czwartek, 29 grudnia 2016

Watain- Casus Luciferi (Drakkar 2003)

To już drugi raz kiedy na łamach mojego bloga gości szwedzki Watain. Cóż, jest to dla mnie obecnie ścisła czołówka black metalu, także nie bądźcie zdziwieni gdy po pewnym czasie znajdziecie tu recenzję każdej z nagranych przez tą grupę płyt. Dobra, do rzeczy, bo szkoda czasu na rozwlekłe wstępy.
Wydany w 2003 roku "Casus Luciferi" bez wątpienia przewyższył debiutancki "Rabid Death's Course" i to na każdym polu, brzmieniowo, kompozycyjnie, a i także w kwestii klimatu. Surowość i chaotyczność obecną na pierwszej płycie zastąpiła dojrzałość, świetna produkcja, bogate utwory i niepowtarzalna atmosfera. Jeżeli muzyką można by było zdefiniować mrok, czy nawet samego rogatego, to "Casus Luciferi" byłby na liście albumów którym się to udało. W pierwszej kolejności chciałbym wyróżnić otwierający to dzieło "Devil's Blood". Już od pierwszych dźwięków trudno nie usłyszeć, że to  swoisty hołd dla Dissection. Nie jest to żadne bezczelne zapożyczenie, Watain ulepił te dźwięki ponownie, tchnął w nie nową jakość i moc, a potem odtworzył z pełnym kunsztem. Klasa! Następnym, wychodzącym przed szereg kawałkiem jest majestatyczny "I Am the Earth". Długi, rozbudowany, budujący niepowtarzalny, mistyczny klimat. Takie utwory do dowód na to, że można zabrzmieć diabelsko bez uciekania się do instrumentalno- wokalnej kanonady. Następujący po nim "The Golden Horns of Darash" też daje radę. Po paru odsłuchach zacząłem dostrzegać w nim echa, motywy znanego wszystkim dobrze "Freezing Moon" z repertuaru Mayhem. Czy to przypadek, czy też może świadoma wycieczka w stronę tego zespołu- legendy? Cóż, może czas przyniesie kiedyś odpowiedź na to pytanie. Warto jeszcze wspomnieć o wieńczącym tą sztukę, tytułowym "Casus Luciferi". Rozpoczynają go odgłosy burzy (!), potem wchodzi wolny, budujący klimat riff, który szybko przekształca się w istną symfonię najczerniejszej nocy, a wokal Erika wiedzie słuchacza w najgłębsze otchłanie tego złowieszczego królestwa. Tak jak to ma miejsce w przypadku pozostałych utworów (nawet tych których tu nie wymieniłem) na tym albumie, jest kompleksowy, bogaty w zmiany tempa, o nudzie nie ma tu mowy.
Podsumowując, "Casus Luciferi" jest bez wątpienia dziełem skończonym, niczego mu nie brakuje, a sami muzycy dowiedli tu swego autentycznego talentu. Takie płyty jak niniejsza pozwalają dostrzec fakt, że black metal wciąż ma się dobrze i że stale powstają dzieła aspirujące do miana ponadczasowych. Moim zdaniem, obok "Sworn to the Dark", to najwybitniejsze dzieło w dotychczasowym dorobku Watain, rzec można opus magnum ich piekielnej sztuki. Brać i słuchać!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz