Z założenia miał to być ostatni album Warlock, jednak z przyczyn takich jak rozpad składu i problemy z prawami autorskimi do nazwy zespołu Doro zmuszona była do realizacji tego materiału na własną rękę i pod własnym nazwiskiem. W nagraniach wziął udział Tommy Henriksen, były basista Warlock oraz dwóch nowych muzyków w osobach Jona Levina (gitara) oraz Bobbiego Rondinelli (perkusja). "Force Majeure" (w kontekście okoliczności towarzyszących tej płytce tytuł jest jak najbardziej adekwatny) to wciąż kawał dobrego, klasycznego heavy metalu, którego najważniejszym elementem są niesamowicie nośne riffy i wspaniały wokal Doro Pesch.
Może album nie eksploduje już takimi pomysłami i mocą jak poprzednie płyty, jest nieco łagodniejszy i nastawiony na szerszą publikę, ale wciąż trzyma poziom. Nadal są tu takie petardy jak "World Gone Wild" (najlepszy popis wokalny z całego albumu), singlowy "Hard Times", skrzący się ogniem "Under the Gun" czy krótki zadziorny, aczkolwiek konkretny "I Am What I Am" (ach ten perkusyjny wstęp!). Pewnym minusem, rzecz jasna można to również potraktować jako plus zależnie od odbiorcy, albumu może być spora dawka ballad, lub utworów o takowym zabarwieniu (np. ckliwe "Beyond the Trees" lub kompletnie niepotrzebna miniaturka "Bis Aufs Blut"). Przez to mamy co chwila przeplatające się ze sobą utwory wolniejsze, nastrojowe oraz te kipiące energią, co zakłóca spójność płyty. Za niebyt trafiony pomysł uważam też, rozpoczęcie albumu właśnie balladowym "A Whiter Shade of Pale" z repertuaru Procol Harum. To bardzo dobry kawałek, ale na koniec płyty, lub gdzieś w środku, w żadnym wypadku na początek, odbiera to materiałowi tak ważne pierwsze wrażenie. W przypadku starego dobrego heavy metalu z jakim mamy tu do czynienia powinno to być konkretne mocarne uderzenie, swoiste zaproszenie do dalszego obcowania z tym krążkiem, a byłoby tu z czego wybierać. Mimo tej garści uwag, uważam "Force Majeure" za przednie wydawnictwo i bez wątpienia najlepsze ze wszystkich, które ukazały się później pod szyldem Doro. Album niestety nie odniósł jakiegoś spektakularnego sukcesu i poza obszarem Niemiec przeszedł bez specjalnego echa, to był już 1989 rok i tego typu brzmienia były już nieco w odwrocie, oddając pole bardziej ekstremalnym odmianom metalu. Moim zdaniem zasługiwał na nieco więcej uwagi, ale cóż, nie trafił w swój czas.
Zarówno dyskografia Warlock jak i niniejsza płyta bez wątpienia należą do klasyki niemieckiego metalu i to raczej tego mniej oklepanego, niszowego. Tych, którzy do tej pory nie mieli okazji zapoznać się z wczesnymi dokonaniami Doro i jej zespołu szczerze zachęcam do sięgnięcia po "Force Majeure" oraz wcześniejsze wydawnictwa wydane pod szyldem Warlock. Fani starego, nieprzekombinowanego, hm-owego łojenia nie będą zawiedzeni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz