wtorek, 30 kwietnia 2019

Blind Guardian- Nightfall In Middle-Earth (Virgin 1998/ Nuclear Blast 2018)

Może nie jest to mój ulubiony album Blind Guardian, ale mam do niego spory sentyment i co jakiś czas z ogromną chęcią do niego wracam. Napisać o nim postanowiłem, jako, że dorwałem ostatnio ubiegłoroczne, dwupłytowe wznowienie z Nuclear Blast i jakoś tak ten sentyment się uruchomił ponownie. Bądź co bądź, był to pierwszy album tej niemieckiej ekipy jaki niegdyś usłyszałem.
"Nightfall In Middle-Earth" to pierwszy koncept album w dorobku Blind Guardian, a po "Imaginations From the Other Side" najbardziej kompleksowy i bogaty jaki udało im się nagrać (przynajmniej moim zdaniem). Płyta poświęcona jest jednemu z wątków "Silmarillion" J.R.R. Tolkiena, i co ciekawe, zadedykowanie albumu tej książce nie pojawiło się od razu. Początkowo w planach był "Pierścień Nibelungów", powstały nawet teksty do tego własnie konceptu, które potem zostały zmienione. Rozważana była również saga o Merlinie, lecz ostatecznie uwielbienie Hansiego dla świata stworzonego przez Tolkiena zwyciężyło. W sumie bardzo dobrze się stało, bo dzięki temu powstało oryginalne dzieło. Tematykę "Pierścienia Nibelungów" wykorzystał już chociażby Grave Digger, czy Mystic Circle. I co warto jeszcze zaznaczyć, Hansi uważa, że to najlepsza płyta w ich dorobku.
Album powstawał zarówno przed wejściem zespołu do studia, jak i w trakcie nagrań, prace trwały niemal do ostatniej możliwej do wykorzystania chwili. Koncept okazał się być bardzo wymagający. Nie tylko ze względu na sporą ilość kompozycji, ale również umieszczonych między nimi narracyjnych przerywników. Nie zapominajmy również o presji jaką zostawił poprzedni album- "Imaginations From the Other Side". Poprzeczka była podniesiona bardzo wysoko.
Uważam, że zespół sprostał wyzwaniu. Może nie przebija to "Imaginations..." (to opinia subiektywna), ale forma jest utrzymana, a materiał, chodź inny, wciąż jest równie dobry. Mamy tu takie klasyki jak "Into the Storm", "Mirror Mirror", "Nightfall", czy niesamowicie nastrojowy i emocjonalny "Blood Tears". Zresztą cała płyta jest wypełniona tymi właśnie cechami, acz ten utwór jest ich najlepszym przykładem. Każdy z tych numerów, jak i większość pozostałych, sprostał próbie czasu i cały czas świetnie się broni. Mamy zatem do czynienia z dziełem, mówiąc szczerze, ponadczasowym i wyróżniającym się w historii muzyki Metalowej, a i sceny lat 90-tych. Pozwolę sobie nawet stwierdzić, że dzięki "Imaginations..." oraz "Nightfall In Middle Earth" Blind Guardian może poszczycić się posiadaniem na koncie jednych z najlepszych albumów Metalowych jakie powstały w ostatnim dziesięcioleciu XX wieku. Nie dość, że płyta jest ambitna, to i bogata w wiele inspiracji i totalnie niepodległa jeżeli chodzi o jakąś szufladkę w Metalowym rzemiośle. Miesza się tu ze sobą Power Metal, Thrash, elementy progresywnego grania, a nawet folku. Jest to przykład płyty, którą wypada znać. Może nie od razu lubić, bo gusta są różne, ale z pewnością szanować.
Z tą płytą wiąże się też pewna ciekawostka, może nie z samą muzyką, a jej promocją. Wytwórnia stwierdziła, że ciekawym posunięciem byłoby gdyby zespół zaprezentował się na zdjęciach w jakiś średniowiecznych ciuchach, czego do tej pory nie praktykowali i nie chcieli praktykować. Mieli swój styl, którego trzymali się od samego początku. Niemniej jednak zgodzili się na ten jeden wyjątek. I tak oto w czasie gdy ukazała się płyta można było ich oglądać w takiej właśnie stylizacji fantasy,która szybko została porzucona.
Poniżej wspomniana na początku tekstu najnowsza reedycja niniejszej płyty. Poza oryginalną wersją płyty zawiera również jej poddaną remiksowi wersję oraz szczyptę bonusów. Mówiąc szczerze te ponowne miksy nie wyszły najlepiej. Niby uwypuklone zostały pewne uprzednio bardziej schowane w tle elementy, ale odbyło się to kosztem dynamiki i samego brzmienia, które moim zdaniem uległo spłaszczeniu, co niestety w przypadku Blind Guardian nie działa na plus. Przecież gro ich kompozycji czerpie swoją dodatkową siłę właśnie z mocnego, wyrazistego brzmienia. Całe szczęście, na drugim dysku dostajemy oryginał. Poza tym, reedycja jest udana. Ciekawym zabiegiem było zachowanie oryginalnych grafik zdobiących album poszerzając je w środku o nowe. Co prawda w innym stylu, ale klimat zachowany. W środku trochę wspomnień każdego z członków zespołu, także i poczytać jest co. Co prawda znajdziemy tu niemal dokładnie to samo co w poprzednich wznowieniach, zmienił się tylko wydawca, ale jest to bardziej dopracowane i już warte swojej ceny. Jak ktoś ma pierwsze wydanie, to nie namawiam tu do zakupu, ale jeżeli nie, a lubi te wszystkie wspomniane smaczki, to warto sięgnąć.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz