sobota, 17 czerwca 2017

Darkthrone- Arctic Thunder (Peaceville 2016)

Wreszcie zasiadam do refleksji odnośnie ostatniego wydawnictwa Darkthrone. Od wydania minęło już ponad pół roku, no ale cóż, chyba lepiej późno niż wcale, a pominąć tą płytę byłoby rzeczą niewybaczalną. Pamiętam, że na samym początku nie byłem pod specjalnie dużym wrażeniem tego materiału, ot kolejne solidne wydawnictwo duetu Fenriz/ Nocturno Culto i tyle w temacie. Z czasem jednak album zaczyna mocno zyskiwać, im więcej się go słucha, tym więcej odkrywa kart i autentycznie zaczyna przestawiać się o wiele lepiej niż tylko dobrze. Bardzo dużo jest w nim inspiracji heavy metalem lat 80-tych, tym spod znaku ciężkich riffów i bardziej średnich i wolnych temp. Mam tu na myśli takie grupy jak Candlemass, Dream Death czy np. Sacrilege, a i jak na nich przystało i Celtic Frost się w tym znajdzie. Darkthrone wygenerowali na tym krążku bardzo dużo chwytliwych, nośnych, aczkolwiek prostych riffów, które łapie się w lot i nuci pod nosem chcąc nie chcąc. Świetnym przykładem jest tu "Tundra Leech", "Boreal Fiends" czy tytułowy "Arctic Thunder", a i "The Wyoming Distance" sroce spod ogona nie wypadł. Nad całością czuwa, jak zwykle, ten surowy i brudny black metalowy pierwiastek. Kolejna sprawa warta wspomnienia to solówki w wykonaniu Nocturno Culto. Tak jak w przypadku poprzednich materiałów Darkthrone gdzieś mi te sola uciekały, niespecjalnie zapamiętywałem, niespecjalnie zwracałem na nie uwagę, tak tutaj mi o sobie przypomniały. To co Ted zagrał we wspomnianym już wcześniej "Boreal Fiends" oraz "Deep Lake Trespass" to klasa sama w sobie. Może nie są specjalnie wyszukane, nie ma tu jakiś wydumanych dźwięków, ale są zagrane z wyczuciem i pewną dozą jakieś nieokreślonej nostalgii czym uderzono w mój czuły punkt. W przeciwieństwie do poprzedzających płyt Fenriz nie zaśpiewał w ani jednym ze znajdujących się tu kawałków, dając w tym aspekcie pełne pole do popisu Nocturno Culto. Brakowało mi tu trochę wokali Gylve w jego kompozycjach, ale Ted dał z siebie wszystko pokazując, że wciąż nie wychodzi z formy, także równowaga zachowana.
Drobnym zaskoczeniem mógł być wybór okładki, która wielu zrobiła smaka na powrót zespołu do ich dawnego stylu. Cóż, jak się okazuje nic bardziej mylnego. Niemniej jednak owa fotografia z jednej z wielu wojaży Fenriza po norweskich ostępach bardzo do "Arctic Thunder" pasuje. Buduje pewną atmosferę i oddaje w pełni obecnego ducha zespołu, który nie daje się zaszufladkować i który na przekór wszystkim i wszystkiemu kroczy swoją własną ścieżką. Co ciekawe owe zdjęcie wyszło ciemniej niż wygląda w rzeczywistości. Zespół, jak sam przyznał, zapomniał o tym, że w druku kolory wychodzą ciemnej niż na wykorzystanym do projektu oryginale, no ale było już za późno żeby cokolwiek poprawić. Fakt, żeby dostrzec pewne detale trzeba patrzeć pod światło, ale co tam, generalnie ujmując jest dobrze.
Darkthrone po raz kolejny udowodnił, że można na nich polegać, rzecz jasna jeżeli, podobnie jak to ma miejsce w moim przypadku, ktoś szczerze kibicuje ich obecnej sztuce. Konsekwentnie podążają drogą teoretycznie obraną swojego czasu na "The Cult is Alive" (w praktyce bardziej "F.O.A.D."). Na nic zdadzą się stęki o kolejny "Under A Funeral Moon" czy "Panzerfaust" bo to już zamknięty rozdział, chwalebny i niedościgniony, ale należący już do przeszłości. Zespół nagrał kolejny bardzo dobry, równy i spójny album i oby tak dalej. Czekam na ich kolejną płytę i mam nadzieję, że nie będą to znowu 3 lata przerwy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz