybryda nie była w stanie przebić czysto death metalowych tworów powstałych niedługo potem. Niemniej jednak płyta stała się jedną z pereł w koronie szwedzkiej sceny i na stałe zapisała się w jej historii zajmując bardzo ważne i istotne miejsce. To klasyka, którą po prostu wypada znać, jak ktoś nie zna to nie radzę się przyznawać, a szybko nadrabiać zaległości. Bardzo często do tej płyty wracam i należy do grona tych albumów które niezmiernie cenię.
Poniżej stare wydanie z DSP i najnowsza reedycja popełniona przez Osmose w 2017 (dostępna w dwóch formatach winylowych, splatter i standard, oraz cd). Jak widać do kompaktu się przyłożyli, nie to co gdy wznawiali to w 1999 ingerując w artwork i z błędem na grzbiecie płyty. Wersje winylowe z tego co widziałem także prezentują się pięknie. Cedek w każdym bądź razie szczerze polecam, wydany wzorcowo, z resztą fotka mówi sama za siebie!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz