Ostatnio troszkę szerzej eksploruję sobie temat swojego ulubionego Szwedzkiego Death Metalu i dzięki znajomemu sprzedawcy natknąłem się na Demiurg. Co prawda zespół już nie istnieje, ale zdążył poczęstować scenę trzema pełnymi albumami. Dziś mowa o trzecim, a za razem ostatnim z nich- "Slakthus Gamleby". Płytę przygarnąłem niemal w ciemno, bo po przesłuchaniu tylko utworu ją otwierającego. Starczyło. Na płytce znalazłem dokładnie to czego szukałem i porwało mnie od pierwszych dźwięków. Demiurg kapitalnie połączył brzmienia i patenty obecne w muzyce takich klasyków metalu śmierci (w większości właśnie tych bardziej melodyjnych) jak At the Gates, Amon Amarth, Unleashed czy Dismember, a także Nocturnus/ Amorphis (tutaj chodzi wyłącznie o oszczędne, acz nie dające o sobie zapomnieć partie klawiszowe), a w wolniejszych momentach materiału chociażby Dark Tranquillity czy też Edge of Sanity. Pracuje to wszystko pięknie, a brzmi jeszcze lepiej. W sumie nie ma co się dziwić skoro za projektem stoi Dan Swano odpowiedzialny tu za główne partie gitar i właśnie klawisze. Smaczku dodają również okazyjne żeńskie wokale w wykonaniu Marjan Welman. Płytę można podać za przykład albumu totalnie szwedzkiego, to przekrój tamtejszego Death Metalu podany w formie jednej płyty. Są galopady, jest ta charakterystyczna, jak na to granie, przebojowość, nuta melodyjności, ciężar, mocarne zwolnienia oraz znakomity growl w wykonaniu Roggi Johanssona. Niby wszystkie elementy zna się już z wielu innych płyt, ale poskładać to w jedną spójną całość w taki sposób jak zrobił to Demiurg i tchnąć w to energię i pasję to jednak jest sztuka, sztuka, którą warto zauważyć i docenić. No i ta okładka. Już po niej widać z jak esencjonalnym dziełem mamy do czynienia. Ktoś kto równie mocno jak ja wielbi przede wszystkim szwedzką odmianę Death Metalu, pochłonie ten album z marszu i nie ma opcji, że nie będzie do niego wracał. Płyta ewidentnie warta polecania i znacznie większej uwagi niż została swego czasu jej poświęcona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz