piątek, 30 grudnia 2016

Iron Maiden- The Book of Souls (Parlophone 2015)

Zespół legenda, 41 lat na scenie i mimo tak znacznego stażu nie zwalniają. Wciąż raczą nas płytami, nieustannie koncertują, trudno o drugi zespół, który byłby w takiej znakomitej formie jak oni i wciąż trzymał tak wysoki poziom.
"The Book of Souls" jest już 16 albumem studyjnym w dorobku Iron Maiden i śmiem twierdzić, że obok "Brave New World" najlepszym jaki nagrali w ciągu ostatnich 24 lat. To już tyle czasu, tyle znakomitych wydawnictw, można pomyśleć, że przy takim układzie nie ma już szans na dzieło wybitne, a oni nagrywają coś takiego, dla mnie to niesamowite, i wręcz nieprawdopodobne. Nieustannie przenoszą swoją muzykę w kolejne dziesięciolecia stale zachowując świeżość i serwując tą samą energię, którą zarażali fanów w latach 80-tych. Na płycie znajdują się przede wszystkim długie, rozbudowane i ambitne kompozycje, ale jest też miejsce dla bardziej klasycznych struktur. Już sam fakt, że zespół zafundował nam dwupłytowy album trwający ponad półtorej godziny jest zwiastunem czegoś wyjątkowego.


Nie chcę rozwodzić się nad każdym utworem, a uwierzcie, że każdy ma coś do zaoferowania i zasługuje na uwagę, także jak to zwykłem robić, wyszczególnię te, które zrobiły na mnie największe wrażenie. Na pierwszy ogień idą najbardziej zwięzłe i nośne kompozycje czyli singlowy "Speed of Light" (uwielbiam to echo w refrenie!) nawiązujący mocno do klasycznych maidenowskich brzmień i struktur, oraz melodyjny, także nadający się na singiel "When the River Runs Deep". Kolejne perły tego wydawnictwa to już konkretne, długie i bogate utwory. Moim absolutnym faworytem jest tu "The Red and the Black". Sekcja rytmiczna jest tu istną poezją, chciałbym kiedyś doświadczyć tego kawałka na żywo. Słuchając go momentami przypomina się nieśmiertelny "The Clansmen" z płyty "Virtual XI". Kolejny wybór padł na zwieńczający ten materiał, prawie 20- minutowy "Empire of the Clouds". No to już jest wyższa szkoła jazdy i autentyczny kunszt! Utwór otwiera ujmująca, zagrana na fortepianie melodia, która przewija się przez jakiś czas przez cały utwór. Jest tu mnóstwo zmian tempa, ciekawych wstawek, nawet instrumenty smyczkowe znalazły dla siebie miejsce. Jednym słowem szacun! Warto jeszcze wspomnieć o "Tears of a Clown", dedykowanym pamięci Robina Williamsa, oraz "Shadows of the Valley" w którym zespół puszcza oko do fanów otwierając utwór zagrywką łudząco przypominającą tą z "Wasted Years". Rzecz jasna utwory o których tu nie wspomniałem wcale nie ustępują reszcie, to także kawał znakomitego grania, po prostu nie zachwyciły mnie w tak znaczącym stopniu jak wymienione powyżej.
Bardzo podoba mi się szata graficzna którą przygotował na tą płytę Mark Wilkinson. Okładka może jest odrobinę minimalistyczna, ale za to w środku już na bogato. Booklet posiada dodatkowe, kolorowe grafiki Eddiego, którym tym razem wcielił się w coś na kształt majańskiego wojownika. Całość wkładki stylizowana jest na starą księgę. Na każdej stronie, w tle tekstów, widnieją klimatyczne grafiki związane z motywem przewodnim tej płyty. Jednym słowem jest na czym zawiesić oko.
Nagraniem takiego krążka jakim jest "The Book of Souls" Iron Maiden dali do zrozumienia, że nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Są żywym przykładem na to, że chcieć znaczy móc, i że upływ czasu nie ma tu nic do gadania. Mistrzostwo!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz