Po czterech latach przerwy na pole bitwy wraca jeden z czołowych obecnie reprezentantów naszego rodzimego heavy metalu. I cóż to jest za powrót! Z hukiem, przytupem i pompą, Crystal Viper nie bierze jeńców! Znając cały poprzedni dorobek grupy z ręką na sercu mogę powiedzieć, że to najlepszy materiał jaki do tej pory nagrali, przeszli samych siebie. W takim stylu wraca się do gry! Na "Queen of the Witches" widać ogrom włożonej pracy, sporo nowych, ciekawych pomysłów, różnorodności (wciąż zachowując swój własny oryginalny styl oraz brzmienie) i przede wszystkim autentyczną pasję i radość z grania, totalne oddanie wykonywanej sztuce! A to jest przecież w tym wszystkim najważniejsze i to powinno cenić się najwyżej!
Album otwiera najbardziej zadziorna i najcięższa kompozycja na płycie "The Witch is Back" (Istotnie! I ten krzyk Marty na samym początku, jest moc!), miejscami niemal thrashowa, co w przypadku Crystal Viper nie lada zaskoczenie, ale rzecz jasna bardzo miłe, pomysł na taki utwór jak najbardziej się sprawdził i otworzył wrota albumu mocarnym kopem. Potem mamy "I Fear No Evil", który wraz z zamykającym płytę coverem "See You in Hell" jest ewidentnym hołdem dla, rzecz jasna Grim Reaper, ale także całego nurtu NWOBHM. Zespół nie byłby sobą gdyby nie zaserwował nam jakiś klimatycznych ballad, a tutaj mamy ich aż trzy. Nastrojowe "Trapped Behind" oraz "We Will Make It Last Forever" zaśpiewany z gościnnym udziałem wokalisty Saracen Steve'a Bettney'a oraz cięższe "When the Sun Goes Down" z moim zdaniem jedną z najlepszych linii wokalnych Marty w całym dorobku zespołu. Pozostała część rozkładu jazdy to już same skondensowane dynamity. "Do or Die" to delikatne puszczanie oka w kierunku Running Wild, notabene bardzo udana inspiracja ową klasyką niemieckiego heavy metalu, no i jeszcze gościnny udział Rossa The Bossa. "Burn my Fire" to kawałek iście maidenowski z naprawdę fajne odegranymi solowymi partiami gitar (Żelazna Dziewica byłaby rada!), natomiast "Flames and Blood" (z udziałem Mantasa z Venom) to poniekąd nawiązanie do amerykańskiego speed metalu znanego z twórczości takich grup jak chociażby Exciter. "Rise of the Witch King" natomiast odsyła nas do pierwszych dźwięków płyty. Jest to także kawał solidnego, heavy metalowego łojenia, odrobinę bardziej melodyjnego niż to reprezentowane przez "The Witch is Back", ale wciąż z tym samym pazurem.
Reasumując, Crystal Viper zaserwował nam album, moim zdaniem, bez słabego punktu (no chyba, że ktoś nie jest zwolennikiem ballad, to może mieć jakiś drobne "ale"). W zespół wstąpiła nowa energia i siła, zaiste narodzili się na nowo! Walić cały ten hejt, który się na nich niesłusznie wylewa (chyba ludzie nie mają co robić, naprawdę), życzę im kolejnych tak świetnych płyt i jak najbardziej zasłużonego sukcesu, bo słusznie im się należy! Płyta na bank załapie się do mojego osobistego zestawienia najlepszych krążków 2017 roku, już to wiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz