Bardzo ciekawie można porównać ten album solowy z dokonaniami w szeregach Bitch. Tam wokalnie było słabiej, a muzyka dawała radę, tak tutaj śpiew Betsy o niebo lepszy, widać w nim spory potencjał, natomiast kuleje warstwa instrumentalna. Kolejną różnicą jest tu brzmienie. Płytka "Betsy" (tak na marginesie, wydana w 1988) jest pod tym względem naprawdę przyzwoita (klarowne, mocne), natomiast to co znam z Bitch nie jest najwyższych lotów i trąci surowizną, która nie specjalnie tam pasuje. Wystąpił między tym wszystkim ciekawy balans.
Zatem czy warto sięgnąć po płytkę "Bitch"? Cóż, zagorzałym fanom klasycznych heavy metalowych brzmień będzie to pasowało, tym bardziej lubiącym scenę amerykańską, a jeszcze bardziej fanom chociażby Hellion. U mnie ten album przeszedł bez echa, nie był jakiś specjalnie dobry, ale i nie ocenię go źle. Jest zwyczajnie średni, przeciętny. Po czasie wrócę do niego tylko ze względu na wokal. Posłuchajcie i sami oceńcie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz