Przyznam się bez bicia, że tak naprawdę Testament wzbudził moje konkretne zainteresowanie i autentycznie mi się spodobał dopiero dzięki najnowszej płycie (dzięki ogromne dla Pana Wojtka i audycji "Bez Granic" w radiowej Trójce). Przez te wszystkie lata ten zespół był u mnie na dalekim marginesie. Swojego czasu przesłuchałem debiut, który kompletnie mi nie podszedł, potem była składanka i tak jakoś mnie specjalnie mnie wciągnęło, no ale cóż, ostatnio zaskok i zmiana diametralna.
Najnowszy album to taki trochę skondensowany dynamit, nie ma tu zapędów balladowych, ani znacząco wolniejszych numerów, rasowa thrashowa jazda od początku do końca. Podoba mi się, że mimo takiego stanu rzeczy utwory, mimo pierwszego wrażenia, nie są do końca zrobione na jedno kopyto (zmiany tępa, różnorodność zagrywek), dzięki czemu płyta się nie nudzi i po tych 40 minutach szczerze ma się ochotę na powtórkę. Już sam otwierający płytę utwór tytułowy o tym świadczy i zapowiada to co będzie działo się dalej, jest też jednym z tych najbardziej jaśniejących punktów płyty. Kolejne petardy to "Pale King", "Centuries of Suffering" oraz mój faworyt "Neptune's Spear" (nie dość, że genialny riff, to jeszcze równie dobra solówka). Pozostałe utwory też sroce spod ogona nie wypadły.
"Brotherhood of the Snake" pokazuje, że zespół zna się na swojej robocie jak mało kto. Album zawiera w sobie dużo świetnych, nośnych riffów przy których nie da się nie pomachać banią, Chuck jest w znakomitej formie wokalnej, a wszystko to okraszone jest miażdżącą pracą sekcji rytmicznej. Do tego brzmienie płyty jest czyste, przestrzenne, nic się nie zlewa, no kawał dobrej, satysfakcjonującej roboty.
Myślę, że ta płytka to rzecz musowa dla wszystkich maniaków thrashu i to bez wyjątku. Nie znajdziecie tu kombinowania, ani silenia się na cokolwiek, Testament zrobił tutaj to co robią najlepiej. Nagrali konkretny, mięsisty i bezpośredni materiał bez stylistycznych niespodzianek czy innych nowatorskich zapędów. I powiem szczerze, że w ich przypadku to nie jest grzech, a wręcz przeciwnie. Jeden z pretendentów do płyty roku? Dla mnie jak najbardziej!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz