piątek, 20 lipca 2018

Amorphis- Tales from the Thousand Lakes (Relapse Records/ Irond 1994/2007)

Jedna z najlepszych płyt metalowych lat 90-tych i najwybitniejsze dzieło Amorphis, moim zdaniem niezaprzeczalnie. Niewiele jest płyt, nie tylko w dorobku Amorphis, ale generalnie, które miałyby w sobie tak niezmierzone pokłady magii i klimatu, finezji i kunsztu kompozytorskiego, tak misternie łączyły w sobie melodyjność i ciężar. "Tales from the Thousand Lakes" zawiera bardzo wiele różnych wpływów, w swoim czasie można powiedzieć, iż był nowatorski. Podłożem albumu jest synteza Death i Doom metalu, do której dorzucono bardzo dużo melodyjności poprzez klawisze oraz różnorodności dzięki użyciu w kompozycjach zarówno tradycyjnego, death metalowego growlu oraz czystych wokali. Kolejna sprawa to koncepcyjność całości. Płyta w warstwie tekstowej inspirowana jest "Kalevalą", fińskim eposem narodowym (zawierającym również pieśni i legendy z terenów Estonii i Karelii). Dzięki temu zyskała niebagatelne, bogate liryki, ale również, i tu ponownie wracamy do kwestii muzycznej, pewien folkowy pierwiastek, który wyraźnie słychać w melodiach zawartych na materiale. Cały zespół odwalił tu kawał niesamowitej roboty i w pełni ukazał scenie swój potencjał i talent, tworząc dzieło jedyne w swoim rodzaju. Co więcej, w żadnym momencie trwania "Tales from the Thousand Lakes" nie jedzie nudą, jednostajnością, czy też tendencyjnością. Każdy jeden utwór niesie ze sobą inne emocje, prezentuje różne rozwiązania i inspiracje, zaczynając od niesamowicie nostalgicznego i tęsknego, klawiszowego wstępu "Thousand Lakes" (w pełnej krasie oddaje klimat całości), poprzez tajemniczy, romantyczny, a za razem ciężki "Black Winter Day", momentami niemal heavy metalowy, rozpędzony "Drowned Maid", po "Magic and Mayhem" z szaleńczymi, futurystycznymi partiami klawiszy i mocarnym riffem w środku jakby żywcem wyrwanym z twórczości Dismember. Płyta jest naprawdę bogata i ambitna, można się w niej doszukiwać o wiele większej ilości różnych smaczków oraz odniesień, a te wymienione przeze mnie to tylko niektóre z całej ich palety.
Cóż można rzec na koniec ponad to co zostało już powiedziane? Swojego czasu, a i nadal jest to praktykowane, tworzone były listy albumów, które trzeba usłyszeć przed śmiercią. "Tales from the Thousand Lakes" z pewnością można do nich zaliczyć i usadowić gdzieś w wyższych partiach rzeczonej listy. Takie materiały udowadniają jak wiele może mieć do zaoferowania metalowa sztuka i jak na wielu płaszczyznach kompozycyjnych może się poruszać, z jak wielu źródeł czerpać inspirację. Ten album to jedna z wizytówek fińskiej sceny i jedna z najlepszych płyt metalowych jakie ukazały się w w historii tego gatunku. Tak, śmiało można tak powiedzieć.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz