sobota, 18 marca 2017

Damnation- Demo(n)s (Witching Hour 2015)

Jest środek nocy. Blade światło księżyca oświetla stary, zapomniany cmentarz. Gdy zapada zmierzch to miejsce zdaje się ożywać, ale nie jest to życie jakie znamy. Budzą się nieumarli...
Kompilacja "Demo(n)s" to nic innego jak dokumentacja początków Damnation zawierająca ich dwa pierwsze dema "Everlasting Sickness" oraz "Forbidden Spaces". Pierwsze z nich, wciąż obskurne, niesamowicie surowe i nieco zamulone, to czysta esencja typowo demówkowej, death metalowej sztuki. Trupi jad po prostu wylewa się z głośników podczas słuchania! To jeszcze nie było to Damnation, które tak dobrze znamy. Na tym materiale zespół dopiero próbował swoich sił w studio, szukał własnego stylu i drogi, którą miałby podążać. Mimo to zawarł na tym demie zalążek swojego diabelskiego, zakorzenionego w oldschoolu stylu, tu padła pierwsza iskra rozniecająca przyszły ogień. Wystarczy posłuchać otwierającego demo niepokojącego i złowieszczego intra po, którym rozpętuje się burza zza grobu w postaci tytułowego "Everlasting Sickness".
Drugi z kolei materiał, czyli "Forbidden Spaces" to już klasa sama w sobie. Powiedziałbym, że to demo to swoiste preludium do debiutanckiego "Reborn..." (z resztą gro utworów z demka pojawiło się ponownie na owym krążku). Mamy tu już zespół dojrzały, z własnym charakterystycznym stylem. Brzmieniowo i kompozycyjnie to także niesamowity progres, czasem ciężko uwierzyć, że to ten sama grupa, zmiany są tak znaczne. Jest potężniej, klarowniej, bardziej esencjonalnie. Nie zapomnę jak usłyszałem basowy pomruk w "Pagan Prayer", no jest moc! Partie gitar to też miazga, zdają się rzeźbić dźwięki z żywych płomieni! Tak właśnie rodził się jeden z klasyków polskiego death metalowego podziemia.
Reedycja tych materiałów w formie cd, którą w 2015 wypuściło Witching Hour nie jest jakaś specjalnie bogata, wydanie jest stosunkowo ubogie, ale nie pozbawione klimatu. Prosi się o nieco więcej, ale chyba chciano specjalnie zachować ową prostotę, aby współgrała z bezkompromisową i surową zawartością płyty. Jeżeli takie było założenie, to jak najbardziej jestem na tak.
W kwestii podsumowania powiem tylko jedno, to trzeba mieć, czy to w wersji kompaktowej czy też pokwapić się o oryginalne wydania na taśmach, ale trzeba. Kawał znakomitego kopiącego zad death metalu, a przy okazji kawał historii!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz