1. Witaj Fenriz! Z marszu dzięki, że
zgodziłeś się odpowiedzieć na kilka moich pytań! Tak na
początek, co ostatnio przykuło Twoją uwagę jeżeli chodzi o
muzyczne nowości, mam na myśli nie tylko metal, co mógłbyś
szczególnie polecić?
Ciężko jest mi cokolwiek
zarekomendować nie znając gustu osoby pytającej. Prawdę mówiąc
nikt nie ma zielonego pojęcia jak szeroki i dziwny jest mój gust
muzyczny, nawet nie ma sensu tego tłumaczyć, stale jestem źle
rozumiany. Tak dla przykładu, w ostatnim poście na "Band of
the Week" próbowałem sklecić coś w temacie heavy metalowych
albumów których ostatnio słuchałem najczęściej, tych które
wyszły w 2016, i spytałem innych, które były ich faworytami.
Pierwsza sprawa to to,że zaczęli tworzyć listy zawierające różne
odmiany metalu, a jak sam widzisz pytałem o heavy metal. Myślę, że
ich mózgownice są kompletnie wyprane za sprawą przyzwyczajenia to
wszelakich list typu "best of", że z automatu sami
zaczynają takie tworzyć. Wcale o takowe nie prosiłem, zadałem też
proste pytanie o to czego ostatnio słuchają najczęściej. To z
racji tego, że przypadkowo często słuchamy tego czego wcale nie
wrzucilibyśmy jako swój top. Jakiś album który wyjątkowo nas
oczarował, mający w sobie coś wyjątkowego co sprawia, że wciąż
chce się do niego wracać, a jednocześnie taki którego obiektywnie
nie można by zaliczyć do najlepszych. Jestem typem samotnika, moją
głowę wciąż wypełniają przeróżne przemyślenia, zagwostki dotyczące muzyki, przywykłem już do unikania spowiedzi ze swoich
wniosków na tym tyle, że i nawet w wywiadach niczym specjalnie się nie
dzielę.
Co się tyczy tego czego lubię słuchać
najbardziej, to jest to czasem tak odległe od gustów innych osób , że
lepiej po prostu nie wchodzić na ten temat. W pierwszej kolejności
radochę sprawia mi słuchanie pewnych albumów z lat 60-tych jako że
lubię brzmienie z tamtego okresu, ale zarówno wtedy jak i
dziś występowały pewne tzw. lagi. Co mam przez to na myśli?
Chodzi o technikę studyjną. Eksploracja dźwięku odbywała się w
niektórych miejscach szybciej niż w innych. Także dla przykładu, nagrania z Indii z 1969 mają brzmienie, które występowało w
Stanach w latach 50-tych, a nawet 40-stych. Zatem trudno być tu
precyzyjnym.
Dwa heavy metalowe albumy z 2016, które
najczęściej gościły w moim odtwarzaczu to Angel Sword- "Rebels
Beyond the Pale" oraz Demon Bitch- "Hellfriends". Ale
czy znaczy to, że uważam je za najlepsze? Sam już nie wiem.
Prawdopodobnie albumy Sumerlands oraz Eternal Champion zaliczyłbym
do tych najbardziej udanych jeżeli chodzi o heavy metal wydany w ubiegłym roku. Cóż,
życie wciąż nieprzerwanie płata nam figle.
2. Teraz cofnijmy się w czasie do
momentu nagrywania waszego debiutu "Soulside Journey". Z
tego co wiem w studiu Sunlight towarzyszyli wam Nicke oraz Uffe z
Entombed. Czy masz jakieś szczególne wspomnienia związane z tamtą
sesją?
Wszystko zaczęło się od listu który
Nicke napisał do mnie w 1987 pytając o demo "Black Death"
na potrzeby swojego zina Chickenshit (zine nigdy się nie ukazał, ale
dzięki chęci zrobienia takowego dostał masę demówek od zespołów
o których planował napisać). Później przesłał mi na taśmie
rehearsal Nihilist, który niesamowicie mi się spodobał, na tyle,
że nie mogłem przywyknąć do wokali, które pojawiły się na
następnych demówkach. A na pewno nie do głosu LG haha. Od tamtego
czasu byliśmy w stałym kontakcie, wymieniliśmy mnóstwo taśm. W
końcu udało nam się zdobyć kontrakt, a co za tym idzie pojawiła
się kwestia nagrania debiutanckiego albumu. Planowaliśmy zrobić to
w lokalnym studiu Creative, ale okazało się, że owa przyjemność
kosztować będzie 25.tys koron. Dysponowaliśmy kwotą tylko 10
tysiaków, a i nie mogliśmy liczyć na pomoc naszych rodzin w tej
kwestii. Tak oto musieliśmy wybrać się na nagrywanie do Szwecji
zamiast zrobić to u siebie w Creative (Mayhem nagrało tam swój
"Deathcrush"!). Z powodu wspomnianego kiepskiego budżetu
zdani byliśmy na studio Sunlight, ale przynajmniej mogliśmy za
darmo pomieszkiwać u Uffe i Nicke'go, za co jesteśmy im dozgonnie
wdzięczni. Uffe pomagał nam odrobinę także podczas sesji
nagraniowej. Nie pozwolono mi przywieźć moich bębnów do studia,
jako że Skogsberg miał tam własną perkusję elektroniczną.
Strasznie nie podobało mi się jej brzmienie, generalnie caly ten sprzęt to okropność.
To wszystko z założenia miało powstać w Creative w Kolbotn, a nie
tam. Grrr.
Czas ten spędziliśmy głównie z Nihilist,
wtedy już Entombed, cały tydzień, mieliśmy okazję poznać gości
z Treblinka i razem wybrać się na koncert Skull. Przemieszczaliśmy
się przede wszystkim kolejką, byli tacy jak ja i wszędzie jeździli
transportem publicznym. Z resztą w moim przypadku nie uległo to
zmianie do tej pory. Nigdy nie brałem pod uwagę wyrobienia sobie
prawa jazdy, nie miałem takiej potrzeby.
3. Czy mógłbyś przybliżyć jak
zaczęła się wasza współpraca z Peaceville, która trwa po dzień
dzisiejszy? Czy zawsze byliście zgodni? Przy "A Blaze in the
Northern Sky" nie obyło się bez drobnych zgrzytów.
Tak, podpisali kontrakt z zespołem
death metalowym i chyba nawet podobało im się brzmienie "Soulside
Journey" (!). Na kolejny album mieliśmy już kwotę 25 tys.
zatem mogliśmy wreszcie nagrywać w Creative, mieć nad wszystkim
kontrolę. Nowej płycie nadaliśmy brzmienie black metalu lat
80-tych, co było dla Peaceville lekkim szokiem. Chcieli abyśmy
ponownie zmiksowali album. Nie zgodziłem się, powiedziałem, że w
takim razie wyda to Euronymous w barwach swojej Deathlike Silence,
miał już na koncie Merciless- "The Awakening". Wtedy
Peacville stwierdziło, że starci twarz jeżeli
pozwoli młodemu zespołowi opuścić ich wydawnictwo, także
ostatecznie dali nam wolną rękę. Jak się okazało było to dobre
zarówno dla nich jaki i dla nas.
Aby zdobyć kontrakt wysłaliśmy im
demo "Cromlech", jakoś pod koniec 1989, ale nie byli nim
zainteresowani. Wtedy zacząłem ich błagać aby go posłuchali raz
jeszcze, byłem pewien, że nie robiąc tego popełniają błąd. W
końcu dzięki mojemu nagabywaniu przygarnęli nas pod swoje
skrzydła, szczęściem dla nich i dla nas.
4. Jak wspominasz okres wydania
wspomnianej w poprzednim pytaniu płyty? Mam tu na myśli nie tylko
proces jej powstawania, ale i to co się działo na norweskiej
scenie. Czy przypuszczałeś jak ważny dla gatunku stanie się "A
Blaze in the Northern Sky" (mimo faktu, że nie jest to do końca
album black metalowy)?
W tym momencie prosisz mnie o napisanie
całej książki, nawet ostatnio takową wydaliśmy, no ale
oczywiście po krótce przybliżę tą historię. Nie, nie
oczekiwałem, że wielu ludzi załapie ten album. Spodziewałem się
zauważenia wielu wciąż death metalowych elementów. Czas studyjny
jaki mieliśmy zarezerwowany w Creative w 1991 był przeznaczony na
nagrywanie "Goatlord", a nie czegoś kompletnie nowego.
Mieliśmy czas na napisanie tylko 3 nowych kawałków, które były
czysto black metalowe, a pozostałe, które się tam znalazły
musieliśmy w pośpiechu przerobić na potrzeby płyty. Lata 90-91
były dla nas bardzo stresujące i wypełnione pracą nad muzyką. "A
Blaze in the Northern Sky" nagraliśmy dokładnie w tym samym
czasie kiedy Euronymous otwierał Helvete w Oslo. Sklep mieścił się
zaraz obok mojego miejsca pracy (pracę na poczcie w śródmieściu
Oslo rozpocząłem w październiku 1988), dużo czasu spędzałem
wtedy w Elm Street Rock Cafe, jakoś od lipca 1991 bywałem tam
dosłownie kilka razy w tygodniu. Także do Helvete zacząłem zaglądać regularnie. Pozostali ludzie ze sceny raczej nie mieli stałej pracy,
może poza gośćmi z Immortal, ale reszta nie. Poniekąd jest to
jakieś wytłumaczenie wszystkich tych przestępstw, które miały
wtedy miejsce. Miałem na głowie zespół i pracę, także byłem
mocno zajęty i nie pakowałem się w żadne kłopoty, dodam jeszcze,
że na początku 1992 wziąłem ślub.
5. Jak to się stało, że swojego
czasu postanowiłeś wystartować z takim projektem jak Neptune
Towers? Inspiracje są raczej oczywiste, chodzi mi o sam fakt
nagrania muzyki tak poniekąd trudnej w odbiorze. Jak to było z
wydaniem obu albumów i jaki był na nie odzew? Jak te płyty
oceniasz z perspektywy czasu?
Sporo siedziałem w muzyce Klausa
Schulze, sprawiłem sobie syntezator i zacząłem sprawdzać jego
możliwości, eksperymentować z dźwiękami. Wynikiem tego są dwa
albumy wypełnione kosmicznymi brzmieniami, i żeby nie drążyć
zbytnio tematu ochrzciłem je mianem "kiepskich dem Klausa
Schulze". Niezbyt lubię mówić o muzyce samej w sobie. W swoich audycjach po
prostu puszczam muzykę, mówienie o niej zbyt wiele nieszczególnie mi leży. Za
dużo kłębi mi się w głowie w tym temacie, także gdybym miał
mówić o muzyce musiałbym to robić bez przerwy, wciąż słuchając,
co niestety samemu słuchaniu nie sprzyja haha.
6. Jakoś ponad rok temu wystartowałeś
z "Radio Fenriz", które jest istną kopalnią nie tylko
metalowych brzmień. Co spowodowało, że wyszedłeś z taką
inicjatywą? Jest jeszcze przecież "Band of the Week".
Przygotowań do tego było sporo.
Zacząłem dokładnie 2 lata temu. Od czasu rozpoczęcia działania
na myspace w 2006 zacząłem dostawać coraz więcej i więcej nagrań
od zespołów z całego świata, jak zwykle podziemne rzeczy.
Później, jakieś 4 lata temu zostałem zapytany czy nie miałbym
ochoty dołączyć do "normalnych" kręgów regularnie
otrzymujących materiały promo. Jako, że do tamtej pory spoglądałem
na metal ze swojej własnej perspektywy, chciałem spróbować czegoś
nowego, zobaczyć jak inni postrzegają temat. Zacząłem dostawać
tony promówek. To czego nie skasowałem zapisywałem, robiłem
notatki, wrzucałem na swoją mp3-kę i chodziłem do roboty
słuchając, jak z resztą zwykłem robić na co dzień. Obecnie
wyrobiłem sobie już system oceny tych materiałów. 2 lata i 2
miesiące temu przyjąłem ofertę dołączenia do soundcloud-u
magazynu Deaf Forever (pracuję dla tego pisma) i raptem okazało się,
że mam do przesłuchania jakieś 1100 promówek rocznie. "Band of the Week" powstał na potrzebę
podziemnych materiałów. Odkryłem, że rynek muzyczny uległ
zmianie, wydawców jest więcej niż kiedykolwiek, a zaproszenia do
promocji mogą dotyczyć wszystkiego, nawet dem na taśmach. Dlatego
też dziennikarze i magazyny dostają więcej materiałów niż
kiedykolwiek wcześniej, a co za tym idzie także ja.
Raptem nagromadziło mi się
tego tyle, że ciężko było to ogarnąć. Miałem swój własny
system oceny i tylko "Band of the Week" żeby promować to co mi się spodoba. Jedna strona przestała wystarczać.
Stratą czasu było ocenianie tych materiałów bez możliwości ich
promowania. W tym samym czasie Ted do spółki z Peaceville założyli
profil Darkthrone na facebooku i zasugerowali żebym i ja stworzył
swój własny aby móc tą stronę administrować. Kurde, to i ja muszę być na facebooku? No dobra, ale oznacza to, że powstaje
kolejne miejsce gdzie będę mógł rozpowszechniać muzykę, zrobić
podkast radiowy którego odbiorcami byliby ludzie obserwujący stronę
Darkthrone oraz "Band of the Week". Wszystko wyszło
świetnie i już po 4 audycjach na soundcloud statystyki pokazały,
że mam odbiorców w 50 różnych krajach (statystyki na soundcloud
zatrzymują się na 50, także jest prawdopodobieństwo, że tych
krajów jest o wiele więcej, zatem pomysł wypalił).
Po 2015 moje moce przerobowe odnośnie
słuchania muzyki osiągnęły szczyt. Z końcem 2016 zmuszony byłem
zrezygnować z wielu zaproszeń do otrzymywania materiałów,
także teraz dostaję ok. 800-900 rocznie. Uwierz, zacząłem już
dostawać od tego kręćka, serio. Ze względu na zdrowie musiałem
trochę przystopować. Jestem tylko człowiekiem, mam na głowie dwie
prace, a promówki oraz radio Fenriz to działalność fanowska, coś
na czas wolny. Nic na tym nie zarabiam, a i nie ma nikogo kto by mi w
tym pomagał. Magazyny które dostają jakieś 1400 materiałów mogą
to rozłożyć na pracowników, a ja ogarniam to wszystko sam.
7. Twoje zamiłowanie do Hellhammer/
Celtic Frost jest powszechnie znane, miało i nadal ma spory wpływ
na Darkthrone. Pamiętasz moment kiedy po raz pierwszy zetknąłeś
się z muzyką Toma G. Warriora?
W 1986 miałem fazę na długie epickie
kompozycje, takie najbardziej mnie zajmowały. cokolwiek trwało
więcej niż 6 minut budziło moje zainteresowanie. Coś takiego
przyuważyłem w sklepie na tylnej części okładki do "To Mega
Therion", także podszedłem do lady żeby sobie posłuchać.
Nie słyszałem czegoś takiego nigdy przedtem, był to rzecz jasna
metal, ale jakoś tak finezyjnie wywrócony tył na przód, jak
sweter, w Norwegii mówimy na to: Det var på Vranga. Nie oglądając
się za siebie szybko nabyłem resztę dyskografii Celtic Frost,
który stał się dla mnie główną inspiracją aby założyć swój
własny zespół. Jak boska by nie była ta grupa riffy miała proste. Nie byłem ani dobrym perkusistą, ani gitarzystą, ale
pomyślałem sobie, że tego mogę spróbować. Celtic Frost nie był
moją jedyną inspiracją, było ich w sumie tak wiele, że ciężko
zliczyć.
"Into the Pandemonium" jest
świetnym albumem, ale to krok w trochę inne rejony rzecz jasna, Tom
G Warrior pokazuje nam tutaj swoje różne inspiracje i to kim był w
tamtym czasie, tak myślę. Celtic Frost był wcześniej chodzącym
ideałem, "Into the Pandemonium" jest jak miasto, pełne
różności. Pamiętam, że nie lubiłem swojego czasu refrenu do "I
Won't Dance". To był mój problem jeżeli chodzi o tą płytę.
Taki "One With Their Pride" już nie, podobał mi się ten
typ brzmienia maszyny perkusyjnej od czasu typowego hip-hopu lat
83-84 którego przykładem jest płyta "Beat Street" oraz
film o tym samym tytule. No ale nie jest to moja ulubiona kompozycja
Celtic Frost haha.
8. Biorąc pod uwagę wszystkie albumy
w których nagraniu brałeś udział, i mam na myśli nie tylko
Darkthrone, to które są dla Ciebie najważniejsze, z których
jesteś najbardziej zadowolony?
Myślę, że "Under a Funeral Moon".
9. Okładki płyt "F.O.A.D.",
"Dark Thrones and Black Flags" oraz "Circle the
Wagons" zdobi zombiak stworzony przez Dennisa Dreada. Kto był
pomysłodawcą i dlaczego nie pociągnęliście tego konceptu dalej?
Był naprawdę trafiony!
Ted stwierdził, że nie powinniśmy
już dalej tego ciągnąć, a zobaczyć jak jesteśmy postrzegani poza własnym podwórkiem.
Wtedy Dylan Hughes znalazł dla nas grafikę na kolejny album, a
potem ja prywatną fotkę na "Arctic Thunder". Ten cały
Mr. Necro był pomysłem wspólnym, moim, Teda oraz Dennisa. Chciałem
mohawka takiego jak szkielet na okładce płyty Slaughter-
"Strappado", Ted chciał żeby pojawił się w tym
wszystkim hełm, także jak widzisz trudno to było ze sobą
pogodzić, mohawk i hełm?! Hahaha. Ten koncept w połowie lat
90-tych wyszedł by o wiele lepiej. Teraz mamy już sporo
albumów na koncie, a z wiekiem chce się aby te okładki były różne, żeby
można było je jakoś oddzielać. Do wspomnianych odnoszę się
obecnie jako do Trylogii Dennisa Dreda, nawet jeżeli nie było to
zamierzone. Ted także znał Dennisa i był z nim w kontakcie. Dennis
odwiedził mnie i moją żonę kilka lat temu i wspólnie wybraliśmy
się na rajd pieszy po lesie, dołączył do mnie na kilku treningach
piłki nożnej, wspólnie odwiedziliśmy także muzeum wikingów. To
bardzo miły facet ze świetnym gustem muzycznym. No ale mniejsza o
to. Ted chciał abyśmy przystopowali z tymi okładkami na jakiś
czas. Rok temu zasugerował jednak żeby zwrócić się do Dennisa po
kolejne, ale obecnie uważam, że najlepiej zostawić to tak jak
jest, w formie trylogii, żeby nie robić już bałaganu. Niemniej
jednak nie mam zielonego pojęcia co pojawi się na okładce do
kolejnej płyty.
10. Skoro wspomniałem już między
innymi "Circle the Wagons" to chciałbym spytać o historię
stojącą za instrumentalnym "Brann Inte Slottet".
Intryguje mnie ten kawałek i zawsze wzbudza sporo nostalgii.
W pewnym momencie, podczas gdy
oglądałem w kinie stary norweski film "Applekriget", tłum
na ekranie zaczął skandować "Brann Inte Slottet!".
Raptem, ni stąd ni zowąd zacząłem układać w głowie przykładowy
riff i perkusję do tego co słyszałem, tak powstał ten utwór.
Jestem z niego całkiem zadowolony. Nostalgia jest jednym z tych
uczuć, które stale mi towarzyszą, ale nie jestem przekonany czy
przekłada się to na muzykę jaką tworzę, to kawałek
instrumentalny, a nostalgię najczęściej zawieram w tekstach.
11. Na koniec pragnę jeszcze spytać o
ostatnie, jubileuszowe reedycje waszych starych albumów. Nie
ukrywam, że bardzo spodobał mi się pomysł tych bonusowych dysków
z Twoimi komentarzami do każdego z materiałów. Fajnie się tego
słucha i sporo można się dowiedzieć, coś takiego stymuluje do
szerszych refleksji nad muzyką. To był Twój pomysł?
Tak. Zwykle dyski z komentarzami
dołączane są do filmów na dvd. Wpadłem zatem na pomysł aby
przenieść ten koncept w świat muzyki. Wytwórnie zwykle pytają
nas o bonusowe materiały na potrzeby reedycji, a zwykle nie mamy
skąd ich wziąć. Zawsze nagrywaliśmy tylko to co potrzebne było
na album. Musiałem zatem zastanowić się nad jakimś ciekawym
bonusem i tak zrodził się ten pomysł.
12. Tak oto dotarliśmy do końca. Raz
jeszcze ogromne dzięki za Twój czas i wszystkie odpowiedzi. Finał
zostawiam Tobie!
"The Wall" Pink Floyd ma
naprawdę genialnie brzmiącą perkusję!
rozmawiał: Przemysław Bukowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz