Wydany w 1987 roku „Into the Pandemonium” jest płytą bardzo zróżnicowaną, która jednocześnie może zachęcać swoją „innością” i bogactwem lub wręcz przeciwnie, odstręczać za odstępstwo od poprzednio obranej drogi. Mamy tu utwory będące mieszanką Hard Rocka i Thrashu, jak na przykład „I Won't Dance” czy otwierający album „Mexican Radio” z repertuaru Wall of Voodoo, trochę typowo celtic frostowych klimatów z poprzednich płyt („Inner Sanctum” czy świetny „Babylon Fell”) oraz sporo symfoniczno-elektronicznych wycieczek z budzącymi mieszane uczucia „One in Their Pride” oraz „Tristesses de la Luna” (metalowych brzmień brak!) na czele. To po prostu istna kopalnia różności!
„Into the Pandemonium” była płytą, która (w
czasie, gdy się ukazała) była dziełem pionierskim, przetarciem pewnych szlaków.
Wtedy jeszcze nikt nie łączył z muzyką metalową elementów symfonicznych, żaden
zespół nie zatrudniał orkiestry do pracy przy albumie (w '88. zrobił to
Manowar). Było to niewątpliwie ryzykowne, acz ambitne przedsięwzięcie. Noise
Records nie było zadowolone z planów zespołu i nie obyło się bez poważnych
spięć, no ale nic to specjalnie nie zmieniło.
Z pewnością niniejszy album miał spory wpływ na wiele zespołów, chociażby takich jak japoński Sigh, który elementy zawarte na "Into the Pandemonium" przerzucił na szerszy grunt, wyeksploatował w taki sposób, że z ozdobnika, dodatku stały się stałym, ważnym elementem kompozycji.
Z pewnością niniejszy album miał spory wpływ na wiele zespołów, chociażby takich jak japoński Sigh, który elementy zawarte na "Into the Pandemonium" przerzucił na szerszy grunt, wyeksploatował w taki sposób, że z ozdobnika, dodatku stały się stałym, ważnym elementem kompozycji.
Na
kilka słów zasługuje również okładka płyty, która także odbiegała od uprzednio obranej estetyki i konceptów. Zdobi ją część dzieła Hieronima Boscha
(a konkretnie ta odzwierciedlająca jego wizję piekła), holenderskiego
szesnastowiecznego malarza, pt. „Ogród Rozkoszy Ziemskich”. Gdy spojrzycie w
prawy górny róg obrazu, to zobaczycie część użytą na „Into the Pandemonium”. Po
raz pierwszy nie było to nic typowo bluźnierczego czy tak bezsprzecznie
diabelskiego, jak miało to miejsce na poprzednich albumach i w Hellhammer.
Przyznam, że „Into the Pandemonium” stało się po czasie moim ulubionym materiałem w dorobku Celtic Frost; co jakiś czas mam ochotę ponownie go zgłębiać i poznawać. Tego typu płyty z czasem bardzo zyskują; okazuje się jak ważna była i jest ich rola, są dziełami, którym zawsze należy się ogromny szacunek. Czy polecam? Jak najbardziej! Dla tych, którzy owego albumu jeszcze nie znają (no nie wiem, czy znajdą się takie osoby, ale możliwe, że tak) może wydać się wymagający, trochę nieprzystępny, ale ma naprawdę wiele do zaoferowania.
Przyznam, że „Into the Pandemonium” stało się po czasie moim ulubionym materiałem w dorobku Celtic Frost; co jakiś czas mam ochotę ponownie go zgłębiać i poznawać. Tego typu płyty z czasem bardzo zyskują; okazuje się jak ważna była i jest ich rola, są dziełami, którym zawsze należy się ogromny szacunek. Czy polecam? Jak najbardziej! Dla tych, którzy owego albumu jeszcze nie znają (no nie wiem, czy znajdą się takie osoby, ale możliwe, że tak) może wydać się wymagający, trochę nieprzystępny, ale ma naprawdę wiele do zaoferowania.
Poniżej przedstawiłem kapitalnie przygotowaną przez Noise/BMG reedycję tegoż albumu, jaka ukazała się w 2017 roku. Poza samym albumem dostajemy solidny digibook z obszerną książeczką zawierającą liner notes oraz sporo niepublikowanych wcześniej fotografii. Z dotychczasowych edycji na CD tę uważam za najlepiej wydaną.
Strange, for its time, and very experimental, but intriguing album. Certainly the fans of the group after the albums "Morbid Tales" and "To Mega Therion" did not expect to hear such a thing. It was a kind of revolution! Nevertheless, this proves that Celtic Frost was not afraid to try new things, new solutions, generally speaking musical explorations. After the considerable success of "To Mega Therion" and the tours accompanying the promotion of this material, one could expect they would stay on this road, but it didn't happen. Tom and Martin had other plans.
Released in 1987, "Into the Pandaemonium" is a very diverse album, which at the same time can encourage with its "otherness" and richness, or on the contrary, discourage because of the departure from the previously chosen path. Here we have songs that are a mixture of Hard Rock and Thrash, such as "I Won't Dance" or the opening "Mexican Radio" from the repertoire of Wall of Voodoo, some typical Celtic Frost stuff from previous albums ("Inner Sanctum" or the great "Babylon Fell") and a lot of symphonic-electronic attempts with "One in Their Pride" and "Tristesses de la Luna" (no metal sounds at all!) at the forefront. It's just a real mine of variety!
"Into the Pandaemonium" was an album that (at the time it was released) was a pioneering work, pathing the way for certain concepts. At that time, nobody combined symphonic elements with metal music, no band employed an orchestra to work on the album (Manowar did in the '88). It was undoubtedly a risky but ambitious undertaking. Noise Records was not satisfied with the band's plans and it was not without serious tensions, but it didn't change that much.
Certainly, this album had a significant impact on many bands, such as the Japanese Sigh. They threw the elements contained on "Into the Pandemonium" onto a broader ground, exploited it in such a way that those additions became a permanent, important element of the compositions.
The cover of the album also deserves a few words, as it also differed from the previously chosen aesthetics and concepts. It is decorated with a part of the work of Hieronimous Bosch (specifically the one reflecting his vision of hell), a Dutch sixteenth-century painter, entitled "Garden of Earthly Delights". When you look at the upper right corner of the image, you will see the part used on "Into the Pandaemonium". For the first time, it was nothing typically blasphemous or unquestionably devilish, as it was on previous albums and in Hellhammer.
I admit that "Into the Pandaemonium", after a while, became my favorite material among the achievements of Celtic Frost; from time to time I want to rediscover and explore it again. These type of records gain a lot over time; it turns out that their role was and is important, they are works that always deserve enormous respect. Do I recommend it? Of course! For those who do not know this album yet (I don't know if there will be such people, but it is possible) it may seem demanding, a bit inaccessible, but it really has a lot to offer.
Below I present a really great reissue of this album prepared by Noise/BMG, which was released in 2017. In addition to the album itself, we get a solid digibook with an extensive booklet containing liner notes and a lot of previously unpublished photographs. I consider this edition to be the best one from the ones already issued on CD.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz