sobota, 18 lutego 2017

Satyricon- Nemesis Divina (Moonfog 1996/ Napalm 2016)

"Nemesis Divina" to bez wątpienia kanon i najwyższe podium Black Metalowego rzemiosła. Owe dzieło wymienia się jednym tchem obok takich albumów jak "In the Nightside Eclipse" Emperor, "De Mysteriis Dom Sathanas" Mayhem czy chociażby "A Blaze in the Northern Sky" Darkthrone. Płyta wyryła swą nazwę w historii gatunku nie tylko niesamowitym brzmieniem, ambitnymi kompozycjami, ale także towarzyszącą jej estetyką. Fotografie zespołu z tamtego okresu oraz słynny teledysk do "Mother North" stały się jednymi z najbardziej rozpoznawalnych, wizualnych aspektów tej sztuki, jej swoistą wizytówką.
Album nagrany został na przełomie stycznia i lutego 1996 roku w studiu Waterfall. Przy albumie nie pracował tylko i wyłącznie duet Satyr- Frost. Do składu dokaptowany został Nocturno Culto z zaprzyjaźnionego Darkthrone, który był ogromnym fanem dwóch wcześniejszych materiałów Satyriocon. Co prawda nie wziął udziału w pisaniu materiału, ale udzielił się jako drugi gitarzysta, zarówno w studiu jak i na trasie koncertowej, która wystartowała po wydaniu płyty. Warto wspomnieć, że była to pierwsza trasa w historii zespołu i bynajmniej nie zrodziła się z chęci do grania na żywo, a bardziej za namową ludzi wokół oraz chęci zyskania doświadczenia w tym zakresie (ostatecznie zespół nie był z niej zadowolony). Kolejnym muzykiem, który w pewnym stopniu dorzucił swoje trzy grosze do "Nemesis Divina" był sam Ihsahn. Satyr poprosił go aby nagrał im partie klawiszy, ale niestety w połowie sesji, Ihsahn zmuszony był zrezygnować z powodu obowiązków związanych z Emperor. Zastąpiony został kimś innym spoza sceny BM. Do Satyricon tymczasowo dołączył także Svartalv z Gehenna, który odpowiedzialny był za partie basu. Podczas koncertowania zastąpił go Tchort (min. Emperor, Carpathian Forest).
"Nemesis Divina" otwiera "The Dawn of a New Age" ze słowami "This is Armageddon!". I faktycznie jest, trudno o lepszy początek. Pełno tu agresji i siły przeplatającej się z klimatycznymi zwolnieniami dającymi odetchnąć po serwowanym nam sztormie."Forhekset" to kolejny wymiatacz w którym na moment dopuszczone są do głosu folkowe inspiracje (sam koniec utworu) oraz nadające podniosłości klawiszowe tła. Wykończenia bardzo trafione i przynoszące na myśl elementy obecne chociażby w twórczości Ulver czy Emperor. No i teraz totalne mistrzostwo i punkt kulminacyjny albumu. Majestatyczny, potężny i emocjonalnie nacechowany "Mother North". Może nie będę w tym stwierdzeniu oryginalny, ale jest to dla mnie najwybitniejsze dzieło kompozytorskie w całej karierze Satyricon. W tym kawałku sztuki zaklęte są niezliczone pokłady emocji towarzyszących Black Metalowi oraz wszystko co ten zespół reprezentuje, to istny hymn. Mamy tu przyprawiający o ciary motyw przewodni, masę zwolnień, przyspieszeń, oraz niesamowicie atmosferycznych pasaży, o kunszcie instrumentalnym nie wspominając. Zasłuchuję się w niego po dziś dzień i wciąż nie mam dość, dla mnie jest ponadczasowy. Pragnę wyróżnić jeszcze "Du Som Hater Gud" do którego tekst napisał Fenriz. Co się okazuje jego praca przy tej kompozycji wpłynęła na sam charakter utworu. Można pokusić się o stwierdzenie, że gdyby miał surowszą produkcję i trochę bardziej toporną strukturę to bez problemu znalazłby dla siebie miejsce na "Under a Funeral Moon". Konkretny wpływ Darkthrone jest tu moim zdaniem bardziej niż oczywisty. Pozostałe kawałki czyli "Immortality Passion", tytułowy "Nemesis Divina" oraz zwieńczający całość, instrumentalny "Transcendental Requiem of Slaves" dopełniają dzieła i pokazują, że mamy przed sobą płytę wybitną, świadomą, bogatą w artystyczny wyraz, krótko mówiąc zasiadającą na swym własnym tronie.
No i teraz słów kilka w kwestii jakże szeroko reklamowanej swojego czasu reedycji tego krążka. Nie powiem, czekałem mocno na to wydawnictwo i miałem co do jego wizualnej formy spore oczekiwania. Z przykrością muszę stwierdzić, że odrobinę się zawiodłem. Za cenę z preorder'u spodziewałem się kolekcjonerskiej perełki i tego nie dostałem. Mamy tutaj standardowy jak na deluxy różnej maści digibook z wpiętą wewnątrz książeczką z tekstami (obok których widnieją średniowieczne rysunki związane bodajże z plagą czarnej śmierci, z tego co kojarzę to użyte zostały jako tło do plakatu promującego wydanie płyty w 1996), wywiadem dotyczącym powstawania "Nemesis Divina" (no to jest na plus bo ciekawy i kompleksowy) i dokładnie tymi samymi zdjęciami które widzieliśmy w pierwszym wydaniu tego krążka z Moonfog. Bonusów na płycie nie ma żadnych (to akurat mi nie przeszkadza, chociaż różnie to z tym bywa, zależy co), brzmieniowo też nie będę się czepiał i szukał dziury w całym. Płytka została w tym względzie nieco podrasowana i efekt końcowy jest lepszy od oryginału, przynajmniej takie jest moje osobiste odczucie. Wracając ponownie do aspektów wydawniczych to dla porównania mogę przytoczyć jubileuszowe wydania płyt Darkthrone z Peaceville, które są znacząco tańsze, a serwują nam dodatkowy dysk oraz dawkę archiwalnych, nigdzie wcześniej nie widzianych fotografii. Można? Można! Reasumując, tragedii nie ma, w generalnym rozrachunku jest ok, ale pozostaje niedosyt i niespełnione oczekiwania. Sądząc po propagandzie towarzyszącej temu wydawnictwu zarówno ze strony wytwórni jaki i zespołu to nie powinno było mieć miejsca. Całe szczęście po nowym roku cena niniejszego wznowienia spadła o połowę co czyni ją adekwatną do tego co zostało nam zaoferowane. Jeżeli ktoś nie ma pierwszego bicia to w zaistniałym układzie można śmiało po to sięgnąć.
Podsumowując, "Nemesis Divina" to nie tylko nieopisane doświadczenie artystyczne, ale także jeden z przykładów kwintesencji Black Metalu lat 90-tych, istna podróż w czasie do lat świetności tej muzyki oraz doświadczenie wszystkich tych emocji której owej sztuce towarzyszą. Nie wyobrażam sobie, aby można było tego dzieła nie znać, to monument gatunku!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz