środa, 15 marca 2017

"Na początku były to tylko klawisze"- wywiad z Mortiisem (ex Emperor)

Mortiis, zespół i jednocześnie twórca, znany głównie przez black metalowych entuzjastów jako były basista Emperor i autor większości tekstów do pierwszych wydawnictw zespołu. Od 1993 działa solowo, do 1999 tworząc muzykę nazwaną przez siebie jako dark dungeon music (obecnie tzw. dungeon synth), a po 2000 roku zmieniając styl na industrial. W marcu 2016 roku wydał swój kolejny, długo wyczekiwany album „The Great Deceiver”, ale wywiad wbrew pozorom nie będzie dotyczył tegoż albumu. Postanowiłem porozmawiać z Mortiisem o dawnych dziejach, o sprawach związanych z jego wcześniejszym stylem muzycznym i przełomową płytą „The Smell of Rain”. Zapraszam do lektury!

1. Chciałbym zacząć od genezy Mortiis. Co sprawiło, że wystartowałeś z takim projektem, dlaczego akurat ambient? Co spowodowało, co zainspirowało Cię do tworzenia tego typu muzyki?

- Na początku lat 90-tych zaczynałem coraz bardziej interesować się eksperymentalną, podziemną muzyką bazującą na elektronice jak Brighter Death Now, Sleep Chamber, Coil, Psychic TV itd. Dosyć szybko wsiąkłem w niemieckich pionierów tego typu grania, mowa o Tangerine Dream oraz Kalusie Schulze. Dosyć wcześnie tego typu wykonawcy zaczęli umieszczać na swoich płytach bardzo długie nagrania, po 20-25 minut, które zajmowały całą stronę płyty. Było to dosyć inspirujące, więc i ja zacząłem tak tworzyć. Nie mam pojęcia dlaczego wybrałem akurat ambient, a nie jakiś inny gatunek muzyczny, który był mi znany. Nie miałem ochoty wracać do tego co niesie ze sobą bycie w typowym zespole, kompletnie mi się to nie widziało. Pojawiło się więc pytanie, co mógłbym robić, jakie mam pomysły? Dosyć szybko uświadomiłem sobie, że w tamtym czasie moje plany co do muzyki oraz moja osobowość w pewnym sensie skazywały mnie na ten dziwny muzyczny projekt.

2. Na Twoim pierwszym demie nie jest widoczne czy to właśnie w tamtym czasie podjąłeś decyzję co do imge'u trolla, widać to wyraźnie dopiero na debiutanckim długograju „Fodt til a Herske”. Co stało za tego typu wyborem?

- Tak, na demie jeszcze tego nie było. Pomysł przyszedł nieco później. W dużym stopniu jest to zasługa faktu, że zawsze lubiłem zespoły, które łączyły mocne doświadczenia wizualne z dobrą muzyką. Wychowałem się na Wasp, Alice Cooperze, Kiss... Później wczesna scena black metalowa kontynuowała ten pomysł. W tamtym czasie odkryłem też wspaniały świat stworzony przez Tolkiena. Wszystko to miało na mnie ogromny wpływ. Z tego właśnie zrodziła się postać Mortiisa.

3. Kiedyś mówiłeś mi, że chóry zawarte na płytce „The Stargate” zaczerpnąłeś z filmu „Imię Róży”. Komponując muzykę z tzw. Ery I czerpałeś inspiracje z jakiejś konkretnej literatury, filmów, soundtracków?
- Cóż, korzystałem z sampli z niektórych filmów. „Imię Róży” było wśród nich na pewno. We wczesnych latach tak mocno nie inspirowałem się filmami. W czasie nagrywania materiałów na „Crypt of the Wizard” i „The Stargate” miałem hopla na punkcie ścieżki dźwiękowej do „Conana Barbarzyńcy, w tamtym czasie była dla mnie sporym źródłem pomysłów.

4. W 1996 nagrałeś jedyny materiał video z Ery I, który wydany został oficjalnie na kasecie VHS. Zdradź gdzie był nagrywany i czy to miejsce nadal istnieje. Masz jakieś konkretne wspomnienia związane z kręceniem tego video?

- Nagrywaliśmy w ruinach twierdzy Bohus, zaraz obok Gothenburg'a. Pamiętam, że była wtedy ze mną moja ówczesna dziewczyna, która pomagała mi przy make-upie i zakładaniu wszystkich elementów maski, co wbrew pozorom nie było takie łatwe. W tamtym czasie to nawet nie była dokładnie maska, a pewnego rodzaju glinka, którą odpowiednio modelując nakładało się na twarz, na to szedł make-up. Z jakiegoś powodu moja ex non stop sprzeczała się ze mną w obecności kamerzystów, przez co atmosfera nie należała do sprzyjających. Zabawnym wspomnieniem jest natomiast fakt, że podczas kręcenia w twierdzy pracowało kilku konserwatorów, musieliśmy nieźle się napocić żeby nie złapać ich w kadr.

5. W latach 90-tych dosyć częstym było wzajemne odwiedzanie się przez ludzi ze sceny. Jakoś w 1994 czy 1995 odwiedził Cię Nergal z Behemoth. Pamiętasz co nieco z tego typu wizyt, było ich więcej? Podróżowałeś sporo w tamtym czasie?

- Bardzo mało, tylko do sąsiednich miast gdzie czas spędzałem w towarzystwie gości z Gehennah/ Coffinshakers, Tenebre itd. Tak, Nergal i jego ówczesna dziewczyna zawitali u mnie na kilka dni. To musiało być w 1994. Pamiętam, że wybraliśmy się do lokalnego sklepu płytowego ponieważ Nergal chciał sobie kupić „Danzig 4”, która wyszła w tamtym czasie. Już wtedy był wielkim fanem Danzig, ironicznie od tamtego czasu nie mieliśmy okazji się spotkać, nastąpiło to dopiero w 2005 podczas wspólnej trasy z Glenn'em właśnie. Oczywiście przez cały ten czas odwiedzało mnie trochę ludzi, ale nie tak dużo jakby można było przypuszczać. Już wtedy dosyć mocno się izolowałem. Pamiętam, że odwiedził mnie Ryan Forster, było to chyba w 1996-97 roku, kilka lat później zasilił szeregi legendarnego Blasphemy.

6. Czy nadal jesteś w kontakcie ze swoimi znajomymi z wczesnych lat norweskiej sceny? Na przykład z Samoth'em, Ihshn'em czy Steinar'em?

- Kto to jest Steinar? A, z mojego pierwszego zespołu? Nie widziałem go od bardzo dawna. Z Samoth'em rozmawiam dosyć często. Z Ihsahn'em pozostawałem w bardzo dobrym kontakcie po tym jak swojego czasu przeprowadziłem się do Szwecji, ale już od paru lat nie zamieniłem z nim słowa. Staram się utrzymywać kontakt z wieloma ludźmi, różnica między tym co było, a tym co jest teraz to fakt, że większość z nas ma rodziny, pracę itd. przez co krucho jest z czasem.

7. W latach 90-tych, poza Mortiis, miałeś jeszcze 3 inne projekty: Vond, Fata Morgana i Cintecele Diavolui. Czy możesz powiedzieć mi coś więcej na ich temat, czy stało za nimi coś więcej ponad chęć odseparowania pewnych pomysłów od Twojego głównego projektu? Są jakieś szanse na ich kontynuację? Z tego co wiem to Vond nie ma statusu projektu już zamkniętego.

- Nie potrafię powiedzieć czy którykolwiek z nich doczeka się kontynuacji, ale do Cintecele Diavolui już z pewnością nie powrócę. Vond powstał jako kanał do którego wrzucałem całą swoją złość i frustrację wynikającą z rzeczywistości otaczającej mnie w tamtym czasie. Tematyka Vond zaczęła przenikać do Mortiis, kiedy to Mortiis przestał być projektem opartym w głównej mierze na fantastyce. Przez to Vond przestał mieć rację bytu bo niejako scalił się z moim głównym projektem. Fata Morgana powstała jako ujście dla muzyki, którą tworzyłem w ramach Mortiis, ale która była, powiedzmy, zbyt chwytliwa i nie pasowała do konceptu.

8. Jakoś w połowie lat 90-tych, nie pamiętam dokładnej daty, wystartowałeś ze swoją własną wytwórnią Dark Dungeon Music. Co zmusiło, lub może co sprawiło, że zdecydowałeś się na taki krok? Jak długo istniał ten label?

- Działał jakoś od 1995 do 1999 kiedy to wróciłem na stałe do Norwegii. Głównym powodem dla którego powstało Dark Dungeon Music to fakt, że nie byłem zadowolony z tego jak w tamtym czasie wydawano moją muzykę na winylu. Chciałem mieć nad tym lepszą kontrolę. Wydałem też trochę rzeczy na cd, ale było to przede wszystkim winylowe wydawnictwo. Był to czas kiedy popularność tego formatu drastycznie spadała, także szedłem pod wiatr. Tamtejsza sytuacja czarnego krążka była biegunowo odległa od tego co mamy obecnie.

9. W 1997 zacząłeś prezentować swoją muzykę na żywo, skąd ta decyzja? To co tworzyłeś w tamtym czasie raczej nie należało do sztuki która owocuje koncertami. Było to coś bliższe sztuce teatralnej czy rytuałowi. Z jakim odzewem się to spotkało?

- Dokładnie to nastąpiło to już w 1996. Pierwszą sztukę zagraliśmy latem 1996 lub 97. Poza Mortiis występowały także Sanctum, Mental Destruction, oraz albo Ordo Equilibrio, albo Raison D'Etre. Zagrałem sporo tego typu kocertów razem z grupami ze stajni Cold Meat Industry (In Slaughter Natives, Deutsch Nepal, Arcana, Brighter Death Now etc.) Po prostu chciałem zacząć grać na żywo. Byłem bardzo naiwny i cała koncepcja, którą stworzyłem w swojej głowie niespecjalnie znalazła swoje odzwierciedlenie na scenie. Spoglądając wstecz, były to w najlepszym razie aktorskie sztuki z muzyką w tle. Z czasem zacząłem dodawać do występu tomy grane na żywo, rytuał ofiarny dzięki czemu wszystko nabrało pewnego kształtu. Myślę, że odzew był dosyć zróżnicowany. Już wtedy Mortiis miał sporo oddanych fanów, którym to się podobało, ale było też wielu elitarnych wyznawców industrialu (trzeba zaznaczyć, że Cold Meat industry zaczynało jako wytwórnia zajmująca się muzyką hard core industrial/ experimental) dla których Mortiis nie wart był miejsca i czasu. Myślę, że wielu ludzi mogło być wtedy mocno wkurzonych faktem, iż Mortiis sprzedawał się lepiej niż reszta wspomnianych grup. Obecnie jestem w bardzo dobrej komitywie z członkami tych zespołów, nie ma już żadnych spięć. Jouni z In Slaughter Natives pomagał nam przy masteringu „The Great Deceiver” oraz „Perfectly Defect”, cały czas jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. Thomas z Ordo Equilibrio to kolejna osoba z którą jestem w bardzo dobrej komitywie, bez tej grupy nie miałbym zespołu, który występowałby ze mną na scenie w czasie trasy promującej „The Stargate” (mowa tu o Fredrik'u Bergstrom'ie oraz Erik'u Lundberg'u, poznałem ich włąsnie dzięki Thomas'owi i Ordo Equilibrio), czy też nie miałbym u kogo nocować podczas nagrywania „The Smell of Rain”. Przesiedziałem u Fredrika przynajmniej 4 miesiące podczas nagrywania tej płyty. Jest on także jednym z muzyków, których gościłem na płycie. Mam też świetny kontakt z min. z Liną der Baby Doll z Deutsch Nepal, Roger'em z Brighter Death Now (przy okazji właścicielem Cold Meat Industry), Peter'em z Raison D'Erte (mimo tego, że wyłazi z niego niezły szaleniec gdy się upije), Peter'em z Arcana, Bjork z MZ 412... Wszyscy są naprawdę świetnymi ludźmi. Pamiętam, że bardzo lubiłem Palle'go z Sanctum. Miałem nawet całkiem niezły kontakt z ich feministycznymi znajomkami haha.

10. Przez cały okres Ery I używałeś specjalnego kostiumu dla postaci Mortiisa. Czy wszystkie jego części były znalezione i kupione, czy może ktoś wykonał je dla Ciebie specjalnie? To samo tyczy się maski. Czy są to przedmioty jedyne w swoim rodzaju?

- Kostiumy których używałem różniły się od siebie. Na początku był to hełm, elementy zbroi i kolczuga, które noszone były tylko na potrzeby okładki do płyty. Kolczugę zgubiłem gdzieś w trakcie przeprowadzek, nie mam pojęcia jak to było możliwe, no ale tak się stało. Strój z czasów płytek „Anden Som Gjorde Oppror” oraz „Keiser av en Dimensjon Ukjent” był poniekąd inspirowany black metalową estetyką, wykonał go dla mnie Marius Vold (wokalista Mortem, i o ile dobrze pamiętam członek Arcturus). W tamtym czasie wykonywał sporo elementów uzbrojenia dla niektórych muzyków z norweskiej sceny. Tego zestawu używałem przez parę lat, zmodyfikowałem go nieco dopiero w trakcie nagrywania „Crypt of the Wizard”, a dokładnie zaraz po. Nietoperze skrzydła z „The Stargate” wykonała moja ex. Po fakcie stwierdziłem, że wyglądały dosyć tandetnie. Zaktualizowany na „The Stargate” strój bazował przede wszystkim na skórzanych elementach, skrzydła zostawiłem na potrzeby okładki do płyty. Potem zastąpiłem je przylegającym, lateksowym longsleevem w którym było niesamowicie gorąco i na scenie pociłem się w nim jak szczur.

11. „The Stargate” był Twoim pierwszym albumem w barwach Earache. Jak wspominasz współpracę z tą wytwórnią? Słyszałem, że rewelacji nie było.

- Szczerze mówiąc to wolałbym o tym zapomnieć. Z racji tego, że podpisałem umowę wszystko to co wydziwiali było legalne. Nie zmienia to faktu, że kontrakt który mi przedstawili był z ogromną korzyścią dla nich, natomiast artysta, który zdobyłby się na jego podpisanie traktowany był, mówiąc delikatnie, po macoszemu. Byłem w dobrej komitywie z kilkoma ich pracownikami, ale na gruncie prywatnym, jak przychodziło do spraw związanych z biznesem to nie było już tak różowo.

12. Czy wszystkie swoje stare płyty nagrywałeś na instrumentach klawiszowych? Używałeś też jakiegoś innego sprzętu? Jak wtedy wyglądał proces nagrywania albumu?

- Na początku były to tylko klawisze. Nie miałem wtedy innego sprzętu. Kolorami rozpisywałem na kartkach poszczególne ścieżki, zapisywałem ustawienia dźwięku. Podczas grania musiałem wyobrażać sobie jakby dana część brzmiała z pozostałymi na nią nałożonymi. Zaznaczałem to sobie odpowiednio na wspomnianych kartkach, próbując jednocześnie spamiętać to wszystko w swojej głowie do chwili wykupienia czasu w studio i nagrania albumu. W końcu udało mi się dorwać keyboard z sekwencerem co pozwoliło mi nagrywać moje pomysły i pracować nad kilkoma ścieżkami jednocześnie.

13. W książeczce do płyty „The Stargate” widnieje napis „To be continued...”. Czy jest to swego typu otwarta furtka na przyszłość czy po prostu przypadek? Czy już wtedy wiedziałeś, że Twoja muzyka wkrótce ulegnie diametralnej przemianie?

- Nie, w trakcie pisania i nagrywania „The Stargate” nie miałem jeszcze takich planów. Album powstał na przełomie 1997 i 98 roku, a Earache wydało go dopiero w drugiej połowie 1999. W tamtym czasie zacząłem pozbywać się resztek złudzeń co do tego dokąd to wszystko zmierza. Zakończyliśmy trasę u boku Christian Death, przeniosłem się z powrotem do Norwegii i zdałem sobie sprawę, że czekają mnie spore zmiany. Notka „To be continued...” została tam umieszczona ponieważ w chwili gdy materiał powstawał koncept „The Stargate” był spory i przewidywał nagranie jeszcze jednego krążka.

14. Czy zmiana stylu muzyki przyszła naturalnie czy był to może bardziej złożony proces? Co spowodowało, że podjąłeś taką decyzję?

- Chciałem zrobić coś co byłoby w tamtym czasie bardziej prawdziwe dla mnie jako osoby. Coraz bardziej wsłuchiwałem się w starsze dokonania Ministry, NIN, Skinny Puppy, Enigma, KMFDM, Sisters of Mercy, starsze rzeczy jak Iggy and the Stooges, White Zombie itd. Moja rockowa krew coraz bardziej zaczęła dawać o sobie znać, dlatego zdecydowałem, że chcę pójść w tym kierunku, było to dla mnie naturalne.

15. Poczynając od „The Smell of Rain” Mortiis zaczął być zespołem w prawdziwym tego słowa znaczeniu. O ile mi wiadomo Levi jest członkiem grupy od tamtego czasu. Planowałeś zebranie stałego składu czy może wolałeś zostawić sobie więcej swobody na potrzeby ewentualnych zmian?

- Już w trakcie prac nad „The Smell of Rain” zdawałem sobie sprawę, że będę potrzebował zespołu, ale jeszcze wtedy coś takiego nie powstało. Zebrałem kilku ludzi, którzy pracowali ze mną nad „The Stargate” jak na przykład Sarah Deva. Gitary na tą płytę nagrał Chris Amott z Arch Enemy. Mieszkaliśmy w tym samym mieście, ponadto znałem się z jego bratem Michael'em, ostatecznie bardziej zakumplowałem się jednak z Chris'em. Bass nagrany został przez znajomego z mojego rodzinnego miasta, Asmund'a Sveinungaard'a, który ostatecznie dołączył do Mortiis w charakterze gitarzysty na kilka następnych lat. Tak jak wcześniej wspomniałem, jako taki zespół nie istniał przed wydaniem albumu, a pierwszy skład to byli ludzie z mojego otoczenia. Na gitarach Asmund Sveinungaard oraz Anund Grini oraz Svein „Leo” Traserud za garami. Zagraliśmy razem trasę oraz kilka oddzielnych koncertów. Anund opuścił zespół latem 2002 i właśnie wtedy na jego miejsce dołączył Levi.
16. Wiem, że jesteś zagorzałym kolekcjonerem winyli. Kiedy zacząłeś budować swoją kolekcję i ile tytułów już posiadasz? Czy możesz wymienić jakieś pozycje które mają dla Ciebie szczególną wartość?

- Winyle zbierałem od kiedy pamiętam. Miałem przerwę między 2001, a 2010 kiedy to nie kupowałem do kolekcji kompletnie nic, sporo rzadkich tytułów sprzedałem aby pokryć wszystkie wydatki związane z powstaniem płyty „The Great Deceiver”. Zaległości w kolekcjonowaniu zacząłem intensywnie nadrabiać jakieś 5 lat temu. Myślę, że najcenniejsze pozycje jakie posiadam to te związane z Venom. Mam „Black Metal” na oliwkowo- zielonym winylu, który jest niesamowicie unikatowy, posiadam też „Welcome to Hell” na brązowo- czarnym winylu, którego wyszło tylko 5 kopii na cały świat. Na niebieskiej 7'' mam singiel „Warhead”, który także jest mocno poszukiwany. Obecnie mam około 3000 winyli. To przyzwoita liczba, ale to nic w porównaniu do zbiorów znanych mi ludzi, po 6000- 10 000 egzemplarzy w kolekcji. Mam jednego znajomego, który posiada obecnie 18 000 tytułów. Pierwszym winylem, który zdobyłem był „Let There Be Rock” AC/DC, który gwizdnąłem z miejscowego sklepu płytowego, nie miałem kasy żeby go kupić haha.

17. Przez wszystkie te lata wypuściłeś sporo limitowanych wydawnictw, niektórzy z fanów nie mieli szansy aby się w nie zaopatrzyć. Czy kiedykolwiek myślałeś o wznowieniu takich perełek jak VHS „Reisene til Grotter og Odemarker”, książka „Secrets of My Kingdom” czy ściśle limitowany „Perfectly Defect”?

- „Perfectly Defect” doczeka się odpowiedniego wydania na cd i lp w niedalekiej przyszłości. Co się tyczy VHS to póki co nie ma kompletnie żadnych planów co do wznowienia, ale wersja na dvd nie byłaby takim głupim pomysłem. To samo tyczy się książki, kilku ludzi pytało mnie już o jej ponowne wydanie, także może pomyśli się coś w tej kwestii.

18. Dzięki ogromne za Twój czas i chęć zrobienia tego wywiadu. Aby tradycji stało się zadość ostatnie słowa należą do Ciebie.

Cóż, dzięki za nieustające zainteresowanie. Sprawdzajcie www.mortiis.com, tam znajdziecie wszystkie aktualizacje dotyczące zespołu.


Rozmawiał: Przemysław Bukowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz