środa, 1 lutego 2017

Sigh- Infidel Art (Cacophonous Records 1995/ 2016)

No i mamy kolejną reedycję z katalogu Cacophonous Records. Tym razem padło na znakomity "Infidel Art" japońskiego Sigh. Jak pewnie wiecie, zespół fakt zaistnienia poza granicami swojego kraju zawdzięcza nie tyle wszechobecnemu wtedy tape- tradingowi, ale także samemu Euronymousowi, który w barwach Deathlike Silence wydał ich debiutancki "Scorn Defeat". Nie ma więc zdziwienia, że kolejny w dyskografii, wydany w 1995 "Infidel Art" jest dedykowany właśnie jemu.
Na tym albumie Sigh poszli pełną parą w klimaty z których są tak znani, i które czynią ich muzykę oryginalną i wyjątkową (chyba nikt nie może poszczycić się równie teatralną i posępną atmosferą). Mamy tu do czynienia z black metalem połączonym z bardzo wieloma wpływami oraz wszechobecną, klawiszową symfoniką o różnych formach (ma miejsce nawet drobny, niezobowiązujący flirt z folkiem). Uwagę zwraca na siebie także fakt, iż na album składa się tylko 6 kompozycji, za to każda z nich trwa dobrych kilka minut. Mimo trwania prawie godzinę album tak płynie, że sprawia wrażenie krótszego. Wszystko jest tu bardzo zróżnicowane, od szybkich i konkretnych uderzeń, po klimatyczną subtelność. Każdy element ma tu swoje miejsce i konkretną rolę. "Infidel Art" już po pierwszym przesłuchaniu robi wrażenie bardzo spójnego, przemyślanego, a co za tym idzie skończonego dzieła. Jeżeli ktoś nie miał jeszcze do czynienia z tym materiałem to polecam posłuchać sobie takich kawałków jak "Izuna", "The Zombie Terror", a w szczególności "The Last Elegy", który jest wizytówką tej płyty.
Przez wszystkie lata swojego istnienia Sigh zdawał się egzystować na uboczu sceny, nie tylko ze względu na to, że pochodzą z dalekiej Japonii, ale przede wszystkim na pewien muzyczny indywidualizm. Już od samego początki szli własną drogą czerpiąc garściami z przeróżnych gatunków muzycznych. Myślę, że dlatego właśnie swojego czasu zainteresował się nimi najpierw Euronymous, a potem Nihil z Cacophonous. "Infidel Art" jest jedną z tych płyt, które są nieco pomijane w dyskografii Sigh, a uważam, że od tego albumu powinno się zaczynać przygodę z ich sztuką. Nie dość, że to właśnie tu pokazali jak bogatym muzycznie gatunkiem może być Black Metal, to i na tym krążku w pełni rozwinęli skrzydła i zapoczątkowali swój unikalny styl. Z wydaniem tej płyty wiąże się także pierwsza wizyta grupy w Europie i pierwszy koncert poza Japonią (16 września, Dublin).
Co się tyczy samej reedycji, to jestem pod wrażeniem. Z pozoru może wydawać się skromna, ale jest właśnie wspaniała w tej swojej prostocie. Oryginalna grafika autorstwa  XIX wiecznego artysty Utagawy Hiroshige przedstawiająca samuraja Tairę No Kiyomori została tu odrobinę odrestaurowana, uwydatniły się jej walory, nabrała głębi. W booklecie zaserwowano nam wszystkie teksty oraz solidną porcję dawnych rycin przedstawiających samurajów i demony z japońskich legend. Tym razem liner-notes'ów brak, ale i bez tego wyszło świetnie. Moim zdaniem rekomendacja jest tu zbyteczna, wydawnictwo broni się samo!
http://cacophonous.bigcartel.com/
https://www.facebook.com/CacophonousRecords/


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz