Z racji tego, że dziś ma premierę krążek "Lucifer II" pozwolę sobie przypomnieć jego poprzednika, debiutancki "Lucifer I", który ukazał się trzy lata temu. Nie mam pojęcia dlaczego do tej pory nie napisałem szerzej o tym zespole, ich płycie, a przyznać muszę, że jest jednym z moich absolutnych faworytów jeżeli chodzi o obecną scenę z pogranicza rocka i metalu.
Wiadomym jest ilu mamy ślepych odtwórców i kopistów z dziedziny tzw. retro rocka. Jeden na drugim trzeciego pogania. Mamy masę bezczelnej zrzynki i istną rewię mody z lat 70tych, czasem kompletnie wyzutą z jakichkolwiek znamion oryginalności. Lucifer od samego początku trzyma się od tego tłumu z daleka. Mimo tworzenia muzyki bardzo silnie zakorzenionej w brzmieniach lat 70tych i 80tych, idzie prężnie swoją własną ścieżką redefiniując tą mroczniejszą stronę rockowej muzyki nadając jej ogromu świeżości i dokładając kolejną cegiełkę do rozwoju stylu, co na dany moment wręcz graniczy z cudem. Na krążku "Lucifer I" ścierają się ze sobą trzy potężne siły wiedzione przez niesamowity wokal Johanny Sadonis- mocny, przeszywający, a jednocześnie aksamitny w tej swojej sile. W ciągu tych 43 minut trwania płyty słyszymy sporo inspiracji pierwszą, trzecią oraz czwartą płytą Black Sabbath (chodzi mi tu o ciężar i wyraźnie odznaczającą się sekcję rytmiczną), wczesnymi dokonaniami Pentagram (zwłaszcza "Relentless"), chwytliwością i rockową energią "Sad Wings of Destiny" oraz "Sin After Sin" Judas Priest oraz mrokiem i riffami, które swoją strukturą puszczają czasem oko do tych znanych z pierwszych dzieł Mercyful Fate. Do tego pojawiające się gdzie nie gdzie nieco maidenowskie solówki. Połączenie bardziej niż dobre, sami przyznajcie. Do tego dochodzi klimat jakim charakteryzowały się te wszystkie płyty, klimat który zespół podkręca jeszcze bardziej, głównie dzięki głosowi i charyzmie swojej wokalistki. Posłuchajcie sobie takich kawałków jak "Abrakadabra", "Purple Pyramid", "Morning Star" czy "Total Eclipse" (ach to przyspieszenie w środku, odlot totalny!) i wszystko będzie jasne. To jest ewidentnie jeden z najlepszych debiutów jakie w życiu słyszałem i z całą stanowczością zalecam sięgnięcie po tę płytę, a potem po jej następczynię, która właśnie wychodzi na światło dzienne. Takie zespoły jak Lucifer BUDUJĄ scenę i mają szansę wyraźnie zapisać się na kartach jej historii. Takich zespołów chce się słuchać i takich nigdy nie jest dość.
https://www.facebook.com/luciferofficial/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz