niedziela, 18 grudnia 2016

Behemoth- Satanica (Metal Mind 1999)

"Satanica" to jeden z trzej moich ulubionych materiałów Behemoth do którego stale sobie wracam. Wraz z tym krążkiem, po przejściowym "Pandemonic Incantations", zaczął się nowy etap w historii grupy, który trwa do dziś. To tutaj wyrobili swój charakterystyczny styl i brzmienie. Płytę, wbrew "oficjalnych" danych, nagrano w studiu SL należącym do Sławomira Łosowskiego (ex. Kombi). Wiąże się z tym dosyć zabawna historia, którą w "Konkwistadorach Diabła" Łukasza Dunaja przytoczył Nergal. Właściciel był osobą mocno wierzącą także nie do pomyślenia było żeby wpuścił do studia takich szatanów. Na szczęście nie miał specjalnie jak sprawdzić kto faktycznie nagrywał pod wymyśloną na poczekaniu nazwą Dreams. Podobnie lawirować musiały zespoły Hefeystos czy też December's Fire, które także postanowiły zarejestrować tam swoje płyty.
Wydany w 1999 nakładem Metal Mind Productions album (na zachodzie przez włoską Avantgarde) jest świetną, dobrze brzmiącą i bijącą po mordzie miksturą black i death metalu. To na nim znalazły się grane przez zespół do tej pory "Decade of Therion" (popularny między innymi za sprawą wersji alternatywnej ;) ) oraz hymnowy, często wieńczący koncerty "Chant for Eschaton". Moimi osobistymi faworytami są tu następujący w drugiej kolejności, potężny "LAM" oraz "Ceremony of Shiva" z genialną partią perkusji na początku i sporą dawką melodyki.
"Satanica" tak na prawdę otworzyła zespołowi wrota do większej rozpoznawalności i szansy grania większej liczby koncertów poza granicami kraju. Mimo chwilowych zawirowań w składzie (odejście Lesa i chwilowa nieobecność Inferna), kiedy to na pokładzie pozostał na moment sam Nergal, sprawy nabrały tempa. Album otrzymywał bardzo dobre recenzje i wzbudził zainteresowanie muzycznych mediów, które do tej pory permanentnie Behemoth olewały. Niniejsza płyta to także początek trwającej do tej pory współpracy między Nergalem, a Krzysztofem Azarewiczem, który jest autorem lwiej części liryków Behemoth (na tym konkretnym albumie każdy jeden wyszedł spod jego ręki).
Cóż mogę rzecz w podsumowaniu. Mi "Satanica" raczej nigdy się nie znudzi. Jest jakaś tęsknota za tym, że nie grają już tak jak na tym albumie, czy nawet tak jak na równie udanej "Thelema 6" czy "Zos Kia Cultus". Był w tym jakiś taki klimat, pewna aura, towarzysząca tamtym czasom. Do rzeczy. Czy polecam płytkę "Satanica"? Oczywiście, bez dwóch zdań!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz