środa, 14 grudnia 2016

Christ Agony- Daemoonseth Act II (Adipocere Records 1994/ Witching Hour 2016)

Obok "Moonlight" to bez wątpienia najdoskonalszy materiał w dyskografii Christ Agony. Na "Daemoonseth Act II" zespół wypracował już swój własny unikalny styl i doszlifował wszystkie niedociągnięcia z poprzedniej płyty. Jest jeszcze więcej magii i tej wszechobecnej, mrocznej, posępnej, aczkolwiek pięknej atmosfery. Produkcyjnie też sprawy poszły mocno w górę co zaowocowało znakomitym, przejrzystym brzmieniem.
Na płycie dominują wolne i średnie tempa, które świetnie sprawdzają się w budowaniu klimatu. Niemniej jednak tu i ówdzie zespół potrafi podkręcić śrubę, ale nie dzieje się to zbyt często, to raczej takie smaczki urozmaicające strukturę. Jak to u Christ Agony, kompozycje są długie i rozbudowane, a jednocześnie bardzo nośne co sprawia, że nie odczuwa się jakichkolwiek zbędnych dłużyzn. Genialne partie gitar, znakomity, charakterystyczny wokal Cezara, solidna sekcja rytmiczna, wszystko jak diabeł przykazał. Album jest tak dopracowany, że ani nie trzeba tu nic dodawać, ani odejmować, każdy dźwięk jest niezbędnym składnikiem tej mistycznej, zakorzenionej w otchłaniach ciemności układanki. Jest to po prostu dzieło skończone. Zespół pokazał jak stosunkowo minimalistycznym podejściem można nagrać płytę bogatą w emocje i siłę. Mimo powtarzających się motywów wszystko płynie i serwuje słuchaczowi spójną nierozerwalną opowieść, której ma się ochotę słuchać i która wciąga już od pierwszych dźwięków.
Nagrany w 1994, w gdyńskim Modern Sound Studio "Daemoonseth Act II" to jak dla mnie jedno z objawień naszej metalowej sceny lat 90-tych. Nie tylko ten album, ale i zespół okazał się być tworem niesamowicie oryginalnym i wyjątkowym pośród innych grup i wydawnictw jakie się wtedy ukazały. Aura jaka towarzyszy i towarzyszyła ich dziełom była i jest niespotykana nigdzie indziej. To już nawet nie wypada, a trzeba znać. Jeden z klejnotów w koronie naszego rodzimego metalu.
Poniżej przedstawiam zarówno pierwsze wydanie z Adipocere, jak i reedycję z Witchinghour. Pierwsze wydanko zrobione jest kapitalnie i tutaj nie ma co specjalnie więcej mówić, to wzorzec i tyle, kto ma ten dobrze o tym wie. Co się tyczy samej reedycji, to jest dokładnie tak samo jak w przypadku wcześniej omówionego wznowienia płyty "Unholyunion". Kawał przyzwoitej roboty, którą śmiało można polecić (no chyba że ktoś nie lubi digipaków, mi o dziwo pasują, także jestem usatysfakcjonowany), chociaż nie oszukujmy się, do oryginalnego wydania jest daleko.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz