piątek, 14 grudnia 2018

Unleashed- The Hunt For White Christ (Napalm Records 2018)

Mimo tego, że zaliczam Unleashed do swojej pierwszej piątki, a obecnie to już chyba nawet trójki (min. za niebywałą konsekwencję i wierność stylowi) Szwedzkiego Death Metalu, to mimo jako takiego śledzenia ich wydawnictw, to od czasów "Midvinterblot" nie kupiłem żadnej ich płyty. Ostatnio jednak niesiony falą sentymentu i odświeżania sobie ich starych wydawnictw pokusiłem się o zaopatrzenie się w ich najnowszy krążek "The Hunt For White Christ". Chciałem zobaczyć jak to sobie Johnny i spółka poczynają. Nie zaskoczyli mnie, ale i nie zawiedli. Przekonałem się co do pewnej rzeczy jeżeli chodzi o ich twórczość. Unleashed praktycznie od swoich początków wierni są wykonywanej przez siebie sztuce, nie schodzą z obranej niegdyś ścieżki, nie eksperymentują (w ich przypadku nie jest to wcale potrzebne), zawsze serwują przynajmniej dobry album. Wiadomo czego się po nich spodziewać, kto jak kto, ale oni lipy nie odstawią. I co ważne, jeżeli chodzi o tą ścisłą czołówkę Szwedzkiego DM, są jedną z tych grup które nie naznaczyły się stygmatem Sunlight i wyszły z tego obronną ręką. W obecnej chwili mam wrażenie, że sporo osób nie zdaje sobie sprawy z faktu, iż tak naprawdę to jeśli mówimy o najważniejszych ze starej gwardii tej sceny to twardo na posterunku stoją chyba tylko Grave, At the Gates i właśnie Unleashed. Reszta zmieniła styl, szyld, albo po prostu wykruszyła się.
Wróćmy jednak do najnowszej płyty. Cóż, na pierwsze wrażenie to rzecz jasna mamy do czynienia z klasycznym Unleashed, kolejny solidny album w wypracowanym przez wiele lat stylu. Już po pierwszych dźwiękach otwierającego "Lead Us Into War" wiadomo, że będzie dobrze. Potem już tylko utwór tytułowy oraz "Stand Your Ground" utwierdzają nas w tym przekonaniu. Marszowo- piłujący "By the Western Wall" też sroce spod ogona nie wypadł i przypomina to co od dawna w zespole najlepsze. Są okazjonalne akustyki, przyzwoite solówki. Z nimi jak z AC/DC czy niegdyś Motorhead, wiadomo, że dostanie się kawał muzyki jakiego się od nich oczekuje. Rzecz jasna, nie znajdzie się tu momentu przy którym można popaść w zachwyt, czy muzycznego podmuchu urywającego łeb. To już chyba nie te czasy. To w sumie jest jedyny minus, ale nawet nie wiem czy do końca można to tak nazwać. Ważnym jednak jest, że wciąż do Unleashed można wracać po solidną dawkę Śmierć Metalowej Szwecji, gdy inni zawiodą. To zdaję się nigdy nie ulegnie zmianie, a "The Hunt For White Christ" tylko mnie w tym dodatkowo utwierdza.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz