niedziela, 8 lipca 2018

Ghost- Prequelle (Loma Vista/ Spinefarm Records 2018)

Długo zastanawiałem się czy zrecenzować tę płytę, czy poświęcić jej tu nieco miejsca. Głównie ze względu na to jak mocno podzielone są opinie na temat Ghost pośród entuzjastów metalowego i rockowego grania. Ale, że stosunek do malkontenctwa, hejtu itd. mam takie, że po prostu gwiżdżę na to, a na gówniarskie i mało konstruktywne opinie mam mocno wywalone, także stwierdziłem ostatecznie, że to zrobię. Tym bardziej, że uważam, uwaga, że to najlepszy jak dotąd album tej szwedzkiej grupy.
Na początek, jest to pierwszy album koncepcyjny Ghost, który spuszcza nieco z tonu w kwestii diabelskich, bluźnierczych elementów na rzecz tematyki śmierci, ulotności życia, którą to osadzili w klimacie plagi Czarnej Śmierci siejącej spustoszenie w średniowiecznej Europie. Naprawdę trafiony pomysł świetnie wpasowujący się w estetykę zespołu. To kolejny krok naprzód w twórczości, a nie powielanie tego co już dobrze znamy. Kolejna sprawa to sama muzyka zawarta na płycie. Chyba to najłagodniejszy album grupy, ma w sobie bardzo wiele z tej delikatnej, bardzo melodyjnej strony rocka zahaczającej nawet o akcenty popowe. Ale tak naprawdę, po dłuższym czasie z nim spędzonym, objawia się jako bardzo kompleksowy materiał, nie tylko muzycznie, ale i zawartością emocji w nim zaklętych. Jak na Ghost przystało mamy tu garść hitów ("Rats", "Danse Macabre", "Witch Image"), nieco ciężaru  rodem z "Meliora"- "Faith" (swoją drogą jest to jedna z najcięższych kompozycji w dorobku zespołu) oraz cały zestaw bujających, powiedziałbym romantycznych kompozycji. lekko epickich w swym wyrazie w postaci "See the Light", "Pro Memoria" i "Life Eternal" będących również tekstowym sercem płyty. Na krążek zostały też wrzucone dwa utwory instrumentalne "Miasma" oraz "Helvetesfonster". Ten pierwszy to muszę przyznać majstersztyk w kwestii chwytliwości i budowania napięcia. Ma fajny, rozpędzający się z czasem motyw, który kończy się kapitalną partią gitar i saksofonu. Co do drugiego, to w sumie, jak dla mnie rzecz jasna, mogłoby go tu nie być. Jest jakiś mało porywający i jako jedyny z całego zestawu kompozycji z "Preuelle" jakoś nie zostaje mi w pamięci. Nie mówię, że jest totalnie zbędny, ale jakoś tak blado wypada na tle reszty. Może z czasem go załapię, ale teraz jest mi zupełnie obojętny.
Nie da się ukryć, że nagranie takiej płyty było ze strony Ghost dosyć odważnym krokiem, przełamali pewną barierę, zrobili kolejny krok w swojej twórczości. Poprzez pozornie lekko strawne brzmienia i struktury, bardzo przystępną formę stworzyli materiał na którym zawarli wszystkie cechy charakteryzujące ich muzykę. Udowodnili jak przez z pozoru łagodne granie można przekazać dosyć posępne emocje, takie drugie, szydercze dno.
Nigdy nie byłem wielkim fanem Ghost i nie poświęcałem ich graniu sporej ilości czasu. Jak do tej pory moim faworytem był "Infestissumam". Do "Prequelle" podchodziłem sceptycznie i na początku mi nie weszła, nie bardzo wiedziałem z czym to jeść. Ale po niedługim czasie łyknąłem ją bez popity, a co więcej zdetronizowała wcześniej wspomnianą. Dla tych którzy nie zamykają się w jednym typie grania, czy generalnie muzyki, lubią poszperać w innych stylach, poszerzać swoje horyzonty, ten album jest jak najbardziej godny polecenia. To już nie tylko rock, bo o metalu raczej nie da się w tej kwestii mówić, ale po prostu kawał dobrej, wartościowej muzyki.
P.S. Okładka mistrzostwo! Zbyszek Bielak rządzi niepodzielnie po wsze czasy! W wersji winylowej wygląda jeszcze bardziej imponująco i przede wszystkim w tym formacie należy ją podziwiać.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz