piątek, 21 kwietnia 2017

Christ Agony- Moonlight: Act III (Cacophonous Records 1996/ Xul Production 2014/ Old Temple 2017)

Przyszedł wreszcie czas na refleksje odnośnie trzeciego krążka Christ Agony. Nie będę ukrywał, że "Moonlight: Act III" to moja druga po "Daemoonseth..." ulubiona płyta w dorobku tej grupy. Już odrobinkę inna od swoich poprzedniczek, nagrana w innym składzie, ale równie dobra i przesiąknięta tym niesamowitym klimatem z jakiego słynie zespół Cezara.
Nagrany w styczniu 1996 roku "Moonlight..." wyróżnia się na tle poprzednich płyt znacznie większą ilością szybszego, bardziej intensywnego grania (zyskując na dynamice) oraz sporą dawką akustycznych wstawek, które budują klimat owego muzycznego misterium. Już otwierający album "Asmoondei" to świetny tego przykład. Po raz kolejny Christ Agony stawia nacisk przede wszystkim na atmosferę swojej sztuki. Faktycznie mamy tu do czynienia z istną arią nocy, którą rozjaśnia tylko blady blask księżyca. Bardzo cenię ten zespół za pokłady emocji jakimi emanują ich dzieła, jest to jedna z niewielu grup, która pod tym kątem tak do mnie trafia. Wracając do aspektów czysto muzycznych, bardzo podobają mi się nostalgiczne gitarowe melodie, które od czasu do czasu przewijają się przez płytę. Na wcześniejszych wydawnictwach nie było to tak zauważalne jak tutaj. Można powiedzieć, że mamy tu kolejny krok naprzód w zapoczątkowanym już na "Epitaph of Christ" stylu. Wciąż jest monumentalnie, mrocznie, kompozycje jak zwykle rozbudowane, i świetnie zbalansowane, ale każda z tych części jest tu podniesiona o szczebel wyżej w porównaniu do pozostałych dwóch części "trylogii". Ciężko tu wybierać swoje faworyty, bo płyty słucha się wybornie od początku do końca, ale z pewnością najbardziej zapadły mi w pamięć następujące kolejno po sobie "Paganhorns", Mephistospell" oraz tytułowy "Moonlight". Prawdziwe perły w koronie czarnej sztuki!
Z wydaniem "Moonlight..." wiążą się dwa istotne wydarzenia w historii zespołu. Mianowicie, jest to pierwsza płyta bez klasycznego składu z Ashem i Żurkiem na pokładzie. Na ich miejsce weszli wtedy Mauser oraz Gilan, którzy rzecz jasna odwalili tu kawał dobrej roboty. Kolejna sprawa to wydanie albumu pod szyldem brytyjskiej Cacophonous Records. Kontrakt zaowocował nie tylko wydaniem kolejnego albumu poza granicami kraju, ale także trasą koncertową po zachodnich klubach.
Poniżej przedstawiam winylową i kompaktową reedycję wspomnianego dzieła. Pierwsza została wydana przez sam zespół w 2014, w barwach ich własnego Xul Production. Dostajemy tu solidnie wykonany, laminowany gatefold, wewnątrz którego mamy płytę na tradycyjnym czarnym winylu, garść grafik oraz teksty to każdej z kompozycji. Druga to wypuszczona w tym roku reedycja na cd, która ukazała się dzięki wytwórni Old Temple. Wzorowana jest na powyżej wspomnianej wersji winylowej, z tą różnicą, że wzbogacona o dodatkowe fotografie. Dostajemy też do rąk złoty cd, co wyróżnia wydania Old Temple na tle innych. Wykonanie zaiste solidne, jak i atrakcyjne. Jeżeli ktoś nie posiada pierwszego wydania, to jak najbardziej polecam owe wznowienia. Kawał dobrej roboty! A sama płyta, no cóż, dobrze wiecie, że nie wymaga specjalnej rekomendacji, trzeba znać i koniec. Jedno z najlepszych dzieł naszej rodzimej sceny!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz