wtorek, 27 marca 2018

Szron- Death Camp Earth (Under the Sign of Garazel 2012/ 2018)

Dawno nie miałem okazji posłuchać sobie Szron-u, a tym bardziej powrócić do ich, moim zdaniem, najlepszego albumu "Death Camp Earth" z 2012 roku. Za sprawą popełnionej w tym roku reedycji tego krążka przez UtSoG nadarzyła się ku temu sposobność. Jest to jeden z nie tak znowu pozornie wielu materiałów na niwie Black Metalu, który trąci tym samym ostrym, przenikającym chłodem, surowością, strukturą partii gitar i atmosferą jakie miały chociażby "Hvis Lyset Tar Oss" oraz "Filosofem" Burzum (a i w sumie "Belus" też tu słychać, może nawet miejscami przede wszystkim), jak i dzieła Darkthrone  od "Transylvanian Hunger" po "Hate Them". Do tego ewidentnie trzeba mieć dryg, czuć tego ducha, a ta grupa wydaje się już od dawna totalnie łapać o co w tym wszystkich chodzi. To jest niemal ten sam klimat i bardzo podobne brzmienie. Lecz mimo wszystko to Szron, a nie bezpardonowe kopiowanie Norwegów. Jest w tym ta sama transowość, posępność, ale zespół daje w tym wszystkim sporo siebie, sporo własnego charakteru. Riffy, choć odrobinę monotonne, są bardzo lite, wyraziste i wysunięte naprzód, słychać każdy dźwięk, to one grają tu pierwsze skrzypce, na nich opiera się siła "Death Camp Earth". Jest w nich ukryta furia, a za razem nostalgia, przygnębienie, czy nawet pewna podniosłość. Do tego dochodzą kapitalne, mocne wrzaskliwo- chrypiące wokale. Jest to granie raczej proste, ale niebywale wręcz klimatyczne i emocjonalne, niosące ze sobą pierwiastek tzw. kultowości przypominając najlepsze dokonania sceny podparte odrobiną świeżego podejścia do tematu. Mam tu na myśli pewną rewitalizację tych starych patentów, uwydatnienie ich cech wiodących. Jednym słowem Szron wykłada nam jeden z torów klasyki gatunku w jak najlepszym stylu, koncentrując się na samym sednie, bez udziwniania, a i oglądania się na cokolwiek. Black Metal w najczystszej, bezkompromisowej postaci!

https://www.utsogp.pl/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz