niedziela, 13 listopada 2016

Led Zeppelin- IV (Atlantic Records 1971)

Jedno z najwybitniejszych dzieł muzyki rockowej. Bogate kompozycje, nietuzinkowe aranżacje, mistrzowskie wykonanie. Swoją czwartą płytą wydaną 8 listopada 1971 roku Led Zeppelin wspięli się na sam szczyt popularności i kunsztu by okupować go przez kilka następnych lat.
Jak da się zauważyć album nie ma tytułu. Umieszczono na nim tylko symbole, które odzwierciedlać miały członków grupy. Mimo wszystko przez lata powstawały nazwy mające pomóc w jakikolwiek sposób go zapisać min. "Zoso", "Four Symbols" oraz powszechnie przyjęty "IV". Za okładkę posłużył przypadkowy obraz zakupiony w jakimś antykwariacie.


Początek płyty to czyste rockowe petardy w postaci "Black Dog" oraz "Rock and Roll". To mocne, wyraziste i energetyczne kawałki, które należą do kanonu tego cięższego oblicza zespołu. Potem wchodzi "The Battle of Evermore", piękny akustyczny kawałek w którym warstwa liryczna inspirowana jest twórczością J.R.R. Tolkiena (podobnie jak "Misty Mountain Hop"). No i docieramy do nie raz okrzykniętego utworem rockowym wszech czasów "Stairway to Heaven". Niektórzy mogli by polemizować z tą opinią, uważać, że postawiona została na wyrost. Ja jednak uważam, że ten utwór w pełni na swoje miano zasłużył i bynajmniej omijam w tym łukiem wszystkie legendy którymi do tej pory obrósł, wiecie o czym mowa. Utwór niesamowicie buduje napięcie i rozwija się z każdą kolejną minutą. Ma wyjątkową melodię i atmosferę, którą podsumowuje potężne zakończenie i genialna solówka Page'a. Wiem, achy i ochy gonią się tu wzajemnie, no ale taka prawda. Przejdźmy teraz do dalszej części płyty. "Misty Mountain Hop" to fajny, melodyjny kawałek oparty na wspólnej grze gitary i klawiszy, no i kolejny osadzony w tolkienowskim świecie. Następujący po nim "Four Sticks" uważam za najsłabszy na całym albumie, może nie brak tu fajnej gry, ale jest w moim odbiorze nazbyt transowy, monotonny (co nie jest domeną Led Zeppelin, no może poza "Kashmir" ale akurat tego utworu nie odbiera się w ten sposób, myślę, że to zasługa zarówno innej melodii jak i doboru dźwięków) i mogą zdarzyć się odbiorcy, którzy nie dadzą rady przez niego przebrnąć. Końcówka albumu to kolejny przyjemny dla ucha akustyk, płynący i luzacki "Going to California" oraz cover Kansas Joe McCoy and Memphis Minnie "When the Levee Breaks", który to Led Zeppelin przerobiło na własną modłę. Utwór stał się cięższy, może nieco bardziej posępny, ale zyskał na brzmieniu i przebojowości, z pewnością pokazał swoją inną twarz.
Tak oto powstał album, który po ponad 40 latach wciąż zdobywa nowych słuchaczy, nie starzeje się, jego wpływ i znaczenie na muzykę rockową nie maleje, podobnie jak legenda Led Zeppelin, która dała światu 10 lat niesowitych muzycznych doświadczeń.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz