czwartek, 2 lutego 2017

Satyricon- Satyricon (Kaleidoscope/ Roadrunner Records 2013)

Od pewnego czasu biję się w pierś, że nie zainteresowałem się tą płytą wtedy jak się ukazała. Po prostu wstyd. No ale przyznaję się do błędu i staram teraz nadrabiać zaległości. Satyricon niesamowicie mnie zaskoczył, nagrał płytę nieszablonową, bardzo emocjonalną, z naciskiem na atmosferę. Niemniej jednak został zachowany balans pomiędzy intensywnością, odpowiednią dawką siarki, a subtelnością oraz mistyczną aurą. Uważam, że jest to album na miarę dojrzałego, doświadczonego, w pełni świadomego siebie zespołu, który nie boi się eksperymentów i nie przejmuje się opinią innych.
W klimat "Satyricon" wprowadza nas marszowe, podniosłe intro "Voice of Shadows", po nim otwierają się przed słuchaczem wrota do osobnego, powiedziałbym refleksyjnego świata jakim jest owa płyta. Motywem przewodnim tego materiału są przede wszystkim klimatyczne utwory o średnich tempach nacechowane nostalgiczną melodyką i nieco nieszablonową aranżacją. Najlepszym przykładem są tu "Nocturnal Flare", płynący, miejscami nastrojowy "The Infinity of Time and Space" i znakomity, nietypowy jak na Satyricon "Phoenix" (jak wchodzi refren to autentycznie mam ciary haha, a jak niesamowicie brzmi w wykonaniu z Norweskim Chórem Narodowym!) do którego tekst napisał oraz głosu użyczył Sivert Hoyem, jeden z bardziej znanych norweskich muzyków rockowych (znany zarówno z własnego projektu solowego jaki i zespołu Madrugada). Nie brakuje tu też szybszych i mocniejszych akcentów, typowo satyriconowych jak "Tro Og Kraft" (spokojnie mógłby znaleźć sobie miejsce na którymś ze starszych wydawnictw grupy), "Walker Upon the Wind", czy "Ageless Northern Spirit". Jest jeszcze "Nekrohaven", które z marszu posądziłem o pokrewieństwo z "King", głównie ze względu na pewną przebojowość, chwytliwość i podobną strukturę.
Bez wątpienia jest to płyta, która obudziła we mnie spore pokłady emocji, nic ostatnio tak na mnie nie podziałało jak właśnie "Satyricon", zapewne w najbliższym czasie jeszcze kilka razy ją przesłucham, bo apetyt nie został w pełni zaspokojony. Żywię niesamowity szacunek do twórców którzy potrafią nagrywać dzieła, które docierają do wnętrza człowieka, które samoczynnie stymulują pewną wrażliwość. I tak właśnie jest w tym przypadku.
Z tego co zdążyłem się zorientować to album wzbudził dosyć skrajne emocje wśród fanów, był oceniany zarówno bardzo negatywnie (widziałem nawet opinie sugerujące, że nie jest godzien nazwy "Satyricon"!) jak i pozytywnie, ale to chyba działa na plus, potwierdza fakt, że materiał nie jest mdły i nijaki, że czymś się wyróżnia, że ma moc oddziaływania, a to w sztuce jest najważniejsze! Moja osobista ocena jest oczywista, polecam po tysiąckroć!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz