Przy pierwszym zetknięciu z Master's Hammer od razu pojawiło mi się skojarzenie "taki czeski Kat". Sporo w tym racji, jednak po dłuższym słuchaniu dochodzą do głosu dodatkowe wnioski. Jako, że Kat poszedł w kierunku stricte thrash metalowych rejonów tak Master's Hammer od samego początku zaczął skręcać w kierunku bardziej black thrashowej mieszanki wprowadzając do swojej sztuki elementy ponurej symfoniki, która jeszcze bardziej wpłynęła na ich muzykę (album "The Jilemnice Occultist"). Na Ritual było im trochę bliżej do piłowania w stylu właśnie Kat oraz innych grup z tzw. pierwszej fali black metalu (chociaż był to już 1991 rok).
Debiutancka płyta spotkała się ze sporym odzewem nie tylko w samych Czechach, gdzie sprzedało się kilka tysięcy sztuk tego krążka (byli wtedy jedną z niewielu metalowych grup funkcjonujących w tym kraju). Master's Hammer bardzo spodobał się Euronymousowi, który snuł plany wydania ich materiału w barwach swojej Deathlike Silence. Dzięki niemu i temu co z muzyki Czechów zaadoptowała norweska scena, późniejsze pokolenia mogły poznać to co miał do zaoferowania Master's Hammer.
"Ritual" emanuje surowością i bezpośredniością, ma jednak niepowtarzalny mroczno- mistyczny klimat, z pewnością niepowtarzalny i oryginalny. Nagrany w 1992 "The Jilemnice Occultist" to potwierdził. Był już płytą dojrzałą i podejmującą nowe wyzwania. Nie dość, że sama muzyka stała się bardziej kompleksowa, to jeszcze zespół pokusił się o koncept album. Teksty utworów opowiadają historię młodego okultysty Altramenta, który przybywa do miasteczka Jilemnice po piękną brankę oraz ukryty tam skarb. Pomysł jak najbardziej nietuzinkowy i myślę, że trafiony. Podejrzewam, a nawet jest pewien, że maczała w tym palce inspiracja twórczością Kinga Diamonda.
Jednym słowem Master's Hammer nagrywał i nadal nagrywa sztukę inspirującą i jedyną w swoim rodzaju, myślę, że nie da się pomylić ich z nikim innym. Owe dwa pierwsze albumy stały się jednymi z grona tych najważniejszych dla rozwoju sceny black metalowej lat 90-tych. Z tymi dziełami wypada się zapoznać, uważam je osobiście za ponadczasowe.
Poniżej przedstawiłem wam swoje wydanie obu tych płyt. Jest to tzw. 2 w 1, które Osmose wypuścił w 2001 roku. Jak widać wydane bardzo atrakcyjnie, może bez specjalnej pompy (wkładka 4- stronicowa z odrobiną czegoś do poczytania + teksty, zero dodatkowych fotek), no ale "all in all" solidnie. Jak gdzieś znajdziecie i będziecie rozważali zakup to nie ma co się specjalnie wahać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz