Throneum po raz kolejny otwiera wrota chaosu, które poprzedza ostra woń siarki. Ten zespół nigdy nie kłaniał się żadnym modom, nie kombinował tylko łoił równo w swoim wypracowanym death/ black metalowym stylu. Tym razem jednak uraczył nas czymś w pewnym sensie odmiennym. Na niniejszy mini album składają się cztery kompozycje zatytułowane kolejno Metamorphose I, II, III oraz IV. To konkretne surowe granie bez jakichkolwiek kompromisów. Teksty bazują na fragmentach "Metamorfoz" Owidiusza, stąd takie właśnie tytuły. Całość jest stylistycznie mocno spójna i tak naprawdę każda metamorfoza to ta sama jazda wśród mroku i ogni piekielnych. Słychać, że jest to kawał dobrego oldschoolowego grania, jednakże produkcyjnie niestety ta epka leży. Wokale znikają gdzieś w tle, a mocno obskurnie brzmiąca perkusja wysunięta jest na pierwszy plan. Coś tu niestety nie wyszło, aczkolwiek nie przeczę, że komuś może taki zabieg przypaść do gustu. No mnie, przykro mi, nie przekonał i wręcz przeszkadza w odbiorze tego materiału.
Throneum to już weterani naszej sceny i mogą poszczycić się naprawdę zacnym dorobkiem, lecz tym razem odnoszę wrażenie, że coś nie wypaliło. Gdyby nie ta produkcja to mógłby to być naprawdę kawał solidnego, bezkompromisowego death/ black metalu, a tak pozostaje pewne rozczarowanie i niedosyt. Fani Throneum z pewnością zapoznali się z tym materiałem, co się tyczy reszty, ten kto jeszcze nie słyszał niech sam zadecyduje. Mi, pomimo ogromnego szacunku to tej grupy, produkcja kompletnie zdewastowała odsłuch przez co nie mogę wyrazić pozytywnej opinii, a uwierzcie, że bardzo bym chciał bo te kompozycje na to zasługują.
Tak na marginesie, i na plus, fajnie wydana ta epka. Pamiętam jak kiedyś kupowałem single Iron Maiden wydane na cd w podobny sposób. Prosta forma, ale zawsze dobrze się prezentuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz