środa, 22 sierpnia 2018

Gorgoroth- Under the Sign of Hell (Malicious Records 1997/ Soulseller Records 2017)

Jak stworzyć płytę niesamowicie surową, pełną furii i wszechobecnego diabelstwa, a jednocześnie potężnie brzmiącą? W 1997 Gorgoroth odpowiedział na to pytanie nagrywając "Under the Sign of Hell". Nie znajduję żadnej lepszej Black Metalowej płyty, która spełniałaby powyższe kryteria w sposób tak zadowalający jak ta. Jak wspomniał sam Pest w książce "Black Metal: Evolution of the Cult", trzecia w dorobku płyta Gorgoroth była dla zespołu tym samym co dla Metalliki "Master of Puppets", a dla Slayer "Reign in Blood". Totalnie się z tym stwierdzeniem zgadzam. Mimo tego, że zespół nagrał jeszcze parę autentycznie świetnych płyt, to właśnie "Under the Sign of Hell" pozostaje tym, tak zwanym, opus magnum. Ale do rzeczy. Album został złożony do kupy na początku 1996 w studiu Grieghallen pod czujnym okiem zaprawionego już w Black Metalowych bojach Pyttena. W nagraniach brali udział Infernus (gitary i bas), Pest oraz nieżyjący już Grim (znany min. z bębnienia w Immortal, Arvas czy Borknagar). W "Revelation of Doom" ścieżkę basu położył natomiast Ares (Aeternus) grający z Gorgoroth na żywo. Powstał materiał o niesamowicie złowieszczym i surowym charakterze, wręcz ociekający bluźnierstwem i furią. Do tego wszystkiego posiada, mimo swojej surowości, bardzo mocarne brzmienie. Słuchając płyty na dobrze podkręconych głośnikach te kawałki najpierw wgniatają w glebę, a potem zdmuchują słuchacza niczym drzewko podczas huraganu.
No i te riffy Infernusa... Takich hymnów jak wspomniany już, wściekły "Revelation of Doom", "Funeral Procession", potężny "Profetens Apenbaring" czy wreszcie odrobinę Black/Thrashowy "The Rite of Infernal Invocation" (solówka w tym kawałku to totalny odjazd proszę was, jedyneczka Bathory kłania się z marszu) nie da się zapomnieć. Raz usłyszysz i pamiętasz oraz nucisz pod nosem do końca swych dni. Płytę wydało w październiku 1997 Malicious Records, które wypuściło w swych barwach dwa poprzednie krążki Gorogoroth. Aż dziw bierze, że dopiero niemal po dwóch latach od jej nagrania. Materiał zaowocował również pierwszą trasą grupy w roli headlinera, wspomagani byli przez Aura Noir oraz Mystic Circle.
W kwestii końcowej, takich płyt jak "Under the Sign of Hell" ta nie wolno ruszać żadnym remasteringiem itd. (piję tu do wydanej w 2016, również przez Soulseller, wersji z drobnymi retuszami tej surowości)! To dzieło absolutnie skończone, które tylko w dokładnie takiej formie jak zostało nagrane sieje spustoszenie jak, za przeproszeniem, Szatan przykazał. Kto płytki nie zna, a siedzi w BM, to niech w te pędy nadrabia temat, a Ci którzy znają... Cóż, chyba dobrze wiecie o czym mówię i w pełni zgadzacie się z tym wszystkim co tu napisałem. Aż nie boję się użyć tego słowa- Kult! I to jak cholera!

1 komentarz:

  1. W pelni sie zgadzam! Juz pierwszy kawalek Krig mnie pozamiatal, a nastepne... mam pierwsze bicie z Malicious... tylko jedna plyta mnie tak zglebila, 10 lat wczesniej dwojka Venom... KVLT!!!

    OdpowiedzUsuń