Mój ulubiony album Blind Guardian, od zawsze na zawsze! Płyta, która zdefiniowała ich styl, pozwoliła się wybić i przerosła swoje dwie poprzedniczki i to o niemal przysłowiowe lata świetlne. Album kipi od energii, pomysłów, miejscami niemal queenowskich aranżacji (co już konkretnie da o sobie znać na "Somewhere Far Bayond") i nietuzinkowej atmosfery. Co ciekawe, utwory na album powstawały podczas tzw. jam sessions, one po prostu samoistnie rodziły się z pasji ich zaangażowania w granie. Jak na czas w którym ukazał się "Tales from the Twilight World" nie znajduję zespołu w podobnych klimatach, który stworzyłby tak natchniony i świdrujący mózgownicę materiał. Miesza się tu zarówno Power i Thrash metal, jak i elementy klasycznego Heavy oraz odrobiny Metalu Progresywnego. No i te solówki, Andre i Marcusa po prostu wymiatają aż drzazgi lecą! Całość podpiera mocarna perkusja Thomasa, a wieńczy charakterystyczny, silny wokal Hansiego. Nie tak znowu wiele jest zespołów w których zaistniał tak zgrany i świetnie uzupełniający się skład, była chemia.
Na albumie znalazło się sporo klasyków, które zespół od tamtego czasu niemal zawsze grywa na swoich koncertach. Mamy tu otwierający płytę "Traveller in Time", kultowy "Welcome to Dying", pierwsza klasyczna ballada w repertuarze grupy "Lord of the Rings" (za każdym razem wzbudza te same nostalgiczne emocje, ech...) oraz "Lost in the Twilight Hall" z gościnnym udziałem Kai Hansena (ex Helloween, Gamma Ray). Warto też zwrócić uwagę na tu i ówdzie flirtujący swoimi galopadami z konkretnym Speed Metalem "Tommyknockers". Także pojawia nam się tu kolejny rodzaj metalowej sztuki, której elementów możemy doszukać się na "Tales from the Twilight World". To wszystko świadczy o wielkości tego dzieła, a może przede wszystkim jego bogactwa brzmieniowego. Dla samego zespołu jest równie ważne i znaczy koniec pewnego okresu działalności, a początek nowego. Muzycznie był to niesamowity krok naprzód. Wydanie albumu zwieńczyła trasa razem z Iced Earth, którzy w tamtym momencie debiutowali wydając swój pierwszy długograj. Warto też wspomnieć, tak już na marginesie, że jest to pierwsza płyta z okładką autorstwa Andreasa Marschalla, którego dzieła będą przez dłuższy czas wieńczyły krążki Blind Guardian i które, poniekąd staną się jednym ze znaków rozpoznawczych zespołu. Na koniec powiem tylko jedno, niemiecka scena metalowa może być dumna z takich dzieł, a nawet powinna!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz