poniedziałek, 13 lutego 2017

Sodom- Decision Day (SPV 2016)

Płyta wyszła w ubiegłym roku, a ja zabieram się za nią dopiero teraz... No wstyd jak nie wiem co, ale cóż, kajam się i zabieram się do jej chwalenia bo jest za co.
Sodom łoi najczystszy, teutoński thrash już od 35 lat. Są już zasłużonymi dla sceny weteranami, którzy stale inspirują kolejne rzesze muzyków, i którzy wciąż potrafią pokazać, że są w wyśmienitej formie i że, po tylu latach potrafią przyćmić swoim graniem nie jednych młodszych od nich wyjadaczy.
"Decision Day" to już 15 krążek na koncie Sodom. Z marszu można by przypuszczać, że rewelacji nie będzie, co najwyżej solidnie i na poziomie. W końcu szczyt możliwości i wena nie trwa wiecznie, nie można stale nagrywać kolejnych "Agent Orange" czy "M-16". W przypadku tej płyty te słowa nie mają jednak zastosowania, oj nie! Tom Angelripper i spółka nagrali płytę wręcz fenomenalną, która z pewnością przeskakuje dwa poprzednie wydawnictwa zespołu (kontrowersyjne stwierdzenie, ale tak właśnie uważam). Od pierwszych sekund po ostatnie dźwięki to istna kanonada tego co w thrashu najlepsze. Każdy z muzyków daje z siebie 200%, brzmienie jest potężne i gęste, co uwydatnia walory mocarnej sekcji rytmicznej (tego co Markus Freiwald wyczynia za garami nie da się opisać, to trzeba usłyszeć!), a riffy tną przestrzeń niczym najostrzejsza brzytwa. Tom wokalnie też trzyma poziom, i to wciąż wysoko! Jednym słowem jest moc i chwała! Żeby przekonać się o tym samemu wystarczy posłuchać chociażby takich kawałków jak "Rolling Thunder" (tu jest wszystko co w Sodom najlepsze!), czy odrobinę wolniejszy, walcowaty, miejscami wręcz marszowy "Strange Lost World" (rozpoczynający się świetnym, basowym pomrukiem). Płyta ma nieco słabsze momenty (np. "Caligula"), ale te autentycznie świetne tak masakrują, że praktycznie się tego nie zauważa, a z kolejnym przesłuchaniem nawet zyskują.
Teraz kwestie wizualne. Jak widać na załączonym obrazku płytka wydana jest z dbałością o każdy szczegół. Jako bonusik dostajemy dwustronny plakat A3 z grafiką płyty z jednej oraz fotografią zespołu z drugiej strony. Całość zamknięta jest w laminowanym, 3- panelowym digipaku. Nie dość, że kawał solidnej thrashowej młócki, to jeszcze prawilne wydanie!
W kwestii podsumowania... A tam! Nie będę się silił na kolejne pochwalne arie. Krótko, każdy fan thrashu, powinien tej płyty posłuchać, a najlepiej żeby po prostu ją sobie sprawił i delektował się zawartością. Sodom pokazali klasę i oby raczyli nas takim graniem jak najdłużej!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz