O niektórych płytach czasem ciężko jest pisać długie eseje bo najnormalniej w świecie nie ma takiej potrzeby. Mówią same za siebie. Także prosto z mostu i bez owijania w bawełnę, Kanadyjski Chapel to nic innego jak piekielna wersja Motorhead. Czy to źle? A skąd! Panowie świetnie młócą, z mocą, z energią, co z tego, że poniekąd mało oryginalnie. W niczym to nie przeszkadza, bo słucha się tego wybornie. Czasem to właśnie najprostsze formy dają najlepszy efekt. I tak jest w tym przypadku.
Chapel opiera swoje kompozycje o tematy znane zarówno z wcześniejszego jak i późniejszego repertuaru nieodżałowanego Lemmiego i spółki, dodając do tego pierwiastki z twórczości takich grup jak Blasphemy czy Venom. Gdzie nie gdzie wkradają się wpływy thrashowe co dodaje pewnego smaczku. Jednym słowem to rogaty, cuchnący siarką rock 'n' roll. Brzmienie na płycie jest mięsiste, dynamiczne, tak jak przystało na tego typu grańsko.
Zespół zdaje się podchodzić do wykonywanej przez siebie sztuki z kompletnym luzem, nie rozdrabniając się i nie oglądając na nikogo. Totalny żywioł! Kawałkiem tytułowym, czyli "Satan's Rock 'N' Roll" złożyli hołd załodze Venom bazując na kultowym "Black Metal", wyszło kapitalnie. Ta płyta nie daje pola do jakiś recenzenckich analiz, bo to przede wszystkim wynik radości z grania mający dawać radość ze słuchania, tyle w temacie.
Także jeżeli są wśród was zwolennicy oldschoolowego, nieskomplikowanego grania, które da wam kopa swym ładunkiem energii to śmiało sięgajcie po ten szatański rock 'n' roll, który zaserwował ludzkości Chapel. Nie będziecie zawiedzeni!
Poniżej posiadane przeze mnie, japońskie wydanie tego krążka wydane przez Spiritual Beast.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz