Kolejny klasyczny album ze słynnego Grieghallen i drugi mój ulubiony jeżeli chodzi o Gorgoroth (wraz z "Under the Sign of Hell"). Niepowtarzalna muzyka, klimat, no i zajadłe wokale Hata (te jego skrzeki i wrzaski są nie do podrobienia) zawarte na tym półgodzinnym krążku to kanon Norweskiego Black Metalu. Tego co Infernus i spółka wyczarowali na tej płytce chyba już nikt inny nie powtórzył. Materiał na "Pentagram" łączył cechy starego Bathory oraz wczesnego Celtic Frost (mam tu na myśli "Morbid Tales") z tym wszystkim co do Black Metalu wniosła norweska szkoła tego grania. To perfekcyjny przykład na łączenie szlachetnych wzorców z nowym podejściem. Nawet samo brzmienie tej płyty jest niepowtarzalne.
W tamtym czasie poza Infernusem i Hatem załogę Gorgoroth tworzyli Samoth (którego Infernus poznał podczas jednej ze swoich sporadycznych wizyt w Oslo) oraz Goatpervertor. Ten ostatnio opuścił grupę zaraz po nagraniu "Pentagram", zastąpiony przez Frosta z Satyricon. I tu pojawia się taka drobna ciekawostka. Jak dobrze wiemy, pierwsze wydanie płyty ukazało się z ramienia francuskiej Embassy Productions w 1994. Zanim jednak zespół podpisał kontrakt na wydanie płyty chciał ich do siebie przygarnąć Satyr (do swojej mającej wtedy dopiero rok Moonfog Productions), Infernus jednak odmówił.
Nie ma co ukrywać, że tym krążkiem Gorgoroth zasłynął na Black Metalowej scenie lat 90-tych i do tej pory płyta ta traktowana jest z ogromnym szacunkiem i sentymentem, który uważam słusznie się jej należy. Do tego materiału zwolennicy tematu wracają regularnie. Jest to jeden z tych albumów które zbudowały norweską scenę i ukształtowały jej brzmienie i estetykę. Płyta absolutnie kultowa i rzekłbym ponadczasowa!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz