Dwa arcypotężne materiały dwóch hord, które w latach 90-tych stanowiły trzon naszej sceny Death i Black Metalu. EP "And the Forests Dream Eternally, nagrany w lipcu 1994 (a wydany rok później przez włoską Entropy) w gdyńskim Warrior Studio (w ciągu dwóch dni) jest dla wielu fanów najlepszym z materiałów "starego" Behemoth, a i zespół bardzo go ceni. Sam Nergal przyznał, że to najważniejszy materiał jaki nagrał z Baalem, swoiste podsumowanie pierwszego etapu w historii zespołu. Na ów materiał składa się pięć kompozycji. Jest tu min. poniewierający swą agresją i atmosferą "Transylvanian Forest", klimatyczny i ponury "Moonspell Rites" (notabene, pierwotnie, taki właśnie tytuł miał nosić niniejszy EP), "Pure Evil and Hate" (z początku wiele osób uważało go za cover jakiegoś mało znanego kawałka Bathory), który był chęcią złożenia hołdu wczesnym dokonaniom Quorthona, czy "Forgotten Empire of Dark Witchcraft"- nagrany przez Nergala samodzielnie od początku do końca, będący podobno eksperymentalną kompozycją. Mimo tego, że był to chwilowo dosyć ciężki okres dla zespołu spowodowany problemami ze składem jak i wewnątrz grupy, zrodziły się nagrania o dosyć niepowtarzalnym brzmieniu, surowym, prymitywnym, ale oddziałującym przede wszystkim na obszar klimatu "And the Forests Dream Eternally". Dosyć zaskakując historię ma też okładka Epki, a może wręcz do bólu prozaiczną. Zdjęcie lasu najzwyczajniej w świecie wzięte zostało z jakiegoś atlasu lasów polskich, wkomponowane w dodatkowe elementy i ot cała filozofia. Na podsumowanie pozwolę sobie przytoczyć słowa mojego przyjaciela Thorn'a (ex North, Neasit)- "Ten materiał idealnie odzwierciedla klimat najlepszych lat w krajowym Black Metalu!". Nic dodać, nic ująć!
Teraz pora na część splitu należącą do Damantion. "Forbidden Spaces" (1994) to drugie demo tej pomorskiej hordy prowadzonej przez Lesa i Barta. Cholera, jak mi tej grupy brakuje na naszej scenie. Niby doszły mnie pogłoski jakoby wznowili w ostatnich latach działalność, ale póki co cisza w temacie. "Forbidden Spaces" to, podobnie jak to się ma w przypadku "Reborn...", kwintesencja sztuki Damnation. Piekielna Death Metalowa łaźnia dopełniona świetnymi, złowieszczymi klawiszowymi intrami i outrami (chociażby to ponad 5-minutowe, wieńczące demo), które niesamowicie budują atmosferę dema, bardzo niepokojącą, niczym ze starych filmów grozy. Pomimo swojej surowości, szorstkości brzmienia ten materiał ma w sobie coś niezwykłego i wciągającego. Nie jest to podręcznikowy Metal Śmierci, a coś znacznie więcej. Niby to tylko cztery kompozycje, a geniusz i diabelska aura jaka się nad nim unosi jest nie do opisania i nie do powtórzenia. No i te riffy urywające łeb. Chyba tylko na naszej scenie napierdalało się w tak natchniony sposób. To niezaprzeczalnie jeden z najlepszych materiałów jakie wydało na świat Damnation.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz