Dziś pozwoliłem sobie odjechać w trochę inne muzyczne rejony. Recenzja jak i sama płyta dosyć wyjątkowa, bo nie do końca z metalem związana. Zdobyłem się na kilka słów refleksji odnośnie Ols, ze względu na nietuzinkowość i klimat tego materiału, a i wziąłem pod uwagę fakt, że już od wielu lat muzyka folkowa ma kilka wspólnych mianowników z metalem i oba gatunki już wielokrotnie były ze sobą łączone. W tym momencie mniejsza o to czy z mniejszym czy większym skutkiem.
Na Ols wpadłem przez czysty przypadek odświeżając sobie nieco temat muzyki folkowej pobudzony przez odsłuch debiutanckiego krążka Letenicy. Ols porusza się po bardziej mrocznej, transowej, nostalgicznej, wręcz refleksyjnej stronie folku. Utwory na debiutanckiej płycie utrzymane są dokładnie we wspomnianej stylistyce i klimacie, co może sprawić, że odbiór takiej formy tej muzyki może nie być w tym samym stopniu przyswajalny (i raczej nie jest), co ten bardziej utarty, melodyjny i chwytliwy jej wizerunek, który spotyka się najczęściej. Można jeszcze pokusić się o stwierdzenie iż kompozycje Ols, korespondują nieco z szamańskim, rytualnym obszarem tej sztuki, co nadaje kompozycjom pewnego mistycznego charakteru i aury (swoje trzy grosze dodają także niebanalne teksty). Najważniejszą cechą płyty, jak i znakiem rozpoznawczym Ols, są wielowarstwowe wokale, na które położony jest szczególny nacisk. Są kompleksowe, o różnej skali i bardzo oryginalnej, delikatnej barwie. Zarówno one jak i cała warstwa instrumentalna jest dziełem tylko jednej osoby (wyjątkiem są gościnne partie gitar w utworze "Woda", które nagrał Zagreus z zespołu Jarun). Ze względu na to należy się tutaj szacunek, zarówno za talent jak i ogrom pracy. Wracając do samej muzyki, jednym słowem takie klimaty trzeba lubić i trzeba być w odpowiednim nastroju do ich słuchania, wtedy właśnie ta płyta ma szansę w pełni odkryć to co ma do zaoferowania i zarazić swoją magią. Jako przedsmak całości, polecam posłuchać sobie takich utworów jak "Drzewa" (mój numer jeden z całego rozkładu jazdy) czy "Krew na Mchu", w którym zawarte jest fajne przyspieszenie stające odrobinę w kontraście do głównego, melancholijnego nurtu albumu. I jeszcze jedno, warto wyróżnić nagrane tu covery utworów z repertuaru Katatonii i Agalloch. Gdyby nie język angielski, można by pomyśleć, że to autorskie kawałki Ols, tak misternie zostały wplecione w stylistykę projektu. Podsumowując, tym którzy lubią sobie czasem uciec w folkowe klimaty, i bynajmniej nie mam tu na myśli skocznej przytupanki, jak najbardziej polecam, jest czego posłuchać i w czym się zatracić.
https://www.facebook.com/Olsproject/
https://olsproject.bandcamp.com/releases
https://www.youtube.com/channel/UCCVEuWTByrl_O8GhEtocAyg
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz