sobota, 12 stycznia 2019

My Infinite Kingdom- Ecstasies Over Dreaming Lady (No Colours Records 1995)

Dziś o nieco zapomnianej już płycie i projekcie naszej sceny BM lat 90-tych. Początków My Infinite Kingdom należy szukać jakoś koło 1993-94 roku kiedy to na próbach North Sirkis oraz Thorn zaczęli nieco dłubać przy klawiszowych brzmieniach, na które nie specjalnie było miejsce w ich macierzystej grupie. Nie chodziło tu już o typową, Black Metalową surowiznę, przede wszystkim o klimat, atmosferę, pewną dozę melancholii. Tak właśnie zrodziła się płyta "Ecstasies Over Dreaming Lady". Album ten łączy w sobie to co w owym czasie reprezentował Mortiis z naleciałościami North oraz takich grup jak chociażby norweskie Helheim czy In the Woods (rzecz jasna chodzi tu o "Heart of the Ages" oraz "Isle of Men") . Dominujące klawiszowe pasaże i melodie podparte były Black Metalową zaprawą i wokalami od chrapliwych skrzeków począwszy za wręcz obłędnym skowycie kończąc. Może daleko temu albumowi do doskonałości i dobrego brzmienia, ale ma niesamowity urok, klimat niosący ze sobą znamię tamtych czasów. W tym właśnie tkwi jego siła i wyjątkowość, i pod takim kątem należy go rozpatrywać. O wyjątkowości "Ecstasies..." świadczy również to, że był to jeden z pierwszych materiałów wydanych przez debiutującą wtedy No Colours Records. My Infinite Kingdom znalazł się w doborowym towarzystwie. W tamtym czasie niemiecka wytwórnia wydała płyty nie tylko naszych Graveland czy Veles, ale również te najbardziej kultowe materiały Dimmu Borgir, Forgotten Woods oraz Falkenbach. Steffen wiedział co dobre.
Reasumując, niniejsza płyta to przede wszystkim ogrom nostalgii i jak przy paru klasykach już wspominałem, kapitalna wycieczka w przeszłość, kiedy nie liczyła się nie wiadomo jaka technika i umiejętności. Chodziło o oddanie muzie, zaangażowanie, tworzenie z pasji, kiedy chęć działania rodziła płyty przepełnione klimatem i autentycznymi emocjami.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz