Dzisiejszego ranka gdy grzebałem w płytach aby znaleźć coś na dobry początek dnia ku mojemu zdziwieniu znalazłem "Kill'em All". Żyłem w przeświadczeniu, że jakiś czas temu wymieniłem ją na jakiś inny tytuł, a tu niespodzianka. Jako, że najnowszym albumem Mety zachwycony nie jestem postanowiłem oczyścić umysł i odreagować za pomocą "Kill'em All", przypomnieć sobie jak to było gdy ją pierwszy raz usłyszałem mając 14 lat. Daleko jej do mojego ulubionego "Master of Puppets" który wielbić i chwalić będę po wieki wieków, ale ma w sobie sporo autentycznej, młodzieńczej pasji i naiwności, olbrzymie pokłady energii, agresji oraz świeżości (no bądź co bądź była to pierwsza thrashowa płyta jaka ujrzała światło dzienne). Myślę, że materiały takie jak ten nigdy się nie zestarzeją. Surowe brzmienie, tnące riffy, krzykliwe, kipiące furią wokale, to wszystko tutaj jest.
Wydany w 1983 "Kill'em All" był albumem przełomowym. Brytyjski nurt NWOBHM zrodził w Stanach bestię, która rządzić będzie na metalowej scenie przez parę kolejnych lat. Mowa tu nie tylko o Metallice, ale o całym nurcie thrash metalowym. Lars i James natchnieni takimi zespołami jak nie tylko klasyczne Black Sabbath czy Deep Purple, ale także Venom, Motorhead, Tygers of Pan Tang czy ich ulubione Diamond Head, przesunęli muzykę metalową na kolejny pułap- głośniej, ciężej, szybciej! Nie chcę tu analizować po kolei każdego kawałka z płyty bo myślę, że są wam znane aż za dobrze, to taka trochę thrashowa biblia, mało kto nie słyszał takich killerów jak "The Four Horsemen", "Whiplash", wspomniany wcześniej "Seek and Destroy" czy chociażby "Hit the Lights". No klasyka i nie da się o tej płycie powiedzieć nic więcej ponad to co już przez te wszystkie lata zostało powiedziane, a jakakolwiek rekomendacja jest zbyteczna.
"So come on, jump in the fire"!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz