Jako, że ostatnio uzupełniam sobie dyskografię Warlock to postanowiłem dalej drążyć temat. Tym razem na tapecie trzecia z kolei płyta grupy, czyli "True As Steel".
Czy ten album jest jakiś szczególnie wyjątkowy to nie powiem, następca w postaci "Triumph and Agony" bije go na głowę. Mimo wszystko mamy tu jednak dwa wyjątkowe killery w postaci utworu tytułowego oraz hymnowego "Fight for Rock". Dla tego kawałka warto tą płytkę mieć. Tak poza tym album jest stosunkowo równy i nic innego nie wychodzi przed szereg, typowe, chwytliwe, heavy metalowe granie niemieckiej sceny lat 80-tych, wyróżnieniem jest tu oczywiście głos Doro i spora melodyjność materiału.
Co się tyczy okładki, przyznać trzeba, że to najsłabsze ogniowo tego wydawnictwa. Jest fajne logo zespołu, stalowe tło i, no właśnie, wypalone na środku serduszko. Niby typowo metalowa estetyka, a tu takie wykończenie. Wszystko fajnie, iskry lecą, ale czemu akurat serce, że niby prawdziwe jak stal? Hmm, no może, ale to dopiero po krótkiej refleksji, pierwsza reakcja jest jaka jest.
Teraz kwestia poniższej reedycji, którą ostatnio kupiłem. No jak na wznowienie to jest słabo, wręcz fatalnie, no ale przynajmniej cena bardzo niska, także nie ma co oczekiwać cudów i fajerwerków jak na Sylwestra. Wznowienie jest w 90% odwzorowaniem starego, vertigowskiego wydania tyle, że o gorszej jakości. Na cd mamy nadruk z okładką bez żadnych dodatków, jakoś grafiki jest gorsza (mniej ostra), papier użyty do poligrafii też nie najwyższych lotów. Nie ma też bonusów, niczego do poczytania, ani fotek poza dwiema które były już w pierwszym wydaniu.
Reasumując, materiał mogę polecić każdemu wielbicielowi heavy metalowej klasyki, natomiast od tego wydania radzę trzymać się z daleka, szukajcie starszego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz