piątek, 24 marca 2017

Dark Funeral- Diabolis Interium (No Fashion/ House of Kicks 2001)

Jak dla mnie Dark Funeral nigdy nie nagrał słabej płyty, zawsze tworzyli krążki naprawdę solidne. Zaliczam ich do tych zespołów, które od początku do końca są wierne i konsekwentne w stosunku do wykonywanej sztuki, zawsze wiadomo, że nagrają album przynajmniej dobry. Dziś zebrało mi się na napisanie kilku słów o ich trzecim dziele "Diabolis Interium".
Płyta nagrana i wydana została w 2001 roku. Tradycyjnie zespół wybrał Petera Tagtgrena i jego Abyss Studio. Mimo faktu, że materiał powstawał na bieżąco podczas nagrywania, Dark Funeral stworzyli jedno ze swoich najlepszych dzieł, a z pewnością nadrobili z nawiązką odrobinę niedosytu po "Vobiscum Satanas". Powstał album o świetnym dynamicznym brzmieniu, które przeniosło typową, wyrazistą dla zespołu ścianę nasyconego riffami dźwięku w nowy wymiar. Materiał wyszedł naprawdę potężnie! Na szczególną uwagę zasługują tu zwłaszcza trzy kompozycje. Pierwszą z nich jest otwierający piekielne wrota "The Arrival of Satans Empire". Ogień dosłownie bucha w twarz, to istna kanonada szatańskiej artylerii i bez wątpienia jeden z najbardziej rozpoznawalnych kawałków jakie Dark Funeral kiedykolwiek stworzył. Kolejny mój faworyt to "Hail Murder" w którym mocno przypadł mi do gustu motyw z refrenu, złowieszczy, przesiąknięty mrokiem, a jednocześnie tak prosty i zapadający w pamięć. Następna czarna perła tej płyty to "An Apperentice of Satan", który znany jest z poprzedzającej płytkę epki "Teach Children to Worship Satan" (jakoś dużo tego Satan haha). Tutaj zgrany został nieco szybciej i bardziej dynamicznie, wyróżnia się z marszu i mocno zapada w pamięć.
"Diabolis Interium" jest bez wątpienia dziełem skończonym, dopracowanym w każdym calu, które mknie na złamanie karku od pierwszego dźwięku, dając nam odetchnąć tylko przy nieco wolniejszym "Goddess of Sodomy". Spisał się zarówno zespół jak i producent. Dark Funeral nie rozpieszczał się nad tą płytą i nagrał materiał typowy dla ich stylu, agresywny, bluźnierczy i cuchnący siarką na kilometr. Moim zdaniem ten krążek nie zestarzał się ani trochę mimo swoich lat, a stwierdzenie, że po odejściu Parlanda nie tworzyli już takich albumów tak dobrych jak słynny "The Secrets of the Black Arts", uważam za mocno niesprawiedliwy. Świetna płyta i szczerze ją polecam!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz